Rozmowa z adwokat Małgorzatą Gruszecką, przewodniczącą Komisji Doskonalenia Zawodowego i Kształcenia Aplikantów Adwokackich przy Naczelnej Radzie Adwokackiej.
- Dlaczego aplikanci adwokaccy z Krakowa i Warszawy zdają egzaminy końcowe najgorzej, a z małych ośrodków np. Rzeszowa – lepiej?
- Wyniki z poprzednich lat nie były tak zróżnicowane. Trudno taki wniosek formułować na podstawie tego jednego egzaminu. Było by to krzywdzące i dla aplikantów i dla prowadzących zajęcia z nimi . Można powiedzieć, że oba te ośrodki uzyskały w tym roku lepszy wynik niż w poprzednim. Powodów tegorocznych różnic wyników można doszukiwać się po dogłębnej analizie czynników mających wpływ na końcowy rezultat. Trzeba zwrócić uwagę, że w tych dużych ośrodkach przypada największa liczba aplikantów na jednego patrona , co rzutuje na ich większe obciążenie pracą . Patronat to tradycja adwokatury i jej siła. Jednak liczba aplikantów u jednego patrona w tych większych ośrodkach, multiplikuje się . W roku 2011 było 5489 aplikantów a tylko 9261 adwokatów wykonujących zawód. W Warszawie wprowadziliśmy nowe zajęcia, typu case methode i z pewnością przyczyniły się one do tego, że egzamin został zdany dużo lepiej. Natomiast zauważyłam w czasie prowadzenia tych zajęć, że gros aplikantów jest lepiej przygotowanych z wąskich, bardzo specjalistycznych i trudnych dziedzin prawa ,co jest naturalnym w tych ośrodkach. Sporządzanie apelacji w sprawie cywilnej czy karnej, pisma w sprawach gospodarczych, administracyjnych wymagają pilnej pracy na aplikacji, ale też i pracy z patronem. Wynik egzaminów to jest także nauka dla młodzieży – trzeba realizować program kształcenia do końca, aplikacja daje możliwość nauczenia i doskonalenia warsztatu, nie może uczyć prawa pozytywnego, tę wiedzę aplikanci muszą posiąść na studiach. Warszawa i Kraków mają świetnych wykładowców, więc nie oni zawiedli.
- Osoby, które nie odbyły aplikacji, czyli doktorzy prawa i referendarze sądowi nie uzyskują najlepszych wyników. Jaka jest tego przyczyna?
- Tych osób na egzaminie było niewiele, ale miało dużo gorszy wynik niż młodzież po aplikacjach. Nie mają oni doświadczenia i wiedzy, którą posiedli aplikanci w okresie trzy i pół letniej praktyki . Przecież sporządzanie umowy, czy apelacji wymaga dużego doświadczenia, nie tylko wiedzy w zakresie prawa pozytywnego ,którą niewątpliwie doktorzy prawa prezentują. Sama wiedza doktorów, często w wąskiej dziedzinie prawa nie wystarcza, trzeba poznać warsztat adwokata. Większość przystępujących do egzaminu doktorów prawa miała już praktyki w kancelariach, ale te praktyki były na tyle krótkie, że nie pozwoliły im zdać egzaminu, w przeciwnym razie uzyskali by wpis na listę adwokacką z ustawy. Jeszcze raz potwierdza się, że najlepszą drogą do zawodu adwokata jest aplikacja adwokacka. Z przerażeniem patrzę na projekty dopuszczenia do zawodu i reprezentacji w sądach przez osoby, które świeżo uzyskały tytuł magistra prawa. Nieodosobnionym przypadkiem jest kiedy magister prawa czytając sygnaturę akt I C czyta ją „ic” a to tylko mały przykład tego ,że pierwsze kroki prawnika po studiach, chcącego pracować w szeroko pojętym wymiarze sprawiedliwości wymagają poznania warsztatu - a zatem pracy, nauki, doskonalenia . Nie można tego posiąść przez dobre chęci ale przez aplikację pod okiem najlepszych. Poziom polskiego wymiaru sprawiedliwości to też poziom jego obrońcy ,czy pełnomocnika.
- Pierwszy raz użycie laptopów powinno być nie stresujące, a dopingujące i pomocne. Czy jednak pojawiły się problemy techniczne?
- Tak, przejście na laptopy było wręcz koniecznością. Przecież my dziś nie widzimy pism procesowych sporządzanych ręcznie. Powiem nawet – nie wiedzę pism sporządzanych maszynowo. Gdy byłam sędzią dostawałam pisma sporządzane na maszynie, a kiedy pojawiły komputery – maszynopisy zniknęły z sądów. Jeśli aplikant przez trzy i pół roku pisze na komputerze, to trudno, żeby przestawiał się na długopis w czasie egzaminu. Byłam orędowniczką egzaminów na laptopach. Mankamentem tego systemu jest fakt, że aplikant zdaje na własnym sprzęcie. Jednak jest to rozwiązanie korzystne dla aplikanta, gdyż zna on układ klawiatury i czcionkę. System nas nie zawiódł , ale to dzięki dużemu zaangażowaniu ludzi tworzących go.
Z drugiej strony – mamy łatwiejsza weryfikację prac. Nie ma tez omyłek, jeśli chodzi o odczytanie tekstów.
- Ale komputery nie spowodowały większego stresu u zdających?
- Nie można tego tak ująć , gdyż jest to nowa forma. Baliśmy się wszyscy, czy ten nowy sposób sprawdzi się technicznie. O ile wiem w USA egzamin adwokacki odbywa się również na komputerach i tam także komisja wręcza pendrivy, ale tylko 50 proc. zdających posługuje się komputerem. W Polsce przed egzaminem Ministerstwo Sprawiedliwości otworzyło aplikantom wersję demo, tak aby można było wyłapać błędy. Baliśmy się, żeby nie wysiadł prąd, żeby zadziałały pendrivy. Niektórym zdającym np. wyczerpała się bateria, czasami działały tylko emocje i stres tych wielkich dni , skutkiem którego aplikanci zapominali się podłączyć do prądu, co przy słabej baterii, zamykało prace komputera. Wiem jednak, że przypadki te nie zaszkodziły zdającym ,którzy dziś cieszą się pozytywnym wynikiem i oczekują na wpis i ślubowanie. Szkoda jednak, że egzamin nie przewiduje formy ustnej tu aplikanci mogliby pokazać swe przygotowanie. Do tej formy egzaminu należałoby wrócić.
Komputery posiadające dostęp do dwu programów prawniczych to też nowość tego egzaminu i ta forma jak najbardziej się sprawdziła , stąd myślę, że wpisze się ona do jego dobrej tradycji.
Rozmawiała: Katarzyna Zaczkiewicz-Zborska