Te ostatnie były konsekwencją dość zdecydowanych deklaracji europejskich polityków, głównie w kwestii dokapitalizowania banków, gdyby zaszła taka potrzeba. Z jednej strony taka zgodność i determinacja może być powodem optymizmu, z drugiej może niepokoić, gdyż można się domyślać, że sytuacja jest poważna, skoro nawet politycy zrezygnowali ze swoich gier i mówią jednym głosem. Niuanse w wypowiedziach szefa Europejskiego Banku Centralnego i kanclerz Angeli Merkel o tym, że w dokapitalizowaniu banków powinny dominować rządy poszczególnych krajów, wspomagane przez prywatnych inwestorów przeszły bez echa, być może pod wpływem słów przewodniczącego Komisji Europejskiej Jose Barroso, mówiącego o skoordynowanej na poziomie Unii Europejskiej akcji. Szef EBC oświadczył natomiast, że ta instytucja nie powinna uczestniczyć w lewarowaniu Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej, a Angela Merkel oświadczyła, że fundusz powinien uczestniczyć w dokapitalizowaniu banków dopiero "w trzeciej kolejności".
Amerykańskie indeksy po wahaniach w pierwszych minutach handlu szybko ruszyły w górę. S&P500 bez przeszkód uporał się z niezbyt znaczącym poziomem 1150 punktów przeskakując go o niemal 15 punktów i kończąc dzień zwyżką o 1,8 proc. W ciągu trzech ostatnich sesji wskaźnik zyskał łącznie 66 punktów, czyli 6 proc. Pokonał tym samym jedynie średnią 15-dniową i dopiero przebicie tych nieco dłuższych dałoby bykom prawdziwy impuls. Nie trzeba do tego wiele. Wystarczy spokój w Europie i dobre dane z amerykańskiego rynku pracy, które poznamy już dziś.
Na giełdach azjatyckich piątek był drugim dniem dynamicznych wzrostów. Na godzinę przed końcem sesji Nikkei zyskiwał 1 proc. Podobnie jak dzień wcześniej liderem były Hong Kong, Korea i Indie, gdzie indeksy rosły po 3 proc. Giełda w Szanghaju wciąż jest nieczynna z powodu święta.
Roman Przasnyski, Open Finance