Trwający od blisko dwóch lat spór o reformę prawa karnego osiągnął już chyba swoje apogeum. Najpierw zmiany mające bardzo zaostrzyć kary przygotowywane były bez konsultacji ze środowiskami prawniczymi, wręcz w zaciszu ministerialnych gabinetów. Gdy teraz trafiły do Sejmu to zajmuje się nimi nie komisja właściwa do zmian prawa tylko specjalna, utworzona do szybkiego wprowadzania pomysłów rządzącej koalicji. Do tego pracująca bez udziału posłów opozycji. Ale wiele wskazuje na to, że cały ten wysiłek pójdzie na marne i lansowane przez ministra sprawiedliwości projekty nie zostaną uchwalone.

Nie dlatego, że są złe. Najważniejsze słabości przygotowanej pod kierunkiem Zbigniewa Ziobro nowelizacji przypomniał w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” prof. Andrzej Zoll (10.07.2007.). Jego zdaniem polityka karna zmierza dziś w ślepą uliczkę. - Zwolennicy zaostrzania kar nie zdają sobie sprawy, że wcale nie chronią społeczeństwa przed przestępczością czy jej wzrostem. Taki rzeczywisty wzrost przestępczości mieliśmy po 1989 r. W dużym stopniu dlatego, że w PRL było bardzo dużo więźniów. Teraz znów będziemy mieli fale skazanych, którzy po dwóch, trzech, pięciu latach odsiadki opuszczą zakłady karne. Będą to ludzie coraz bardziej niebezpieczni i zdemoralizowani, zniszczeni, wyrzuceni poza margines i pozbawieni pomocy – mówi prof. Zoll. Jego zdaniem znacznie tańszym środkiem walki z przestępczością jest probacja. Oczywiście nie dla tych najgroźniejszych sprawców, ale dla drobnych przestępców. Tych nie należy zamykać w więzieniach. Można nakładać na nich dolegliwe obowiązki, ale pozostawić na wolności. To tylko niektóre z argumentów przywoływanych przez naukowców – karnistów, adwokatów, sędziów, a nawet wielu prokuratorów, przeciwko przygotowywanym zmianom w kodeksach karnych. Nie były one jednak przez projektodawców ani wysłuchiwane, ani brane pod uwagę.

Jeśli teraz krytycy projektowanych zmian mogą mieć nadzieję, że nie zostaną one przez parlament uchwalone, to nie dlatego, że ich uwagi miałyby być wysłuchane. Szansa na przyjęcie tych ustaw radykalnie maleje z powodu kryzysu rządowego. Zwolnienie Andrzeja Leppera ze stanowiska wicepremiera i ministra skończy sie zapewne wyjściem jego ugrupowania z koalicji. Nawet jeśli Jarosławowi Kaczyńskiemu uda się sklecić jakąś koalicję pozwalającą na funkcjonowanie rządu, albo gdy zdecyduje się na kierowanie gabinetem mniejszościowym, to i tak nie będzie większości pozwalającej na przeprowadzanie dużych projektów i uchwalanie kontrowersyjnych ustaw. Jeśli liderom PiS uda się przeciągnąć na swoją stronę część posłów Samoobrony oraz wykorzystać tzw. nie zrzeszonych, to raczej nie powinni liczyć na ich poparcie dla nowelizacji prawa karnego. Za wieloma z nich ciągną się różne procesy, więc za przedłużeniem kadencji (i immunitetów) to chętnie zagłosują. Ale żeby prawo zaostrzać, to takimi samobójcami raczej oni nie są.

Platforma Obywatelska i SLD do tego ręki nie przyłożą, więc bardzo prawdopodobne jest, że prace nad zmianami w prawie karnym wkrótce zakończą się. Jeśli będą szybkie wybory i PiS je wygra, projekty mogą być ponownie wniesione do Sejmu. Jeśli rządy obejmie jakaś inna koalicja, nawet gdyby to było z udziałem PiS, to raczej dla takich zmian, jakie przygotował Zbigniew Ziobro, atmosfery nie będzie. Ale na pewno znajdzie się ktoś, kto projekty schowa do szuflady, by je wyciągnąć w jakimś sprzyjającym czasie. Tak jak w tej nowelizacji znalazło się wiele elementów z kodeksu karnego, przygotowanego gdy ministrem sprawiedliwości był Lech Kaczyński. Tamta nowelizacja została zawetowana przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, ale zwolennicy idei surowego prawa o niej pamiętali.