Członkami komisji byli: Józef Brynkus, Łukasz Cięgotura, Andrzej Kowalski, Arkadiusz Puławski, Marek Szymaniak, Michał Wojnowski, Andrzej Zybertowicz i Przemysław Żurawski vel Grajewski. Funkcję przewodniczącego pełnił Sławomir Cenckiewicz. Brynkus, jeszcze przed głosowaniem, złożył rezygnację. Wybrano ich pod koniec sierpnia br. przez Sejm poprzedniej kadencji. Posłowie KO, PSL i Lewicy zbojkotowali tamto głosowanie.

Decyzję o odwołaniu członków komisji poprzedziły burzliwe wystąpienia.  - Przegraliście wybory dlatego, że Polacy sprzeciwili się rosyjskim metodom w Polsce, sprzeciwili się temu, by stać się kolejną Białorusią czy Rosją — mówił Borys Budka poseł KO do posłów PiS. — Wraz z końcem tej komisji, ludzi, którzy tam zasiadali, kończą się rosyjskie wpływy w Polsce — stwierdził. — Gdyby się nie bali tej komisji, pozwoliliby jej dalej działać! — stwierdził premier Mateusz Morawiecki.

Komisja zostaje, ale z nowym składem

Komisji nie zamykamy. Ona powinna dalej funkcjonować. Powinniśmy uzbroić ją w fachowców, którzy zajmą się wyjaśnianiem, czy przez osiem ostatnich lat wpływy rosyjskie były pielęgnowane, czy ktoś z nimi walczył. Ja jestem przekonany o tym, że wpływy rosyjskie w Polsce rosły i trzeba to zbadać — powiedział z kolei w rozmowie z WP szef klubu Lewicy Krzysztof Gawkowski.

Większość sejmowa planuje m.in. przeprowadzenie audytu oraz skontrolowanie wydatków i rzeczywistej pracy dotychczasowych członków komisji.

Konstytucjonaliści postulowali uchylenie ustawy

Tu warto przypomnieć niedawną debatę Ochrona bezpieczeństwa narodowego niekonstytucyjnymi środkami. Konstytucyjny status Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich, którą zorganizowało "Państwo i Prawo" oraz Wolters Kluwer Polska. Odbyła się ona w Warszawie, a moderował ją prof. dr hab Andrzej Wróbel, redaktor naczelny "Państwa i Prawa".

Analizowano wtedy bolączki ustawy powołującej komisję. Pierwsza ustawa o Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007–2022, która budziła konstytucyjne wątpliwości i która wywołała zaniepokojenie Komisji Europejskiej, ale też USA, została przyjęta 14 kwietnia 2023 r., 16 czerwca Sejm przyjął jej nowelizację - prezydencką, na mocy której zniesiono m.in. możliwości stosowania przez Komisję środków zaradczych, zmieniono tryb odwoławczy od jej decyzji (z sądów administracyjnych na sądy powszechne), wzmocniono niezależność komisji i - jak zapewniono - transparentność postępowań przed komisją. Wykluczono również m.in. możliwość przesłuchania przez komisję w charakterze świadka obrońcy adwokata lub radcy prawnego – co do faktów, o których dowiedział się, udzielając porady prawnej lub prowadząc sprawę; duchownego – co do faktów, o których dowiedział się przy spowiedzi; a także mediatora – co do faktów, o których dowiedział się, prowadząc postępowanie mediacyjne w postępowaniu karnym.

Uczestnicy debaty podkreślali jednak, że nadal jest to niekonstytucyjny bubel prawny, niespójny legislacyjnie, którego prawdziwym celem jest zdyskredytowanie przeciwników politycznych i, że najlepiej i najbezpieczniej byłoby uchylić całą ustawę.

Czytaj: Prezydencka nowelizacja ustawy o "rosyjskiej" komisji już obowiązuje >>

Prof. dr hab. Robert Grzeszczak z Uniwersytetu Warszawskiego mówił, że w poprzedniej ustawie wskazano na 12 rażących problemów, nowela - jak wskazał je wypłyca, ale problemy nadal pozostają. - To jest wielka maskarada. Bubel prawny, niespójny. Legislatorzy nie zdołali tak wprowadzić prezydenckich poprawek, by zapobiec jeszcze większemu chaosowi - mówił. Dodał, że nie ma też wątpliwości, że ta regulacja narusza Konstytucję i dlatego, choć wprost nie dotyczy prawa unijnego, biorąc pod uwagę tradycję konstytucyjną państw unijnych, nie powinna w żadnym kraju UE funkcjonować.

Wymienił również jej największe bolączki - jak choćby zbytnią ingerencję w proces wyborczy, naruszenie prawa do sądu, prawa do obrony, w końcu naruszenie przepisów dotyczących ochrony danych osobowych.

Wtórował mu prof. Wróbel, podkreślając, że sytuacja jest bezprecedensowa, bo stworzono regulację, której jedynymi celami są cele polityczne - czyli dyskredytacja przeciwników. Profesor dodawał, że te kompetencje, które posiada komisja nie są kompetencjami organu administracji publicznej.

