W środę Sąd Okręgowy w Warszawie zasądził od Skarbu Państwa na rzecz Ali Asghara Manzarpoura 107 tys. zł odszkodowania oraz 220 tys. zł zadośćuczynienia - poinformowała tego dnia PAP sędzia Dorota Trautman, rzeczniczka SO ds. cywilnych.
Kosztami procesu obciążono Skarb Państwa. Wyrok jest nieprawomocny - wnioskodawca i Prokuratura Okręgowa w Warszawie mogą się odwołać do Sądu Apelacyjnego w Warszawie.
Manzarpoura, "namierzonego" przez amerykańskie służby, zatrzymali w 2005 r. w Warszawie polscy antyterroryści na wniosek USA, które ścigały go międzynarodowym listem gończym za naruszenie amerykańskiego embarga na handel z Iranem (polskie media pisały wtedy o ujęciu "irańskiego szpiega"). W 2004 r. wyeksportował on z USA do Wlk. Brytanii jednosilnikowy, ultralekki samolot "Berkut" z włókien szklanych i węglowych (sprzedawany do samodzielnego montażu) i wysłał go do Iranu. Według USA zrobił to bez potrzebnych zezwoleń. W USA groziło mu do 50 lat więzienia i 250 tys. dolarów grzywny.
W postępowaniu ekstradycyjnym przed warszawskim SO Irańczyk dowodził, że nie złamał żadnych przepisów UE ani prawa międzynarodowego. Mówił, że "Berkut" nie miał przeznaczenia wojskowego i że miał on zezwolenie na jego eksport z Wlk. Brytanii do Iranu. Dodawał, że prawo USA nie obejmuje czynów popełnionych w innych państwach, a UE nie uznaje amerykańskich zapisów o ściganiu łamania embarga USA gdziekolwiek na świecie. Według Manzarpoura, cała sprawa miała charakter polityczny, bo USA liczyły, że przychylna im Polska nie będzie przestrzegała praw człowieka i wyda go.
Reprezentując w tej sprawie USA, Prokuratura Okręgowa w Warszawie wnosiła o wydanie przez SO opinii o dopuszczalności ekstradycji. SO zajmował się sprawą przez kilka lat. Wydał wszystkie możliwe orzeczenia: o dopuszczalności prawnej ekstradycji do USA, o jej niedopuszczalności oraz o umorzeniu sprawy. Decyzje te uchylał potem sąd apelacyjny.
W końcu w 2008 r. SO wydał ostateczną opinię o niedopuszczalności ekstradycji. Uznał, że w sprawie nie zachodzi główny warunek jej dopuszczalności: karalność danego czynu zarówno w państwie żądającym wydania, jak i w tym, które ma kogoś wydać. Sąd stwierdził, że Manzarpour w ogóle nie podlegałby w Polsce odpowiedzialności. Decyzja ta miała znaczenie tylko formalne, bo Irańczyk, który spędził w areszcie ekstradycyjnym niemal dwa lata, już wcześniej opuścił Polskę.
W 2009 r. Manzarpour wytoczył w Polsce proces o odszkodowanie oraz o zadośćuczynienie za "utracone korzyści" wskutek aresztowania. Podkreślał, że w polskim więzieniu był w złej sytuacji psychicznej, bo po artykułach, jakoby miał być szpiegiem, uznawano go za terrorystę. W konsekwencji przed widzeniami musiał się całkowicie rozbierać do kontroli. W celi siedział z osobą niezrównoważoną. "Trudno było tam zachować higienę" - zeznał. Władze brytyjskie wykreśliły firmę Manzarpoura z tamtejszego rejestru z powodu jej bezczynności, którą spowodował pobyt w polskim areszcie.
Manzarpour zeznał w SO w drodze telekonferencji z Teheranu, że bardzo zaawansowany był już przygotowywany kontrakt z firmą Bell Aerospace na cywilne samoloty "Mewa" (produkowane w Polsce na licencji amerykańskiej). Dodał, że po zawarciu tego kontraktu chciał sprzedać irańskiemu przemysłowi lotniczemu 11 tych samolotów; 33 silniki do nich oraz technologię produkcji. Udaremniło to zatrzymanie - Manzarpour oceniał, że jego straty z tego tytułu przekraczały 900 tys. dolarów. Ponad dwa lata zabrało przesłuchanie w USA w drodze pomocy prawnej świadka w tym wątku sprawy.
Niedawno SO oddalił wniosek prokuratury by wystąpić do USA o informację, na jakim etapie jest sprawa karna wnioskodawcy. Sąd uznał, że nie ma to znaczenia dla ustalenia przesłanki odszkodowawczej.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie wnosiła, by sąd odmówił uznania roszczeń Manzarpoura, bo powinien on był wystąpić o odszkodowanie do USA, które go ścigały. Prokuratura podkreślała, że Polska zatrzymała go zgodnie z polsko-amerykańską umową o ekstradycji, bo nie mogła go nie zatrzymać, skoro USA wydały taki nakaz.
Łukasz Starzewski (PAP)