Kilka lat temu, kiedy Grzesikowi ukradziono dokumenty, informacja o tym nie trafiła do międzybankowego rejestru, choć on sam zgłosił to Getin Noble Bankowi, w którym miał konto. Na nazwisko ofiary przestępcy wyłudzali kredyty, co oznaczało dla Grzesika liczne kłopoty - przesłuchania na policji, zajęcie pensji przez komornika i brak możliwości otrzymania kredytu.
Wytaczając proces, powód domagał się 100 tys. zł zadośćuczynienia. W odpowiedzi na pozew pełnomocnik banku nie zaprzeczał, że w sprawie Grzesika popełniono błąd, a dobra osobiste klienta zostały naruszone. Kwestionował jednak kwotę, której żądał dziennikarz. Proponował wypłatę 10 tys. zł.
W lipcu ub. r. katowicki sąd okręgowy nakazał Getin Noble Bankowi, by przeprosił Grzesika na łamach prasy i wypłacił mu 57 tys. zł zadośćuczynienia. Sąd uznał, że bank naruszył dobra osobiste powoda - godność, cześć, dobre imię i poczucie bezpieczeństwa - poprzez bezpodstawne i bezprawne zaniechanie zastrzeżenia jego dowodu osobistego zgodnie ze złożoną przez niego dyspozycją. Strona pozwana nie zgodziła się z wyrokiem i złożyła apelację.
Podając ustne motywy wyroku, sędzia Roman Sugier podkreślił, że w przeciwieństwie do amerykańskiego porządku prawnego - gdzie zadośćuczynienia pełnią często funkcję represyjną i dotykają nawet potentatów - w Polsce mają naprawić krzywdę powoda.
Sąd obniżył kwotę zadośćuczynienia, uznając że Grzesik nie wykazał, że zaniechanie banku naraziło go na część podnoszonych w pozwie problemów. „Nie ma dostatecznych dowodów pozwalających na uznanie, że niemożność nabycia mieszkania, utrata pracy, problemy rodzinne czy kłopoty zdrowotne są następstwem tego, że zaciągnięto jakiś bliżej nieokreślony kredyt na nazwisko pana powoda (...)" - powiedział sędzia.
Sąd uznał też, że strona pozwana nie musi przepraszać powoda w prasie, ale wystarczy listowna forma przeprosin. Sędzia argumentował, że sprawa odbiła się szerokim echem dlatego, że rozgłos nadał jej sam powód.
„Ponieważ sprawa miała de facto jednak charakter między bankiem a klientem, wydaje się sądowi apelacyjnemu, że w zakresie satysfakcji niemajątkowej wystarczającym będzie, jeśli bank stosowne wyrazy ubolewania prześle w liście(...)” - powiedział sędzia Sugier. Jak dodał, sam Grzesik już wystarczająco w mediach wyjaśnił, w jakiej jest sytuacji i że padł ofiarą niefrasobliwości banku.
„Ten wyrok dowodzi, że mamy jeszcze długą drogę przed sobą, aby zadośćuczynienia i odszkodowania za naruszenie podstawowych dóbr osobistych były odpowiednio wysokie” - skomentował pełnomocnik Grzesika, adwokat Mariusz Fras. Jak ocenił, warto było wytoczyć powództwo, bo po tej sprawie banki będą lepiej chroniły klientów.
Sam powód powiedział dziennikarzom, że zarówno kwota, jak i forma przeprosin nie jest dla niego satysfakcjonująca. "Dla mnie jest jasne, że to, co mnie spotkało przez ostatnie lata, nie powinno się wydarzyć, gdyby Getin Bank pracował profesjonalnie" - dodał. Zaznaczył zarazem, że jest też lepsza strona wyroku - sąd przyznał, że ma rację. "Warto było walczyć przez sześć lat o prawdę" – oświadczył.
„Jako prawnik jestem bardzo usatysfakcjonowany rozstrzygnięciem sądu apelacyjnego” - powiedział natomiast po wyroku pełnomocnik Getin Noble Banku, radca prawny Wojciech Leszczyński.
Satysfakcję z wyroku wyraziła też sama strona pozwana. Rzecznik Getin Banku Wojciech Sury w przesłanym PAP stanowisku napisał, że odwołanie od wyroku z I instancji opierało się w dużej mierze na ocenie, że sąd okręgowy nie uwzględnił w swoim orzeczeniu kilku istotnych okoliczności.
Sury wskazał m.in., że to nie Getin Noble Bank wpisał formalnie Grzesika do rejestru Biura Informacji Kredytowej, dlatego wedle przepisów "nie jest też władny spowodować usunięcie jego nazwiska z tego rejestru bez zaangażowania banków wierzycielskich". Wyraził też przekonanie, że sąd I instancji zasądzając kwotę zadośćuczynienia odstąpił od linii orzeczniczej przyjętej w podobnych przypadkach przez polskie sądy.
Gdy w kwietniu 2006 r. Grzesikowi skradziono portfel i dokumenty, dziennikarz powiadomił o tym policję i bank, w którym miał konto VIP. Sądził, że dokumenty zostały zastrzeżone, więc sprawa jest zamknięta. Wkrótce okazało się jednak, że przestępcy posługujący się dowodem Grzesika zaciągali na jego nazwisko kredyty, które później nie były spłacane.
Grzesik wielokrotnie był wzywany na policję, by złożyć zeznania i poddać się badaniom grafologicznym. Wyjaśnienie tych spraw nie oznaczało końca kłopotów - komornik zajął mu pensję, a z powodu kłopotów z dokumentami Grzesik przez lata nie mógł dostać kredytu, trafił bowiem do rejestru Biura Informacji Kredytowej.
Okazało się, że wbrew przekonaniu Grzesika jego dowód nie trafił do międzybankowej bazy Dokumenty Zastrzeżone. Przedstawiciele banku początkowo odpowiadali, że klient powinien był to zastrzec i wpłacić dodatkowo 10 zł. Tymczasem Grzesik - dodawali - nie wydał takiego polecenia. Grzesik odpowiadał, że nikt mu nie powiedział, że tak należy zrobić.(pap)