Przez 25 lat polski system penitencjarny miał w swych rękach tego człowieka. Przez ćwierć wieku można było nad nim pracować, by po zakończeniu kary był kimś innym, lepszym. Nic o tym nie wiadomo, nic nam o tym nie powiedziano. Wiemy jedynie, że przez ostatnie półtora roku przebywał w rzeszowskim zakładzie karnym, gdzie prowadzi się terapię wobec sprawców takich przestępstw, jakie popełnił Mariusz Trynkiewicz. A co robiono w tej sprawie wcześniej? Leczono go, pracował z nim jakiś psycholog? Trudno uwierzyć, że taka praca była, tylko teraz z jakiegoś powodu nie informuje się o tym. Szczególnie, że o tym więźniu to już chyba wiemy wszystko.
A może była jakaś terapia, tylko nieudana? Jeśli tak, to proszę nam nie mówić, że w Gostyninie to ona się uda. A więc także nie ma co gadać, że to lecznica, skoro to takie trochę wygodniejsze więzienie. Chociaż Breivik i tak ma w swoim lepsze warunki. W sumie więc trudno wykazać, że to ma być leczenie, a nie przedłużenie kary. Z ciekawością będziemy czekać na wyroki Trybunału Konstytucyjnego i trybunału w Strasburgu, bo ta sprawa tu i tam musi trafić.
Także 25 lat mieli politycy i urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości na stworzenie dobrego prawa, które poprawiłoby błąd popełniony przed laty przy znoszeniu kary śmierci. Jak często w Polsce, zabrali się za to w ostatniej chwili i stworzyli dziwaczną konstrukcję, trochę karną i trochę cywilną, której głównym zadaniem ma był ukrycie prawdziwych intencji jej autorów. A te są oczywiste – zatrzymać Trynkiewicza, i jemu podobnych, w zamknięciu jak długo się da, najlepiej do końca życia. No i tylko te zasady gdzieś tam uwierają, że nie można karać dwa razy za ten sam czyn, że prawo nie może działać wstecz. Które pokazują, że król jest nagi. 
Tę goliznę całej sytuacji widać szczególnie dzięki mediom, które historię Trynkiewicza przerobiły w histerię, a potem nadmuchały ją do granic wytrzymałości.
I gdy już się wydawało, że nic już nas nie może zaskoczyć, taka sensacja. Trzeba trafu, że w celi Trynkiewicza znajduje się pornografia dziecięca, co ewidentnie świadczy o jego zamiarach. To oczywiście nie ma żadnego znaczenia, że do pilnie strzeżonej i monitorowanej celi żadne podejrzane materiały nie miały szansy trafić. No bo jak? Ale okazuje się, że trafiły.
I cóż z tego, że znalazły się akurat pod nieobecność lokatora tej celi? No bo jak miał przy tym przeszukaniu być, skoro akurat przebywał w sądzie? No przecież nikt mu tego nie podrzucił. A gdzieżby tam!
Nas tam też nie było, więc ręki sobie w tej sprawie uciąć nie damy. A dyrektor tego więzienia dałby uciąć?
Nieraz  już sobie komedię z demokratycznego państwa prawnego w Polsce próbowano robić. Jakby komu było mało, to niech obserwuje dalszy bieg tej historii.
Krzysztof Sobczak

Czytaj także:
Zoll o zwrocie ws. Trynkiewicza: to zaczyna brzydko pachnieć
Bodnar: sprawa Trynkiewicza ma coraz mniej wspólnego z państwem prawa