Leszek Bubel i jego współpracownicy mają odpowiadać przed sądem w Białymstoku za rozpowszechnianie w tym mieście treści antysemickich. Na razie nie odpowiadają, ponieważ sąd i prokuratorzy zajmują się głównie rozwiązywaniem zagadek proceduralnych, jakie zadają im oskarżeni. By maksymalnie odwlec moment wydania wyroku, zasypują oni sąd różnymi wnioskami. Do tego przed każdą rozprawą zmieniają adwokatów, którzy następnie meldują sądowi, że nie są przygotowani do obrony, bo ustanowieni zostali w jej przeddzień. Jak już rozprawa zostanie przełożona, to do następnej też nie może dojść, gdyż oskarżeni właśnie zmieniają obrońców, bo nie zgadzają się z linią obrony tych wcześniejszych. Więc jest kolejne odroczenie, i tak bez końca.

Jednak teraz oskarżeni wykonali wręcz mistrzowski manewr. Podczas jednej z rozpraw doprowadzili do ostrej wymiany zdań z biegłym językoznawcą, którego opinia miała mieć kluczowe znaczenie dla rozstrzygnięcia sprawy. Pod adresem eksperta padły mocne słowa, na co ten zareagował zapowiedzią skierowania sprawy do sądu. I o to właśnie Leszkowi Bublowi i jego kolegom chodziło. Jako ich przeciwnik w procesie cywilnym biegły nie może już opiniować w procesie karnym przeciwko nim, bo przecież mógłby nie być bezstronny. W efekcie prokuratura musi teraz powołać nowego biegłego, czekać aż opracuje on swoją opinię i dopiero wtedy proces może być wznowiony. W tym czasie oskarżeni mogą myśleć nad następnymi fortelami, którymi zaskoczą sąd.

 

Polskie sądy wyraźnie sobie nie radzą z różnego typu sztuczkami stosowanymi dość często przez oskarżonych i ich doradców, gdy zależy im na przeciąganiu procesu. A czasem przecież doprowadza w końcu do przedawnienia, czyli bezkarności. Czy sędzia, ale też obecny na sali sądowej prokurator, nie byli w stanie zorientować się, do czego zmierza atak oskarżonych na biegłego? Czy sąd nie był w stanie powstrzymać kłótni, ukarać oskarżonych za niedopuszczalny atak na biegłego? Sąd powinien chronić biegłego, ale także swoją powagę, która w tym przypadku bardzo ucierpiała. Jeśli przez ponad rok oskarżeni w taki sposób potrafią wodzić sąd za nos, to z naszym wymiarem sprawiedliwości jest coś nie tak.