Jak przypomina „Gazeta Wyborcza”, w tegorocznym budżecie rząd zaplanował aż 1,5 mld zł wpływów z mandatów. Tymczasem
z uzyskanych przez "Gazetę" szacunków Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego (GITD) wynika, że w pierwszym kwartale 2013 r. wpływy z mandatów fotoradarowych (oraz z mandatów nakładanych przez inspekcje transportu drogowego na przewoźników drogowych) wyniosły 22,4 mln zł. To i tak nieźle, bo w całym zeszłym roku nie przekroczyły 32 mln zł. Poza tym Inspektorat dodaje, że ściągnął tylko połowę wystawionych w tym roku mandatów, więc docelowo wpływy będą wyższe. Ale w porównaniu z mandatowymi planami ministra Rostowskiego są to kwoty żałośnie niskie.
Radary I kwartale 2013 r. wykonały łącznie 450 tys. zdjęć. W więcej niż co trzecim przypadku (176 tys.) wezwano właściciela sfotografowanego pojazdu, by wskazał, kto kierował nim w momencie zrobienia "widokówki". Wystawiono też 88 tys. mandatów. A więc statystycznie - ponad tysiąc każdego dnia!
Skąd więc zaskakująco niskie wpływy z mandatów? Aleksandra Kobylska z GITD podkreśla, że ministerialne wyliczenia zakładały nie tylko większą liczbę pracujących fotoradarów, ale też inny tryb odpowiedzialności kierowców za nadmierną prędkość. Miałby to być tryb odpowiedzialności administracyjnej, a nie tryb wykroczeń, bardziej czasochłonny i skomplikowany.
Więcej: http://wyborcza.pl>>>