Na Wschodzie wojna. Jej efekty widać w gospodarce: zaburzenia dostaw różnych towarów, rynkowe spekulacje, drożejące surowce, nieoczekiwane zyski tych, którzy nimi handlują...

To oczywiście obrazek z jesieni 2022 r. Jednak bardzo podobne zaburzenia w gospodarce wywołała I wojna światowa, a w Polsce zaraz potem - wojna z bolszewicką Rosją. W takiej sytuacji różne państwa europejskie - w tym odrodzona Rzeczpospolita - wprowadzały specjalne podatki od tych, którzy na tych wojnach się wzbogacili. To niemal jak dziś, gdy wprowadzono w naszym kraju podatek od nadmiernych zysków spółek energetycznych, które zarabiają na wysokich cenach prądu, spowodowanych wojną w Ukrainie.

 

 

Podatki od wojennych korzyści

W lutym 1919 roku młode odradzające się państwo pilnie potrzebowało pieniędzy na odbudowę ze zniszczeń po I wojnie światowej i na tworzenie nowych instytucji. Wtedy właśnie marszałek Józef Piłsudski wydał dekret o podatku od zysków wojennych (Dziennik Praw z 1919 r. nr 12, poz. 136). Danina ta objęła przedsiębiorstwa i pracowników, którzy podczas I wojny światowej osiągnęli większy zysk niż przez trzy lata poprzedzające tę wojnę. W obliczu wojny z Rosją, w maju 1920 roku okres porównawczy rozciągnięto także na lata 1919–1920.

Chodziło o sprawiedliwość rozumianą jako dodatkowe obciążenie wszystkich, którym interesy w czasie wojny szły lepiej niż w czasie pokoju. Nadwyżkę od średniego zysku danej firmy sprzed wojny opodatkowano stawką – zależnie od wysokości tej nadwyżki – od 10 do nawet 70 proc. Były wyjątki, np. dla przypadków przeznaczania zysku na cele dobroczynne. Kto się bogacił na dostawach dla armii (wszystkich), płacił dodatkowe 20 procent.

Czytaj w LEX: Podatek cukrowy w praktyce >>>

Czytaj w LEX: Opłaty za korzystanie z usług wodnych >>>

Kto śledzi najnowsze interwencyjne przepisy energetyczne Unii Europejskiej, ten spostrzeże, że taka konstrukcja do złudzenia przypomina "windfall tax" z unijnego rozporządzenia wydanego w październiku br. Nakłada on daninę co najmniej 33 proc. od nadwyżki zysków ze sprzedaży paliw, osiągniętych w 2022 roku w porównaniu z latami 2019-2021. Z tą różnicą, że podatek sprzed stu lat dotyczył wszystkich, bez wskazywania konkretnych rodzajów działalności gospodarczej.

Wojenna danina wprawdzie nie stała się podstawą budżetów pierwszych lat niepodległości, ale była znacząca. Według rządowego sprawozdania budżetowego za 1920 rok, wpływy z tego podatku wyniosły 4,7 mld marek polskich (bo tak się nazywała nasza ówczesna waluta) wobec 205,4 mld marek wszystkich wpływów podatkowych, czyli 4,3 proc. Rok później ten wskaźnik wyniósł 3 proc.

Chęć obciążenia wojennych spekulantów była tak duża, że 31 marca 1922 roku uchwalono ustawę, która nakładała osobny podatek na tych, którzy swoje wojenne zyski chcieli po wojnie "wyprać" poprzez zakup nieruchomości albo spłatę długów hipotecznych (Dz. U. z 1922, nr 30, poz. 238). Podatek nie dotyczył m.in. tych, którzy inwestowali w grunty na potrzeby działalności gospodarczej albo udowodnili, że przed wybuchem I wojny światowej mieli środki, z których mogliby po wojnie kupić grunt albo spłacić dług. Stawki podatku wynosiły od 20 do 50 proc., zależnie od tego, kiedy nieruchomość kupiono.

Czytaj w LEX: Podstawa opodatkowania usług kompleksowych - omówienie orzecznictwa >>>

Czytaj w LEX: Działalność charytatywna a podatek od towarów i usług >>>

U progu niepodległości władze szukały nawet drobnych wpływów do budżetu. Dostrzeżono, że banki i inne firmy zarabiają na usługowym prowadzeniu skrytek depozytowych, czyli sejfów na kosztowności. Nie było to dziwne, bo w realiach wojny bolszewickiej wiele osób postanowiło schować biżuterię czy gotówkę w bezpiecznym miejscu, by nie padła łupem pazernych wrażych żołdaków. W ustawie z 8 czerwca 1920 r. na właścicieli takich skrytek nałożono nowy podatek. Gdy skrytka nie przekraczała 20 litrów objętości, wynosił 50 marek polskich rocznie, a gdy była większa – 100 marek.

