Jak stwierdza w artykule opublikowanym w "Dzienniku Gazeta Prawna", nie zależy mu na pełnieniu w kolejnej kadencji funkcji szefa samorządu radców prawnych.
- Sprawowanie tej funkcji nie jest moją jedyną formą aktywności. Oznaczałoby to, że stałbym się zawodowym działaczem. A jestem i pozostanę w pierwszej kolejności radcą prawnym. To piękny zawód. Funkcji prezesa KRRP, podobnie jak wcześniej funkcji wiceprezesa, którą sprawowałem przez siedem lat, nie traktowałem i nigdy nie traktowałbym jako sposobu na życie. Nie wyobrażam sobie bycia reprezentantem interesów zawodu, którego problemów nie doświadczam w rzeczywistości. Byłaby to czysta fantazja. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie - pisze Sałajewski.
I dodaje, że nie zakładał, że będzi prezesem przez dozwolone ustawą dwie kadencje. - Nie ma to jednak nic wspólnego z rejteradą. Nie będę też ukrywał satysfakcji z tego, że pewnie uzyskałem w wyborach mandat delegata na najbliższy krajowy zjazd oraz mandat członka KRRP następnej kadencji - czytamy w artykule.

Jednak jego autor nie chce brać udziału w "konkursie na prezesa".  - Uważam, że nawoływania do medialnych debat między kandydatami na samorządowych liderów, naśladujące apele z wielkiej polityki, są niepotrzebne. Ci, którzy aspirują do roli przywódców, powinni raczej słuchać i organizować niż roztaczać wizje czy wygłaszać obietnice. Wprawdzie liderów w samorządzie zawodowym wybiera się w demokratycznych wyborach, ale w pewnym sensie są to osoby do wynajęcia, które mają realizować cele i zadania wytyczone im przez kolegialne organy, a nie stawać na przywódczym i celebryckim piedestale - pisze Dariusz Sałajewski.

Więcej>>