W październiku 2011 r. liczba złożonych pozwów przekroczyła już 2 mln. Ta różnica pomiędzy przewidywanym, a rzeczywistym wpływem spraw do e-sądu świadczy jednak o nieprzeprowadzeniu przy ocenie skutków tej regulacji rzetelnych badań rynkowych dotyczących zapotrzebowania na sąd elektroniczny. Tylko częściowo projektodawców EPU może usprawiedliwiać większa determinacja przedsiębiorców w dochodzeniu drobnych roszczeń, obserwowana w związku z kryzysem ekonomicznym.
Wydawać by się mogło, że wobec znacznego wpływu spraw do e-sądu udało się odciążyć sądy tradycyjne. Jednak w 2010 r. do wszystkich sądów rejonowych wpłynęło ponad 50% więcej spraw upominawczych i nakazowych niż rok wcześniej.
Uwzględniając nawet stale rosnący wpływ spraw cywilnych, nie można oprzeć się wrażeniu, że wprowadzenie EPU nie tyle odciążyło sądy, co "wygenerowało" sprawy, które normalnie nie trafiłyby na drogę sądową. Mogło być to nawet ok. 30% spraw, które zostały zarejestrowane w 2010 r. w e-sądzie. Dlatego też większość sądów rejonowych odczuła w tym czasie spadek wpływu spraw upominawczych i nakazowych tylko o 20%. Natomiast w ponad 70 sądach obserwowane było dalsze zwiększenie wpływu takich spraw. Rzeczywiste odciążenie sądów tradycyjnych nie było zatem tak "znaczne", jak zakładano. Niemniej jednak resort sprawiedliwości twierdzi, że w pierwszym półroczu 2011 r. wynik ten był już zdecydowanie lepszy. Jest to prawdopodobne, gdyż 2010 r. stanowił czas pewnego testu dla e-sądu. Sprawdzian został zdany pomyślnie i dlatego można spodziewać się jeszcze większego zaufania powodów do elektronicznej procedury.
Natomiast o sukcesie EPU nie mówi się już w aspekcie szybkości postępowania, która miała być zdecydowanie większa niż w postępowaniu tradycyjnym. Wynika to z faktu, że w 2010 r. średni czas rozpoznawania sprawy w e-sądzie wynosił ok. 24 dni (zakładano, że będzie to 5-7 dni). Czasami jest to okres dłuższy niż w zwykłym postępowaniu upominawczym.
Jednak biorąc pod uwagę pierwszy rok funkcjonowania EPU i stosunek wpływu spraw do obsadzenia kadrowego e-sądu, można stwierdzić, że jest to satysfakcjonujący wynik. Przedstawione uwagi nie służą podważeniu celowości wprowadzenia EPU. Z informatyzacją sądownictwa wiążą się znaczne wydatki, a oszczędności uzyskuje się zwykle po dłuższym czasie. Istotne zastrzeżenia budzi natomiast nieprecyzyjna i nazbyt ogólna ocena skutków finansowych wprowadzenia EPU. Koszty wdrożenia i funkcjonowania tej procedury w 2010 r. musiały bowiem przekroczyć prognozowane 14,25 mln zł. Niestety bardzo orientacyjny charakter ma też ocena finansowych skutków regulacji, załączona do przedstawionego niedawno projektu ustawy dotyczącej elektronicznego bankowego tytułu egzekucyjnego (tzw. e-BTE). Więcej>>>