Ale bliższe przyjrzenie się sprawie jednoznacznie wskazuje, że za sobotni chaos odpowiada Rada Adwokacka i osobiście dziekan. Wybór dnia wagarowicza na zgromadzenie okazał się złowieszczym omenem.

Czytaj: Poważny konflikt w warszawskiej adwokaturze>>

Wszystko zaczęło się od październikowej uchwały programowej. Pojawiła się ona znikąd na Zgromadzeniu i Okręgowa Rada Adwokacka przyjęła ją za własną. Zawarty był w niej zapis, że kolejne zgromadzenie Izby ma się odbyć do końca marca. Czyli mniej więcej dwa miesiące wcześniej, niż odbywało się to zwykle. Termin napięty, lecz realistyczny. Tymczasem ORA zachowywała się tak, jakby nic się niestało! Prace prowadzone były nieśpiesznie i ostateczną wersję sprawozdania izby adwokackiej w Warszawie ORA przyjęła dopiero późnym wieczorem 4 III b.r. Jednocześnie ustaliła termin zgromadzenia na 21 III b.r. Oznaczało to, że zgodnie z wymogami formalnymi należy adwokatów powiadomić najpóźniej 7 III b.r. (na 14 dni przed zgromadzeniem). Ale do powiadomienia należy dołączyć sprawozdania komisji rewizyjnej. Jak wynika z powyższej chronologii Komisja otrzymała trzy dni na sporządzenie sprawozdania. Termin ten był nierealny: przyjmując go ORA liczyła albo na klepnięcie „w ciemno” jej prac, albo na zerwanie zgromadzenia z powodu braku sprawozdania. Postawiony przed takim dylematem przewodniczący ponoć sam sporządził sprawozdanie, które zostało rozesłane w dn. 5/6 marca. Gdy dowiedzieli się o tym pozostali członkowie Komisji zażądali zwołania posiedzenia Komisji. Ponoć w dniu 19 III b.r. uchwalili sprawozdanie, którego jednak nie rozesłano adwokatom. W tej sytuacji 20 III b.r. sześciu członków komisji podało się do dymisji. 

Najpóźniej więc w piątek dziekan i ORA wiedzieli, że są dwa sprawozdania, a komisja rewizyjna stała się ciałem kadłubowym, niezdolnym do działań. Mimo to rozpoczęto jakby nigdy nic zgromadzenie w dn. 21 III b.r. Dziekan, inni działacze nie poinformowali adwokatów co się dzieje. Co ciekawe, przewodnicząca odmówiła odczytania listu z rezygnacją-gdy została do tego zmuszona przez zgromadzenie, to nagle okazało się, że jej zdaniem, jak i zdaniem dziekana, dalsze prowadzenie obrad nie jest możliwe! Zarządziła bezterminową przerwę. Pomimo opozycji mojej oraz kilku znakomitych procesualistów i znawców życia samorządowego, zgromadzeni adwokaci zawierzyli dziekanowi i prezydium. W tej sytuacji zgromadzenie zostało zerwane przed uchwaleniem nawet porządku obrad po trzech godzinach bezowocnych obrad.

Nie mieliśmy możliwości wysłuchać członków komisji rewizyjnej, ani jej przewodniczącego. Nie było żadnej debaty o zadziwiającym położeniu władz Izby. Dziekan oraz pozostali członkowie ORA nie wyjaśnili też dlaczego wcześniej chcieli procedować, a po odczytaniu listu zdymisjonowanych członków Komisji Rewizyjnej nagle zmienili zdanie. Nie dowiedzieliśmy się też, jak ORA mogła oczekiwać sporządzenia sprawozdania Komisji w ciągu trzech dni, które jej przeznaczyła. Dziekan przemawiając obarczył winą członków komisji rewizyjnej, którzy podali się do dymisji, a wielu adwokatów zabierających głos w dyskusji przewodniczącego Komisji. Jednocześnie padły pogróżki postępowań dyscyplinarnych wobec niesprecyzowanych osób. Jasne, że chodziło tu o zastraszenie ogółu.
Pragnę jednak podkreślić, że z ujawnionych informacji wynika, że przewodniczący zgrzeszył w istocie chęcią dotrzymania za wszelką cenę terminu ustalonego, przez ORA, a zdymisjonowani członkowie chęcią prawidłowego wykonywania swoich obowiązków i odmową pójścia na skróty. Nie chcieli firmować fikcji. W jakimś stopniu postępowanie ich jest zrozumiałe. Dalej idącą odpowiedzialność za sobotnie wydarzenia ponosi ORA, a w szczególności dziekan. To ORA zwlekała bez końca z przygotowaniem sprawozdania, a gdy je w końcu przyjęła w dn. 4 III b.r. to jednocześnie określiła kalendarz dalszych przygotowań tak, że Komisji pozostały tylko trzy dni na napisanie jej sprawozdania. A przecież nie było przeszkód, aby wyznaczyć termin Zgromadzenia na kolejną sobotę, 28 III b.r., a w razie potrzeby chociażby i na 31 III b.r. Komisja miałaby wtedy 9-12 dni co dawałoby jej cień szansy na napisanie sprawozdania. Niezrozumiałe jest też forsowanie przez dziekana i prezydium, w końcu zgłoszone przez dziekana, zakończenia obrad w dn. 21 III b.r. Można było przecież prowadzić dalsze czynności w celu ustabilizowania sytuacji, przyjąć porządek obrad, wyjaśnić przed Zgromadzeniem położenie Komisji Rewizyjnej, przeprowadzając w razie potrzeby dodatkowe wybory. A tak zgromadzenie rozeszło się mając niezdolną do działania, kadłubową komisję rewizyjną, bez budżetu izby, pozostając w stanie zawieszonego zgromadzenia. Nie bardzo bowiem można nawet zwołać zgromadzenie nadzwyczajne, skoro zwyczajne nie jest zamknięte, tylko formalnie trwa dalej, bezterminowo odroczone.
Ogólnie, przebieg Zgromadzenia pokazał jakieś zakulisowe gry władz Izby, brak silnego przywództwa i autorytetów w izbie, co przejawiało się w braku zdecydowanych działań i ucieczką w razie problemów w odroczenie zgromadzenia. Wszystko to przypomina XVIII w. polskie sejmy, które zrywano nieraz przed wyborem marszałka. Z tym, że w Polsce przedrozbiorowej od pierwszego liberum veto do zerwania sejmu przed oborem marszałka minęło 36 lat (1652-1688), a w izbie warszawskiej analogiczną drogę udało się przejść w ciągu niecałego roku.

Autor: adwokat Andrzej Nogal, Warszawa