Minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski nie ujawnił w swym oświadczeniu majątkowym, ile zarobił w zeszłym roku. Zamiast napisać, jaki konkretnie dochód osiągnął w ciągu ostatniego roku z pracy dydaktycznej i w spółce adwokackiej, wpisał - "zgodnie z PIT".

Sprawę nagłośnił „Super Express”, który jak na tabloid przystało sugeruje od razu, że pewnie Ćwiąkalski zarobił niemało, bo przecież bronił milionera - aferzystę Henryka Stokłosę, pisał też opinie prawne dla Ryszarda Krauzego. Do krytyki ministra skwapliwie przyłączyli się opozycyjni politycy. - To, co robi minister Ćwiąkalski jest parodią jawności życia publicznego. Albo ujawniamy całą prawdę i nie mamy nic do ukrycia. Albo bawimy się ze społeczeństwem w kotka i myszkę - oburza się cytowany przez gazetę Mariusz Kamiński z PiS. I dodaje, że Donald Tusk obiecywał, że wszyscy jego ministrowie ujawnią swoje majątki i słowa nie dotrzymał. Z opinią tą zgadza się reprezentująca partię rządzącą Julia Pitera. Jest pewna zasada i koniec. Albo obowiązuje wszystkich, albo nikogo. Myślę, że minister Ćwiąkalski powinien ujawnić swoje dochody - mówi.

Ta sprawa to kłopot nie tylko dla rządu. Rzeczywiście są odpowiednie przepisy i od jakiegoś czasu członkowie rządu, parlamentarzyści, członkowie władz samorządowych, podają do publicznej wiadomości stan swojego majątku oraz wysokość zarobków. Owszem były próby „kombinowania” przy tym, podawania niepełnych danych czy zapominania o niektórych szczegółach. Ma to jednak dość krótkie nogi, ponieważ media i przeciwnicy polityczni szybko takie nieścisłości wyłapują i nadają im rozgłos. Jeśli więc ktoś w swoim oświadczeniu coś tam pominął, obawiając się np. że jego stan posiadania może wywołać jakieś komentarze, to po takiej akcji jego majątek staje się wręcz sławny. Komu takie zwyczaje nie odpowiadają, nie musi podejmować publicznej działalności. Bez wątpienia premier i zainteresowany minister będą musieli jakoś z tego wybrnąć.

Drugi aspekt tej sprawy to działalność prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego w charakterze adwokata. Miał w tej dziedzinie osiągnięcia, był znany. Wiadomo też było, że mecenasa Ćwiąkalskiego angażowano do spraw trudnych i skomplikowanych. Honoraria musiały więc być adekwatne do wagi spraw. Nikogo to nie powinno dziwić, poważni ludzie nie powinni też rozliczać dobrego adwokata z wysokich zarobków. Jest jednak faktem, że adwokaci, radcowie prawni i notariusze niechętnie mówią o swoich dochodach. W przypadku notariuszy dużo na ten temat wiadomo w związku ich obowiązkami skarbowymi. Pobierają od transakcji podatki i odprowadzają je do urzędów skarbowych, muszą więc wszystko skrupulatnie podliczać. Adwokaci i radcowie swoje umowy z klientami często zawierają w zaciszu gabinetów i nie chcą o tym publicznie mówić. Najlepszym dowodem na to jest niechęć do kas fiskalnych. Już tylko jako jedna z nielicznych grup zawodowych prawnicy są wolni o tego obowiązku. Co roku problem wraca i za każdym razem adwokaci i radcowie dostają kolejny rok odroczenia. A w tzw. międzyczasie kasy dostali taksówkarze, kioskarze, fryzjerzy itd. Dyskusja wokół zarobków ministra może się stać przyczynkiem od wznowienia dyskusji także o tej sprawie.