Podatek od skrzynek depozytowych został w systemie na dłużej. Był drobną, ale dość stałą pozycją w budżecie. W 1924 roku, już po wprowadzeniu złotego, wpłynęło z tego tytułu 47 tys. zł na 739,6 mln zł wszystkich wpływów podatkowych.

Księgowość - o czym warto pamiętać w listopadzie - redakcja LEX poleca >>>

Czytaj w LEX: Podstawa opodatkowania podatkiem od gier >>>

80 stawek podatku dochodowego

W miarę stabilizacji życia gospodarczego w kraju już nie wprowadzano doraźnych danin, ale utrwalono dość skomplikowany system wielu różnych opłat i podatków. Rolę dzisiejszego VAT pełnił tzw. podatek przemysłowy. Był to podatek od obrotu, a jego rozliczenie polegało na wykupieniu określonej ilości tzw. świadectw przemysłowych, w różnej cenie zależnie od rodzaju prowadzonej działalności. Nie dawał tak jak dzisiejszy VAT, aż połowy wpływów podatkowych. W 1924 roku przyniósł państwowej kasie ok. 100 mln zł., czyli 13,5 proc. wszystkich wpływów fiskalnych.

Był też w ówczesnym systemie protoplasta dzisiejszej akcyzy, czyli podatek monopolowy. Płacono go oczywiście od sprzedaży alkoholi i tytoniu, ale też od cukru, sacharyny, drożdży, węgla, ropy naftowej, soli i zapałek. W 1924 roku podatki od monopoli dostarczyły budżetowi 241 mln zł, czyli niemal 1/3 wszystkich wpływów podatkowych.

Obowiązujący od 1925 r. państwowy podatek dochodowy był niby prostszy niż dziś, bo mieścił się na zaledwie dziewięciu stronach Dziennika Ustaw. Jednak, o ile dziś mamy tylko dwie stawki PIT (oraz trzecią jako tzw. daninę solidarnościową), to w ówczesnej ustawie było ich... 80! W wersji z 1936 r. wynosiły od 1 proc. do 50 proc., a poszczególne przedziały dochodu były bardzo wąskie. Najniższą stawkę przewidziano dla dochodów od 1500 do 1600 zł. Przykładowo w 40. przedziale, dla dochodów od 14 tys. do 15 tys. zł, podatek wynosił 12,2 proc. Pięćdziesięcioprocentowy podatek przewidziano dla rocznych dochodów powyżej 192 tys. zł. Obok stawek procentowych, przewidzianych dla wynagrodzeń pracowników i emerytur, były stawki kwotowe, stosowane m.in. do dochodów z działalności gospodarczej. Tu były 73 przedziały dla różnego poziomu dochodów.

Do podatku dochodowego doliczano tzw. bykowe. Kwotę do zapłaty zwiększano o 14 proc. dla osób zarabiających powyżej 3600 zł, które nie miały małżonka ani nikogo na utrzymaniu. Było to nieco podobne do dzisiejszych ulg prorodzinnych i świadczeń na dzieci, choć niejako w lustrzanym odbiciu.

Myto od kopyta

Niektóre daniny z międzywojennego dwudziestolecia mogą dziś budzić rozbawienie. Pokazują jednak jak bardzo zmienił się świat w ciągu ostatniego stulecia. Na przykład przed 1931 rokiem każdy właściciel konnej furmanki, którą wykorzystywał w swojej firmie przewozowej, płacił "opłatę kopytkową" na rzecz gminy, w której mieszkał. Potem "kopytkowe" zostało zniesione, ale pojawiła się opłata na rzecz Państwowego Funduszu Drogowego w wysokości 3 groszy od każdego tonokilometra przewożonego towaru. Poza tym, od każdych 100 kg nośności wozu konnego płaciło się 9 zł rocznie.

Opłaty za pojazdy w biznesie były bardziej słone. Kto woził zarobkowo ludzi pojazdami mechanicznymi poza obszarem swojej gminy, płacił co roku 100 zł od każdego miejsca w pojeździe. Od ciężarówki i traktora trzeba było zapłacić 20 zł od każdych 100 kg ich własnej masy. Od samochodu osobowego – 15 zł od każdych 100 kg. Jeśli ktoś używał przyczepy – podlegały one takim samym opłatom jak ciągnące je pojazdy.

