– Musimy walczyć o klienta, i to nie tego z zasobnym portfelem, bo on ma już prawników. Do osób mniej zamożnych w pierwszej kolejności przemawia cena. Można się na to albo obrażać, albo to zaakceptować – stwierdza jeden z młodych stołecznych adwokatów. Taka sytuacja nie jest mile widziana. A już szczególnie w środowisku notariuszy.
Dziś notariuszy przybywa: teraz jest ich 2,3 tys. i z każdym rokiem będzie o kilkuset więcej, a transakcji - przeciwnie: obecnie jest o ponad 50 tys. mniej niż w najlepszych czasach. A to oznacza, że przeciętny przychód spadł do 163 tys. zł rocznie, a będzie jeszcze mniejszy, jeśli notariusze będą obniżać taksę. Co ważne, koszty działalności pozostały na tym samym poziomie. Nierównomierne zagęszczenie kancelarii dodatkowo pogarsza sytuację notariuszy w największych miastach.
– Gwałtowny wzrost liczby notariuszy zaostrza konkurencję. Prowadzi to do absurdalnej sytuacji, w której ktoś, kto wykonuje władzę publiczną, musi ubiegać się o to, by klient dokonał czynności u niego. To może powodować utratę bezstronności i niezależności, podstawowych przymiotów notariusza.
Trudno wyobrazić sobie taką sytuację wśród sędziów lub prokuratorów. Projekt deregulacji tylko pogarsza ten stan rzeczy - przestrzega notariusz Joanna Greguła, członek Krajowej Rady Notarialnej. - Problemu nie rozwiążą nowe czynności notarialne. Jako sposób na odciążanie sądów to słuszna idea, ale nie do pogodzenia z wynikającą z konkurencji stronniczością – dodaje.

Źródło: DGP