Nad projektem ustawy o bezpieczeństwie i ratownictwie w górach i na zorganizowanych terenach narciarskich ministerstwo dyskutuje od dwóch lat. W tym czasie zmienił się on już osiem razy.
- Robimy wszystko, żeby jeszcze w styczniu trafił pod obrady rządu. Zapis o kaskach na pewno się w nim pojawi. Liczymy, że do tego czasu wystarczy rozsądek rodziców, którym zależy na zdrowiu i życiu dzieci - mówi Małgorzata Woźniak, rzeczniczka Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Niezależnie od obowiązujących przepisów większość szkół narciarskich chroni w ten sposób młodych narciarzy. - U nas dzieciaki jeżdżą w kaskach od 10 lat. Mamy taką zasadę w klubie. Jeśli ktoś przyprowadza dziecko na indywidualną lekcję, też musi dla niego wypożyczyć kask. Zazwyczaj nie trzeba rodziców długo przekonywać. Od wprowadzenia w zeszłym roku nowych przepisów nie widziałem na stoku dziecka bez takiego zabezpieczenia - mówi Piotr Bogusz, instruktor,właściciel krakowskiej szkoły narciarskiej Lider. W tym sezonie rodzice mają jednak dowolność. Dopóki nie zakończy się żonglowanie ustawami, w przepisach o jeździe w kaskach będzie luka.
Również w sejmowych komisjach toczą się burzliwe dyskusje nad poselską wersją ustawy. - Nie sądziłem, że prace nad tym projektem będą takie trudne.Ciężko zgrać ze sobą stanowiska ratowników, organizacji narciarskich i właścicieli wyciągów - mówi Piotr Van der Coghen, poseł PO,przewodniczący podkomisji pracującej nad ustawą.
Projekt wprowadza wiele istotnych zmian. - Kończy monopol TOPR-u i GOPR-u na ratownictwo na stokach narciarskich. Tę funkcję będą mogli pełnić specjalnie przeszkoleni pracownicy stacji. Właściciele ośrodków będą też mieli prawo wyproszenia ze stoku pijanego narciarza - mówi Van der Coghen. - Zapis o obowiązkowych kaskach jest oczywisty. Chcemy jednak podnieść granicę wieku do 18 lat. Potem niech każdy decyduje o sobie -dodaje.
Sceptycznie do projektu podchodzi Jan Krzysztof,naczelnik TOPR-u: - Od pewnego czasu prace nad projektem toczą się poza nami. Nie ma w nim jasnego określenia kluczowej kwestii, jaką jest finansowanie ratownictwa górskiego. Dużo za to mniej ważnych szczegółów,jak alkohol na stoku, szerokość tras, natężenie oświetlenia czy kaski.To nie są rzeczy, które muszą być uregulowane w ustawie - mówi. -Bliższa jest mi wersja rządowa, ale w obecnej formie projekt jest dużo gorszy od dotychczas obowiązujących przepisów rozrzuconych po różnych ustawach - dodaje.
Polski Związek Narciarski nie chce się natomiast zgodzić, żeby nowa ustawa mówiła tylko o ratownictwie i finansowaniu TOPR-u. - Obecnie nigdzie nie jest uregulowane, kto może uczyć jeździć na nartach. Zgodnie z ustawą o sporcie każdy może nakleić sobie plakietkę "instruktor" i wyjść na stok - zaznacza Bogusz.
Na szybki kompromis się więc nie zanosi, a czas ucieka. - Jeżeli nie dojdziemy do porozumienia do końca lutego, nie zdążymy z całąprocedurą przed końcem kadencji i kolejny sezon będzie stracony -przyznaje Van der Coghen.
- Robimy wszystko, żeby jeszcze w styczniu trafił pod obrady rządu. Zapis o kaskach na pewno się w nim pojawi. Liczymy, że do tego czasu wystarczy rozsądek rodziców, którym zależy na zdrowiu i życiu dzieci - mówi Małgorzata Woźniak, rzeczniczka Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Niezależnie od obowiązujących przepisów większość szkół narciarskich chroni w ten sposób młodych narciarzy. - U nas dzieciaki jeżdżą w kaskach od 10 lat. Mamy taką zasadę w klubie. Jeśli ktoś przyprowadza dziecko na indywidualną lekcję, też musi dla niego wypożyczyć kask. Zazwyczaj nie trzeba rodziców długo przekonywać. Od wprowadzenia w zeszłym roku nowych przepisów nie widziałem na stoku dziecka bez takiego zabezpieczenia - mówi Piotr Bogusz, instruktor,właściciel krakowskiej szkoły narciarskiej Lider. W tym sezonie rodzice mają jednak dowolność. Dopóki nie zakończy się żonglowanie ustawami, w przepisach o jeździe w kaskach będzie luka.
Również w sejmowych komisjach toczą się burzliwe dyskusje nad poselską wersją ustawy. - Nie sądziłem, że prace nad tym projektem będą takie trudne.Ciężko zgrać ze sobą stanowiska ratowników, organizacji narciarskich i właścicieli wyciągów - mówi Piotr Van der Coghen, poseł PO,przewodniczący podkomisji pracującej nad ustawą.
Projekt wprowadza wiele istotnych zmian. - Kończy monopol TOPR-u i GOPR-u na ratownictwo na stokach narciarskich. Tę funkcję będą mogli pełnić specjalnie przeszkoleni pracownicy stacji. Właściciele ośrodków będą też mieli prawo wyproszenia ze stoku pijanego narciarza - mówi Van der Coghen. - Zapis o obowiązkowych kaskach jest oczywisty. Chcemy jednak podnieść granicę wieku do 18 lat. Potem niech każdy decyduje o sobie -dodaje.
Sceptycznie do projektu podchodzi Jan Krzysztof,naczelnik TOPR-u: - Od pewnego czasu prace nad projektem toczą się poza nami. Nie ma w nim jasnego określenia kluczowej kwestii, jaką jest finansowanie ratownictwa górskiego. Dużo za to mniej ważnych szczegółów,jak alkohol na stoku, szerokość tras, natężenie oświetlenia czy kaski.To nie są rzeczy, które muszą być uregulowane w ustawie - mówi. -Bliższa jest mi wersja rządowa, ale w obecnej formie projekt jest dużo gorszy od dotychczas obowiązujących przepisów rozrzuconych po różnych ustawach - dodaje.
Polski Związek Narciarski nie chce się natomiast zgodzić, żeby nowa ustawa mówiła tylko o ratownictwie i finansowaniu TOPR-u. - Obecnie nigdzie nie jest uregulowane, kto może uczyć jeździć na nartach. Zgodnie z ustawą o sporcie każdy może nakleić sobie plakietkę "instruktor" i wyjść na stok - zaznacza Bogusz.
Na szybki kompromis się więc nie zanosi, a czas ucieka. - Jeżeli nie dojdziemy do porozumienia do końca lutego, nie zdążymy z całąprocedurą przed końcem kadencji i kolejny sezon będzie stracony -przyznaje Van der Coghen.