Czytaj: Nowi sędziowie SN powołani, zabezpieczenia NSA zignorowane >>

Małgorzata Manowska, to dotychczas sędzia Sądu Apelacyjnego w Warszawie, doktor habilitowany nauk prawnych, profesor nadzwyczajny Uczelni Łazarskiego i od 2016 roku dyrektor Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. Tę ostatnią funkcję pełniła na zasadzie delegowania sędziego przez ministra. Jak przypomina, minister ma prawo do delegowania sędziów do pracy w wybranych jednostkach administracji państwowej, jednak podkreśla, że nie jest to taka sama delegacja jak do Ministerstwa Sprawiedliwości, MSZ czy Prokuratury Krajowej. - Krajowa Szkoła Sądownictwa i Prokuratury podlega wprawdzie ministrowi sprawiedliwości, ale jest jednostką odrębną i działającą na podstawie odrębnej ustawy - mówi prof. Manowska.

Funkcja, nie stanowisko - delegacja, nie umowa

Jak podkreśla, nie jest to typowe stanowisko tylko funkcja, do której pełnienia jest się wyznaczanym i nie odbywa się to na podstawie umowy o pracę. Jak wyjaśnia prof. Manowska, minister nie deleguje do pełnienia funkcji dyrektora. To są dwa osobne akty - pierwszy jest akt powołania na stanowisko dyrektora KSSiP, który nie jest uzależniony od żadnych zgód (art. 12 ustęp 1 ustawy o KSSiP). A drugi akt jest konsekwencją aktu pierwszego i jest to delegacja do wykonywania czynności w KSSiP. Akt drugi jest obligatoryjny (art. 12 ustęp 4 ustawy o KSSiP).
I dodaje, że do pełnienia funkcji dyrektora KSSP została powołana na zasadzie delegowania na kadencję, która skończy się w styczniu 2021 roku. Podkreśla, że chciałaby ją pełnić nadal, ale uzależnia to od uzgodnień z Dariuszem Zawistowskim, prezesem SN kierującym Izbą Cywilną, do której została powołana.

- Ja cały czas jestem dyrektorem szkoły, nikt mnie nie odwołał, a ja się nie zrzekłam tej funkcji, więc teraz jest kwestia podstawy prawnej tej mojej pracy. Dotychczas wykonywałam ją na podstawie delegowania, więc teraz chyba też tak powinno być - mówi prof. Manowska. I dodaje, że jest umówiona z prezesem Zawistowskim na rozmowę na ten temat.

  

Delegacja równoległa z nominacją

Jak poinformował Krzysztof Michałowski z zespołu prasowego SN, podpisana przez wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka delegacja wystawiona została z datą 10 października 2018 roku, czyli w dniu, w którym prezydent Andrzej Duda wręczał nowym sędziom, w tym Małgorzacie Manowskiej akty powołania na stanowiska sędziów Sądu Najwyższego.

Sędzia Zawistowski potwierdza, że sędzia Manowska złożyła dokument potwierdzający delegowanie jej do pracy w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury. Nie zdecydował jeszcze jak go potraktować, ponieważ sprawa ma charakter precedensowy i on nie wie, czy taka delegacja sędziego Sądu Najwyższego jest możliwa. Przyznaje, że ustawa o ustroju sądów powszechnych daje ministrowi sprawiedliwości prawo delegowania sędziów, ale nie jest pewien, czy odnosi się to tylko do sędziów sądów powszechnych, czy także do sędziów Sądu Najwyższego. Jak poinformował, w SN trwają teraz analizy prawne w tym zakresie. W każdym razie oboje sędziowie, Zawistowski i Manowska są zgodni co do tego, że jeszcze nie było przypadku delegowania przez ministra sędziego Sądu Najwyższego.

W każdym razie prezes Zawistowski zapowiedział, że decyzja w tej sprawie zostanie podjęta w ciągu kilku dni, a następnie zostanie przekazana prof. Manowskiej i resortowi sprawiedliwości.

Nie ma przeszkód do delegowania

Zdaniem prof. Manowskiej nie ma formalnych przeszkód, by sędzia Sądu Najwyższego był oddelegowany do pełnienia takiej funkcji. - Artykuł 12 ustawy o Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury mówi że jej dyrektorem może być sędzia lub sędzia w stanie spoczynku, bez ograniczenia, że sędzia Sądu Najwyższego jest wyłączony z tego. A ustęp 4 tego artykułu stwierdza wyraźnie, że w przypadku powołania na tę funkcję sędziego, minister sprawiedliwości deleguje go do pełnienia tych obowiązków - mówi.

Prof. Manowska wskazuje też, że specyfika regulacji dotyczącej Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury powoduje, że niełatwo jest odwołać jej dyrektora w trakcie kadencji. - Są ustawowe przesłanki, z których wynika, kiedy dyrektora można odwołać. Czyli kiedy nie wykonuje on, albo nienależycie wykonuje on swoje obowiązki - mówi.

Jeśli kandyduje, to chce orzekać

Zdaniem prof. Tadeusza Erecińskiego, byłego prezesa Sądu Najwyższego kierujacego Izbą Cywilną, podstawa prawna, która ewentulanie miałaby być podstawą zgody na oddelegowanie w tym przypadku jest wątpliwa. Przypomina on, że zgodnie z art. 44 par.1 ustawy o Sądzie Najwyższym podjęcie dozwolonych dodatkowych zajęć nie może utrudniać pełnienia obowiązków sędziego SN. I dodaje, że zgodnie z par. 3 tego przepisu, o zamiarze kontynuowania dodatkowego zajęcia sędzia obejmujący stanowisko w SN ma obowiązek zawiadomić I Prezesa. A I Prezes może sprzeciwić się, jeżeli kontynowanie zatrudnienia lub innego zajęcia będzie utrudniało pełnienie obowiązków sędziego SN. Zdaniem byłego prezesa SN w tym przypadku, nie wchodzi  w grę odpowiednie stosowanie przepisow prawa o ustroju sądów powszechnych.

Prof. Ereciński uważa także ten wniosek za wątpliwy moralnie, bo jak twierdzi, jeśli ktoś kandydyje do Sądu Najwyższego to można zakładać, że chce w tym sądzie orzekać. - Trudno też sobie wyobrazić ewentualne łączenie tych czynności. Szczególnie, że w związku ze zmianami legislacyjnymi w Sądzie Najwyższym, a także w Izbie Cywilnej, w ostatnim okresie narosły zaległości orzecznicze - powiedział.  - Moim zdaniem istnieją przesłanki do wyrażenia sprzeciwu ze względu na liczbę spraw oczekujących na rozpoznanie i perspektywę zmiany regulacji dotyczących tzw. przedsądu, co dostarczy sędziom Izby Cwilnej dodatkowej pracy - mówi.
Zdaniem byłego szefa tej izby, propozycja wyłączenia jednego z sędziów z tej pracy raczej nie spotka się z uznaniem ani prezesa, ani pozostałych sędziów. - A poza tym nie przypominam sobie, żeby minister sprawiedliwości delegował po 1990 roku sędziego Sądu Najwyższego do pełnienia innych obowiazkow poza SN - konkluduje prof. Tadeusz Ereciński.