Pobierano akcyzę od kart do gry: od 1,30 zł do 10 zł w zależności od liczby kart i materiału, z jakiego zostały wykonane. Do tego karciarze płacili dodatek 40–60 gr na rzecz Polskiego Czerwonego Krzyża. Akcyzę pobierano też od cukru (35 zł od 100 kg). Słodziki w rodzaju sacharyny można było sprzedawać tylko za zezwoleniem władz i tylko na cele lecznicze albo doświadczalno-naukowe.

Kto gustował w zabawach, musiał zapłacić nie tylko akcyzę w cenie alkoholu. Restauracje otwarte po godzinie 24 płaciły specjalny podatek „północny", oczywiście przerzucany na klientów.

Rak jest rybą, a dorożka samochodem

Przed wiekiem, tak jak dziś, podatnicy toczyli boje z fiskusem o interpretację przepisów. Tak było m.in. z podatkiem przemysłowym. Jego wadą była nadmierna kazuistyka. Wprawdzie ustawa i załączniki do niej wymieniały mnóstwo rodzajów działalności gospodarczej, ale nie wszystkie. Był obowiązek wykupu świadectw przemysłowych od hodowli ryb. Ustawodawca zapomniał jednak o hodowli raków. Lukę wypatrzyli oczywiście właściciele stawów z rakami. Ale ustawodawca ją naprawił, wpisując słynną frazę "w myśl niniejszej ustawy rak jest rybą". Do dziś jest ona przedstawiana studentom prawa jako przykład tego, że w świecie prawa podstawowe pojęcia biologii i innych nauk bywają odwracane.

Na niektórych archiwalnych zdjęciach z lat 20. i 30., pokazujących polskie ulice, można dostrzec czasem osobliwe tabliczki z napisem "postój dorożek samochodowych", oznaczające miejsca postoju taksówek. Oczywiście już wtedy było wiadomo, że dorożka to coś innego niż samochód, a ten osobliwy twór językowy też miał podłoże w podatku przemysłowym. W ustawie była luka, którą wypatrzyli taksówkarze. Uznali, że jeśli nazwą swoje pojazdy „dorożką samochodową", to mogą tego podatku nie płacić. Po licznych sporach z urzędami skarbowymi sprawę rozstrzygnął dopiero w 1932 r. Sąd Najwyższy. Uznał on (w uchwale siedmiu sędziów!), że w pojeździe do przewozu kilku osób i niewielkiego bagażu rodzaj napędu nie odgrywa żadnej roli i „dorożki samochodowe" powinny płacić taki sam podatek jak konne (sygn. akt II.4 K 736/32).

Swawola skarbowców

Lektura dokumentów sejmowych z pierwszych lat niepodległości pozwala przypuszczać, że spory powstawały także na tle nadużyć skarbówki w wymiarze podatku od zysków wojennych. Mówi o tym m.in. złożony w Sejmie wniosek grupy posłów z 31 maja 1921 r., wzywający rząd do zaprzestania nakładania podatku na mieszkańców wsi w powiecie skierniewickim, położonych nad rzeką Rawką. Według posłów, nie można było mówić o nadzwyczajnych zyskach, skoro wsie te były doszczętnie zniszczone. A przecież - co ogólnie wiadomo z historii I wojny światowej - nad ową Rawką przez dłuższy czas utrzymywał się front niemiecko-rosyjski. Toczono tam intensywne walki z użyciem ciężkiej artylerii, a nawet gazów bojowych.

Wcześniej, bo 10 marca 1921 roku do Ministra Skarbu trafiła interpelacja poselska piętnująca swawolę urzędników skarbowych w okolicach Bielska Podlaskiego. Posłowie pisali w niej, że naczelnik miejscowej Izby Skarbowej "wyznaczył całemu szeregowi mieszkańców powiatu bielskiego (...) podatki od zysków wojennych, biorąc za podstawę fakt odbudowania się spalonych przez działania wojenne obywateli". Posłowie informowali, że "wszyscy bez wyjątku spaleni mieszkańcy pow. bielskiego odbudowują się za pożyczone, a nie na zyskach wojennych zdobyte pieniądze (...)".

Czy 101 lat później ktoś może zagwarantować, że nie zobaczymy podobnych wniosków, dotyczących wymiaru podatku od spółek energetycznych?

 

Sprawdź również książkę: Historia prawa >>