Po wyborach parlamentarnych 9 października ub.r. w Sejmie znalazły się: PO, która wprowadziła 207 posłów, PiS (157), Ruch Palikota (40), PSL (28) i SLD (27); jeden mandat przypadł przedstawicielowi Mniejszości Niemieckiej. Na dzień przed pierwszym posiedzeniem klub PiS opuściła grupa posłów w geście solidarności wobec wykluczonych z partii: Zbigniewa Ziobry, Jacka Kurskiego i Tadeusza Cymańskiego. Powstał klub Solidarnej Polski, liczący 16 posłów.

Obecnie Platforma ma 206 posłów, PiS - 136, RP - 43, PSL - 28, SLD - 25, SP - 19; jest też trzech posłów niezrzeszonych.

Koalicja rządząca PO-PSL liczy 234 posłów. To tylko o 3 więcej niż połowa ustawowej liczby posłów, co powoduje problemy w głosowaniach ważnych rządowych projektów. Np. podczas niedawnego głosowania Sejm - wbrew intencjom rządu, przewagą jednego głosu - podwyższył kwotę becikowego do 1200 zł. Dotychczasowa kwota 1000 zł została jednak przywrócona dzięki zaakceptowanej przez Sejm poprawce Senatu.

W ciągu minionych 12 miesięcy Sejm obradował na 24 posiedzeniach przez 68 dni. Posłowie ponad 11 tys. razy zabierali głos z mównicy sejmowej, złożyli ponad 10,5 tys. interpelacji i ponad 2 tys. zapytań.

Do Sejmu wniesiono 296 projektów ustaw; 100 było autorstwa rządu; 13 - to projekty obywatelskie, 4 - prezydenckie. 20 projektów wniósł Senat; 5 - sejmowe komisje. 25 projektów przygotował klub PO, 32 - klub PiS, 30 - klub Ruchu Palikota, 14 - klub PSL, 25 - klub SLD, 19 - klub Solidarnej Polski, a 8 to pomysły międzyklubowe. Uchwalono 108 ustaw i 64 uchwały.

Pierwsze posiedzenie VII kadencji rozpoczęło się 8 listopada i trwało z przerwami do 1 grudnia. Sejm nowej kadencji otworzył marszałek senior Józef Zych (PSL). Na marszałka Sejmu wybrano Ewę Kopacz; wicemarszałkami zostali - Cezary Grabarczyk (PO), Marek Kuchciński (PiS), Eugeniusz Grzeszczak (PSL) i Jerzy Wenderlich (SLD).

Dopiero w drugim głosowaniu na wicemarszałka wybrano Wandę Nowicką z Ruchu Palikota. Bardzo szybko złożono też wniosek o jej odwołanie z tej funkcji, który jednak nie został przyjęty.

Jeszcze przed pierwszym posiedzeniem powstały wątpliwości, czy mandat poselski mogą objąć wybrani z list PiS b. prokuratorzy Dariusz Barski i Bogdan Święczkowski. Ostatecznie marszałek Sejmu podjął decyzję o wygaszeniu ich mandatów.

Podczas inauguracyjnego posiedzenia premier Donald Tusk złożył dymisję rządu. Prezydent Bronisław Komorowski występując w Sejmie podkreślił, że "jedynie odważne i roztropne działania posłów i rządu pozwolą Polsce kontynuować stabilny rozwój gospodarczy". Później w rozmowie z dziennikarzami oceniał, że obecny Sejm na pewno nie będzie łatwy, ze względu "na dające o sobie znać takie ruchy tektoniczne w niektórych środowiskach, szczególnie widoczne na radykalnej lewicy i radykalnej prawicy".

18 listopada ub.r. Tusk wygłosił w Sejmie expose. "W czasie tego kryzysu, tak jak przez ostatnie cztery lata, przez kolejne cztery lata i następne udowodnimy, że Polska może być w wielu sprawach najlepsza w Europie, może być liderem w sprawach, w których do tej pory nawet nam się nie śniło, żeby być liderem" - zapewniał premier.

Minione 12 miesięcy obecnej kadencji obfitowało w burzliwe dyskusje, spektakularne wystąpienia posłów i przedstawicieli rządu. Gorąco w Sejmie było w styczniu przy okazji informacji ministra zdrowia dot. nowej ustawy refundacyjnej i w czasie grudniowej debaty nad informacją o przyszłości UE. Wiele kontrowersji wywołały wnioski debiutującego na Wiejskiej klubu Ruchu Palikota o usunięcie krzyża z sali posiedzeń, a także "happening" lidera Ruchu Janusza Palikota, który zapowiedział zapalenie marihuany w Sejmie.