Środków zaradczych nie ma, kara represyjna jest

Prof. dr hab Andrzej Sakowicz z Uniwersytetu w Białymstoku, przypominał z kolei, że pierwotna wersja ustawy zakładała stosowanie przez komisję środków zaradczych, co nowelą zmieniono. - Pozostała kwestia decyzji administracyjnej, która jest owocem prac komisji, stwierdzającej, że ktoś działał pod wpływem rosyjskim albo nie działał. Abstrahując od pierwotnego rozwiązania, które niewątpliwie ma charakter represyjny, bo piętnuje osobę poprzez ogłoszenie informacji w sferze publicznej, że ktoś działał pod wpływem rosyjskim, to taka decyzja wydana przez organ administracji, w mojej ocenie quasi sąd, o charakterze inkwizycyjnym, narusza prawo do czci i dobrego imienia, oraz może ingerować w życie prywatne określonej osoby. Mamy do czynienia z aktem administracyjnym, który ingeruje w prawa i wolności jednostki. To nie jest tak, jak w przypadku komisji reprywatyzacyjnej, że jej decyzja podważa inne, które zapadły. Ingerujemy w konkretne dobra - mówił.

Wskazywał, że jest to decyzja zbliżona do wyroku skazującego, bo jest podawana do publicznej wiadomości, a także pozbawia praw publicznych.

Czytaj w LEX: Ustawa o Państwowej Komisji ds. badania wpływów rosyjskich w zakresie uprawnień informacyjnych - komentarz praktyczny >

W jego ocenie w tym przypadku można mówić o sankcji karnej, karze, środku o charakterze represyjnym, odpowiedzialności karnej w rozumieniu art. 42 ust. 1 Konstytucji. - Niewątpliwie ta decyzja administracyjna jest taką dolegliwością dla określonej osoby - zaznaczał. Profesor podkreślał również naruszenie zasady dwuinstancyjności i prawa do obrony.

 

Zakres ustawy tak szeroki, że i Kowalskiego może objąć

Jak mówiła prof. dr hab. Monika Florczak-Wątor, zakres ustawy jest tak szeroki, że może się okazać, że nawet działania osób, które tego nie przypuszczają, znajdą się w jej zainteresowaniu.

- To budzi pewne poczucie braku bezpieczeństwa, braku pewności. Przepisy dotyczące procedury działania komisji naruszają Konstytucję też dlatego, że znajduje się w nich wiele pojęć niedookreślonych. Chociażby pojęcie monitorowania - komisja pojawia się jako organ znajdujący się poza innymi organami, czyli może inicjować działania innych organów, ale i je monitorować. I tu pojawia się pytanie: czy to tylko monitorowanie, czy też nadzorowanie? - wskazywała.

W jej ocenie naruszona została też konstytucyjna zasada jawności i transparentności postępowań - nie tylko w zakresie osób postronnych, ale również stron postępowań. - Na etapie czynności sprawdzających strony nie są informowane, na etapie postępowania wyjaśniającego nie ma obowiązku przekazania im postanowienia, które chociażby zawierało jakieś bardziej rozbudowane uzasadnienie oparte na dowodach, do czego mogliby się odnieść. Nowela wprowadza jawną rozprawę, ale można też wyłączyć jej jawność - wymieniała.      

Eksperci podnosili też niemal nieograniczone kompetencje komisji. - Art. 7 Konstytucji wymaga, by była możliwość skontrolowania, czy dany organ działa na podstawie i w granicach wyznaczonych przez prawo. Tych granic faktycznie nie ma. Zasada legalizmu z kolei wymaga, że w razie naruszenia tej zasady powinny istnieć procedury umożliwiające egzekwowanie odpowiedzialność. A art. 13 ustawy wyłącza jakąkolwiek odpowiedzialność członków komisji za to, co robią w ramach działania komisji - dodawała prof. Florczak-Wątor. 

- Pamiętam różnego rodzaju opinie przedkładane w procesie legislacyjnym, w jednej opinii przedstawiciela Ordo Iuris można było przeczytać, że jego zdaniem cel ustawy jest słuszny, bo chodzi o ochronę państwa przed wpływami rosyjskimi, ale sposób, w jaki komisja to robi, po pierwsze kompromituje ten cel, a po drugie uniemożliwia jego realizację i ja się z tym zgadzam. Można by to zastosować na każdym poziomie analizy tej ustawy. Nawet gdyby przyjąć, że ta komisja ma tylko raportujący charakter, to pewnie byłoby to trudne do wykonania, biorąc pod uwagę wymagania stawiane członkom. Bo przypominam, żeby zostać członkiem tej komisji, trzeba mieć albo wyższe wykształcenie, albo przynajmniej niezbędną wiedzę w zakresie funkcjonowania władzy publicznej - czyli poziom gimnazjum, liceum? - podsumowywał prof. dr hab. Piotr Tuleja z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.