Na wartość wypłaconych w I półroczu odszkodowań i świadczeń należy patrzeć przede wszystkim przez pryzmat powodzi. – Była to największa operacja likwidacji szkód w historii polskiego rynku ubezpieczeniowego. Ubezpieczyciele podczas powodzi udzielili pomocy ponad 200 tys. osób i około 1,5 tys. firm. Wszyscy poszkodowani przez żywioł mogli liczyć na uproszczone procedury i specjalne ścieżki likwidacji szkód – mówi Jan Grzegorz Prądzyński, prezes zarządu PIU. Należy pamiętać, że nie wszystkie szkody związane z żywiołami mają odzwierciedlenie w wynikach ubezpieczycieli za I półrocze tego roku. Powodzie w Bogatyni i Zgorzelcu miały miejsce ponad miesiąc po zamknięciu II kwartału, dlatego efekty szkód powodziowych będą widoczne także w sprawozdaniach ubezpieczycieli za III kw. 2010 r.

Strata techniczna ubezpieczycieli majątkowych po I półroczu 2010 r. wyniosła 777 mln zł w porównaniu z 238 mln zł dodatniego wyniku technicznego rok wcześniej. – Powódź musiała znaleźć odzwierciedlenie w tegorocznych wynikach ubezpieczycieli. Należy jednak pamiętać, że działalność ubezpieczeniowa to biznes długoterminowy. Ubezpieczyciele spełniają wszelkie przewidziane przez polskie prawo normy ostrożnościowe, a poprzez mechanizm reasekuracji są finansowo przygotowani na realizację roszczeń powodziowych. Dzięki temu bezpieczeństwo klientów oraz powierzonych przez nich środków w długim okresie nie jest zagrożone – podkreśla Jan Grzegorz Prądzyński.

Do tej pory, np. do Grupy Concordia powodzianie zgłosili 1200 szkód. Wypłacono odszkodowania na sumę 6 mln złotych. Najwięcej ubezpieczonych w Concordii, którzy zostali poszkodowani podczas tegorocznych dwóch fal powodzi było w województwach: śląskim, podkarpackim i wielkopolskim. Najczęściej były to zalania i nasiąkanie wód gruntowych. Kilkudziesięciu ubezpieczonych ucierpiało podczas obu fal powodziowych. Nawet, jeżeli ubezpieczony otrzymał już wypłatę za straty poniesione podczas pierwszej fali, po przejściu tej drugiej, groźniejszej, także miał szansę otrzymać odszkodowanie. Taka sytuacja miała miejsce w Zalesiu Gorzyckim, Sokolnikach, Furmanach w okolicach Sandomierza i Tarnobrzegu. Wśród szkód około 20 procent stanowią te, które zostały zgłoszone i rozpatrzone w uproszczonej procedurze.  Częstsze występowanie ryzyk katastroficznych powoduje to, że coraz więcej ludzi się ubezpiecza. Problemem jest jednak duży odsetek tych, którzy się nie ubezpieczają, szczególnie od ryzyk katastroficznych.

- Polacy bardzo mało wiedzą o ubezpieczeniach. Najczęściej, jeżeli już zdecydują się na wykupienie polisy, nie jest ona solidna i nie zapewnia wypłaty odszkodowania na całą sumę strat – mówi Piotr Narloch, prezes zarządu Grupy Concordia. - Tutaj też rodzi się pytanie dotyczące adekwatności składki do narastającego ryzyka nie tylko powodzi, ale także gradów, huraganów i innych żywiołów. Można także postawić pytanie, czy ubezpieczyciele powinni ponosić całą odpowiedzialność finansową za zwiększanie się ryzyk katastroficznych w Polsce? I to w sytuacji, kiedy tak szybko postępuje urbanizacja terenów zalewowych i brak jest zabezpieczeń technicznych. Uważam, że takie ryzyko ponosić można, ale to będzie bardzo drogie. Ryzyka katastroficzne narastają, zabezpieczenia techniczne nie powstają w dostateczniej ilości, liczba ubezpieczonych rośnie, ale bardzo wolno – dodaje P. Narloch.