W ciągu roku tej kadencji do Sejmu trafiły wnioski o wotum nieufności wobec trzech ministrów rządu Donalda Tuska: w grudniu ub.r. PiS chciało odwołać szefa MSZ Radosława Sikorskiego, w styczniu - ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza, a w maju - minister edukacji narodowej Krystynę Szumilas. Sejm wnioski odrzucił.

Najwyższy poziom emocji panował podczas uchwalania w maju rządowej reformy emerytalnej, wydłużającej wiek emerytalny kobiet i mężczyzn do 67 lat. Przedsmakiem tego była marcowa debata nad wnioskiem Solidarności o przeprowadzenie referendum, w którym Polacy mieli odpowiedzieć na pytanie, czy są za utrzymaniem dotychczasowego wieku emerytalnego, czyli 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn.

PO i RP podczas debaty mówiły o manipulacji i wykorzystywaniu "S" do politycznych celów; PiS mówiło o "dojeniu" Polski; SLD ocenił, że na fundamentalne pytanie "jak żyć" proponowany przez rząd projekt reformy emerytalnej odpowiada: "krótko". Donald Tusk zwracając się do szefa "S" Piotra Dudy powiedział: "Myślę, że nie po to wybierano pana na szefa Solidarności, aby podejmował się pan zadań, które właściwie jest w stanie wykonać każdy pętak". Premier przyznał później, że podszedł do Dudy i wyraził ubolewanie z powodu tych słów.

Do prawdziwej "bitwy" w sprawie reformy emerytalnej doszło w maju, kiedy Sejm w atmosferze politycznych kłótni, uchwalił ustawę podwyższającą wiek emerytalny kobiet i mężczyzn. Związkowcy z Solidarności zablokowali wyjścia z Sejmu, przez kilka godzin nie wypuszczając posłów.

Arkadiusz Mularczyk mówił, że jeśli SP będzie rządziła w następnej kadencji, przywróci stary system emerytalny. Podobną deklarację złożyła Józefa Hrynkiewicz z PiS. "Apeluję do moich rodaków, pomóżcie nam zmienić tę chorą, barbarzyńską ustawę! (...) PiS, jeśli dojdzie do władzy, zrobi wszystko, aby tę ustawę (...) uchylić" - dodała. Także Anna Bańkowska z SLD podkreślała, że lewica liczy na wygraną w przyszłych wyborach m.in. po to, aby ustawę podwyższającą wiek emerytalny odrzucić.

Wśród ważnych uchwalonych przez Sejm ustaw była nowela ustawy refundacyjnej znosząca kary dla lekarzy, którzy niewłaściwie wypisują recepty i wprowadzająca abolicję dla aptekarzy realizujących recepty z błędami. Nowela powstała po protestach lekarzy, którzy sprzeciwiając się karom przybijali na receptach pieczątkę "Refundacja do decyzji NFZ". Zamieszanie wokół ustawy refundacyjnej było powodem złożenia wniosku o wyrażenie wotum nieufności wobec ministra Bartosza Arłukowicza.

Po zajściach w stolicy w związku z obchodami Święta Niepodległości 11 listopada w 2011 r. prezydent przygotował projekt nowelizacji Prawa o zgromadzeniach. Celem noweli było ustanowienie przepisów "wspomagających ochronę pokojowych demonstrantów przed chuligańskimi ekscesami zagrażającymi ich życiu lub zdrowiu, a także zapobieżenie powstawaniu szkód materialnych".

Nowe przepisy umożliwiają organom gminy zakazanie organizacji dwóch lub więcej zgromadzeń w tym samym miejscu lub czasie, jeżeli może to doprowadzić do naruszenia porządku publicznego. Projekt noweli od początku prac legislacyjnych wywoływał kontrowersje. Przeciw zmianom protestowały m.in. Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Forum Obywatelskiego Rozwoju i Fundacja "Panoptykon".

W październiku Ruch Palikota zaskarżył nowelę Prawa o zgromadzeniach do Trybunału Konstytucyjnego; zdaniem Ruchu ustawa wprowadza ograniczenia, jeśli chodzi o wolność i demokrację. Pod wnioskiem do TK podpisało się też 25 posłów SLD.

Gorąca atmosfera panowała w Sejmie również podczas rozpatrywania projektów ustaw autorstwa Ruchu Palikota i SLD, które miały wprowadzić w Polsce związki partnerskie; odrzuconych przez większość sejmową. Do prawdziwej politycznej burzy doszło tej jesieni podczas głosowania nad wnioskami o odrzucenie projektów: Ruchu - liberalizującego przepisy antyaborcyjne oraz SP - zaostrzającym prawo aborcyjne. Posłowie odrzucili projekt RP; do dalszych prac skierowali natomiast propozycję SP. Było to możliwe dzięki poparciu 40 posłów z konserwatywnego skrzydła PO.

