Jak przypomina „Gazeta Wyborcza”, po wpłynięciu wniosku do e-sądu referent sądowy ma wydać nakaz zapłaty i nadać mu klauzulę wykonalności. A jeśli dłużnik nie zgadza się z treścią nakazu, to może złożyć sprzeciw. Wtedy jego sprawa trafia do "normalnego" sądu. Temu, kto długów nie narobił, nic przecież nie grozi, no i można złożyć sprzeciw.

Czytaj: Sejm przyjął ustawę usprawniającą pracę e-sądów>>>

- E-sądy niewątpliwie usprawniły wymiar sprawiedliwości, ale trzeba je cały czas monitorować i poprawiać, pamiętając o tym, aby sprawność działania nie była ważniejsza od sprawiedliwości. NIK nie może się tą sprawą zająć w kontroli, bo prawo nie pozwala nam badać orzecznictwa sądów. Zwrócę jednak uwagę posłów na ten problem - dodaje Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK, wcześniej minister sprawiedliwości, który wprowadzał EPU.
- Zawsze jest tak, że dopiero praktyka pokazuje, gdzie popełniono błędy - ocenia posłanka Lidia Staroń (PO), członkini sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka. - Okazuje się, że na marginesie tej procedury, która w założeniach jest słuszna (szybkie odzyskanie długu), rozwija się jakaś patologia, a ofiarami nierzetelnych firm stają się uczciwi ludzie wplątani w postępowanie sądowe i egzekucyjne. Przepisy były już nowelizowane i dzięki zmianom ograniczono zjawisko "kreowania dłużników". Teraz znowu trzeba pod tym kątem przeanalizować ustawę o EPU. Może błędnym założeniem było owo zaufanie sądu do wierzyciela, że kieruje pozew przeciwko prawdziwemu dłużnikowi. Dlatego przepisy należy jak najszybciej doprecyzować. Zabieram się do pracy nad nowelizacją jeszcze przed świętami.  Więcej: wyborcza.biz>>>

Czytaj: Zagrożenia i korzyści e-sądów dla klientów i sędziów>>>