"Zarządziłem otwarcie śledztwa. FBI współpracuje z ministerstwem sprawiedliwości, by sprawdzić, czy w aferze związanej z IRS zostało złamane prawo" - powiedział na konferencji prasowej Holder, który jest jednocześnie szefem resortu sprawiedliwości.

Rewelacje o szczególnym kontrolowaniu grup konserwatywnych przez IRS ujawniły w ostatnich dniach amerykańskie media, powołując się na projekt raportu z audytu inspektora generalnego ministerstwa skarbu. Według mediów specjalny oddział IRS, odpowiedzialny za sprawdzanie organizacji pozarządowych, które mogą ubiegać się w USA o zwolnienia z płacenia podatków, stosował polityczno-ideologiczne kryteria, wybierając grupy do skontrolowania. Te praktyki miały nasilać się zwłaszcza podczas kampanii wyborczej w 2010 r. i 2012 r.

"Nawet jeśli te praktyki nie byłyby nielegalne, to tak jak wszyscy myślę, że to skandaliczne i nie do zaakceptowania" - ocenił Holder.

Z 298 organizacji pozarządowych wybranych do szczegółowej kontroli przez IRS aż 72 miały w nazwie "Tea Party", a 13 słowo "patriot" (patriotyczny). Dodatkowej kontroli IRS miały też podlegać te organizacje pozarządowe, które krytykowały rząd za nadmierne wydatki lub których celem było "edukowanie Amerykanów o konstytucji USA".

Media ujawniły też, że z audytu wynika, iż o tych niewłaściwych praktykach wiedzieli wysokiej rangi pracownicy IRS już od połowy 2011 r., czyli na rok przed zapewnieniami w Kongresie ówczesnego szefa IRS Douglasa Shulmana, że urząd podatkowy nie namierzał grup konserwatywnych.

Audyt przeprowadzono po skargach wniesionych w ub.r. przez organizacje konserwatywne, w tym te związane z ruchem Tea Party. Organizacje te skarżyły się, że IRS domagał się od nich nadmiernych informacji, w tym dostarczenia list osób, które przekazywały środki finansowe.

Prezydent Barack Obama powiedział w poniedziałek, że "jeśli rzeczywiście personel IRS zaangażował się w te praktyki i umyślnie namierzał grupy konserwatywne, to jest to oburzające i ta sytuacja nie powinna mieć miejsca". Zapowiedział, że jeśli śledztwo potwierdzi, że tak było, odpowiedzialni za tę sytuację muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności.

Rzecznik Obamy Jay Carney kolejny raz zapewnił we wtorek, że Biały Dom nie miał nic wspólnego z decyzją o kontrolowaniu grup konserwatywnych przez IRS. Przyznał, że serwis prawny Białego Domu został poinformowany o raporcie inspektora generalnego pod koniec kwietnia, ale prezydent - jak zapewnił już w poniedziałek - o sprawie dowiedział się z mediów w piątek.

Już w piątek szefowa biura IRS odpowiedzialnego za ocenę organizacji pozarządowych Lois Lerner przeprosiła za - jak to określiła - "niepoprawne" i "niewłaściwe" praktyki IRS podczas kampanii wyborczej w 2012 r. Tłumaczyła, że wynikały one z ogromnej liczby wniosków napływających do urzędu podatkowego od organizacji pozarządowych w sprawie zwolnień od podatków. Lerner zapewniła, że praktyki te zainicjowali pracownicy niższego szczebla.

Liczba organizacji politycznych ubiegających się o zwolnienie od podatków dwukrotnie wzrosła od przełomowego wyroku Sądu Najwyższego w 2010 r., który pozwolił korporacjom i związkom zawodowym zbierać i wydawać nieograniczone środki na kampanie polityczne. Korporacje i związki mogą też rejestrować organizacje społeczne, korzystające z ulg podatkowych, dopóki ich podstawowym celem nie jest atakowanie, czy wspieranie konkretnych kandydatów w wyborach.

Sprawę wokół IRS, na wniosek Partii Republikańskiej, będą też osobno badać różne komisje parlamentarne w Kongresie. Na przesłuchania wezwano już szefa IRS oraz głównego inspektora ministerstwa skarbu, którego raport z audytu w IRS powinien być w najbliższych dniach opublikowany.

Z Waszyngtonu Inga Czerny

icz/ cyk/