"Cofamy się do średniowiecza" - uznał po tym Ruch Palikota. SLD mówił o fundamentalizmie. "Źle się stało, popełniono błąd" - oceniał szef klubu PO Rafał Grupiński. Według niego władze klubu PO zalecały, żeby odrzucić obydwa "skrajne projekty". W sprawie głosowania z klubem Platformy spotkał się premier. Apelował do posłów swego ugrupowania, by kierowali się zasadą obrony kompromisu aborcyjnego. Ostatecznie posłowie odrzucili projekt w II czytaniu, choć przeciwko temu zagłosowało 14 posłów PO.

Burzliwe sejmowe polemiki wywoływały też m.in. informacje rządu w sprawach, które bulwersowały opinię publiczną. Tak było w kwietniu podczas debaty nad projektem uchwały PiS wzywającym władze rosyjskie do zwrotu wraku TU-154. "Nie budujmy kariery politycznej na grobach zmarłych" - apelował Donald Tusk. Prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił natomiast, że sensie politycznym rządzący ponoszą odpowiedzialność za katastrofę smoleńską. Nie doszłoby do niej, gdyby wizyty premiera i prezydenta w Katyniu w kwietniu 2010 r. nie zostały rozdzielone - oświadczył. Sejm projekt odrzucił.

Sprawa katastrofy smoleńskiej wróciła do Sejmu we wrześniu w związku z zamianą i ekshumacją ciała Anny Walentynowicz. Premier przeprosił rodziny ofiar katastrofy i oświadczył, że bierze na siebie pełną odpowiedzialność za działania państwa polskiego i podległych rządowi służb w Smoleńsku i w Moskwie po katastrofie z 10 kwietnia 2010 r.

"Mówię +przepraszam+, bo zdaję sobie sprawę, że przy pracy 2 tys. osób mogły zdarzyć się błędy i pomyłki. Dziś nie jestem w stanie rozstrzygnąć, w jakim momencie do tych pomyłek mogło dojść" - powiedział Tusk. Dodał też, że katastrofa smoleńska nie może być dłużej permanentnym pretekstem do toczenia wojny politycznej w Polsce.

Z kolei prokurator generalny Andrzej Seremet oświadczył, że przyczyną "pierwotnej nieprawidłowej identyfikacji" dwóch ciał ofiar katastrofy smoleńskiej było nietrafne ich rozpoznanie przez członków rodzin.

W czterogodzinnej debacie, w której nie wzięli udziału posłowie RP, przedstawiciele pozostałych klubów opozycyjnych krytykowali działania władz i sposób prowadzenia śledztwa po katastrofie. Większość zarzutów kierowano pod adresem premiera, a także ówczesnej minister zdrowia (dziś marszałek Sejmu) Ewy Kopacz oraz szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego.

Najdłuższą debatą pierwszego roku VII kadencji Sejmu była prawie 14-godzinna dyskusja nad informacją rządu ws. Amber Gold. Informację przedstawił Donald Tusk. Oprócz niego głos zabrali ministrowie: finansów - Jacek Rostowski i sprawiedliwości - Jarosław Gowin oraz Andrzej Seremet. Premier ocenił, że należy wyjaśnić błędy instytucji państwowych ws. Amber Gold, ale nie może być to pretekst do podporządkowania ich władzy politycznej. Były zastrzeżenia do UOKiK, prokuratury i ABW. Opozycja domagała się wyjaśnienia afery i krytykowała bezczynność rządu.

W październiku, niespełna rok od powołania nowego rządu Donalda Tuska, premier przedstawił posłom informację o dokonaniach oraz planach swojego gabinetu. Zwrócił się też z wnioskiem o udzielenie wotum zaufania rządowi. "Za" wotum zaufania głosowało 233 posłów, 219 było przeciw. Żaden poseł nie wstrzymał się od głosu.

W wystąpieniu Tuska, nazywanym drugim expose, premier podkreślił m.in., że jego wielka wizja Polski na najbliższe lata składa się "z małych codziennych marzeń". "I chciałbym bardzo przekonać wszystkich, że każdy następny dzień będzie próbą odbudowy wiary i nadziei u tych, którzy ją tracą w czasach kryzysu, że możliwe jest wspólne działanie, żeby Polska dalej rozwijała się tak bezpiecznie jak do tej pory" - powiedział Tusk.