Chodzi o dwa art. 15g ust. 6 i art. 15g ust. 8 ustawy w sprawie COVID-19. Zgodnie z pierwszym z tych przepisów, pracownikowi objętemu przestojem ekonomicznym pracodawca wypłaca wynagrodzenie obniżone nie więcej niż o 50 proc., nie niższe jednak niż w wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę ustalanego na podstawie przepisów o minimalnym wynagrodzeniu za pracę, z uwzględnieniem wymiaru czasu pracy.
Natomiast drugi z przepisów stanowi, że podmioty, o których mowa w ust. 1 (czyli przedsiębiorcy, u których wystąpił spadek obrotów gospodarczych w następstwie wystąpienia COVID-19) mogą obniżyć wymiar czasu pracy pracownika maksymalnie o 20 proc., nie więcej niż do 0,5 etatu, z zastrzeżeniem, że wynagrodzenie nie może być niższe niż minimalne wynagrodzenie za pracę ustalane na podstawie przepisów o minimalnym wynagrodzeniu za pracę, z uwzględnieniem wymiaru czasu pracy.

A to oznacza, że wynagrodzenie, jakie będzie otrzymywał pracownik, będzie niższe niż zapisane w ustawie wynagrodzenie minimalne.

 


Wymiar czasu pracy

Zdaniem  ekspertów, z którymi rozmawiało Prawo.pl, przepisy te to furtka do obniżek pensji poniżej poziomu pensji minimalnej (obecnie -  2600 zł).

Takiego zdania jest Paweł Korus, radca prawny, partner w kancelarii Sobczyk & Współpracownicy. Jak mówi, art. 15g ust. 6 nie odnosi się do obniżenia wymiaru etatu. - Innymi słowy, jeżeli ktoś był zatrudniony na pełny etat, to ma zagwarantowane wynagrodzenie minimalne. Jeżeli ktoś był zatrudniony na pół etatu - to ma zagwarantowaną połowę wynagrodzenia minimalnego. Zawsze przy tym wynagrodzenie minimalne odnoszone jest do wymiaru etatu. Ma to swoje uzasadnienie „modelowe” – praca w niepełnym wymiarze czasu pracy sugeruje, że wynagrodzenie z tej umowy nie jest jedynym źródeł dochodu rodziny – podkreśla mec. Paweł Korus.

 

Według mec. Korusa, ciekawszy jest art. 15g ust. 8 ustawy w sprawie COVID-19, zgodnie z którym można obniżyć wymiar czasu pracy pracownika maksymalnie o 20 proc., nie więcej niż do 0,5 etatu, z zastrzeżeniem, że wynagrodzenie nie może być niższe niż minimalne wynagrodzenie za pracę ustalane na podstawie przepisów o minimalnym wynagrodzeniu za pracę, z uwzględnieniem wymiaru czasu pracy.

- Ustawodawca nie dodał „przed jego obniżeniem” – zauważa mec. Korus. I dodaje: - Taki zwrot „z uwzględnieniem wymiaru czasu pracy pracownika przed jego obniżeniem” zawiera art. 5 ust. 2 in fine ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z ochroną miejsc pracy. Oznacza to, że pracownik, który był zatrudniony w pełnym wymiarze czasu pracy i otrzymywał wynagrodzenie minimalne może je mieć obniżone o 20 proc., czyli do 2080 zł.  

Zdaniem mec. Pawła Korusa, to rozwiązanie jest ułomne. - W modelu pełne zatrudnienie jest z zasady podstawowym źródłem dochodu – podkreśla.

 


Firmy korzystają skoro mogą

Z sygnałów, jakie docierają do redakcji Prawo.pl wynika, że przedsiębiorcy chętnie korzystają z rozwiązań tarczy antykryzysowej, która pozwala na obniżanie wynagrodzeń, czyli redukcję kosztów pracowniczych.  

- Zdarza się, że pracodawcy kalkulują, co się bardziej opłaca: wprowadzenie przestoju ekonomicznego i obniżenie wynagrodzeń o nie więcej niż 50 proc. i nie mniej niż minimalne wynagrodzenie za pracę (czyli do 2600 zł), czy też obniżenie wymiaru czasu pracy pracownika maksymalnie o 20 proc. -  mówi Paweł Galec, radca prawny OPZZ . I dodaje: - W tym drugim przypadku wynagrodzenie nie może być co prawda niższe niż minimalne wynagrodzenie za pracę, ale dzięki uwzględnieniu wymiaru czasu pracy udaje się im obniżyć je dodatkowo nawet o kilkaset złotych w stosunku do minimalnej pensji a efekt de facto jest podobny do przestoju ekonomicznego, bo nie mając zleceń i trzymając pracowników w domu firma nie pracuje.

Nowa tarcza 4, nad którą obecnie pracuje Sejm, nie przynosi zmian w tym zakresie.

Czytaj również: Pracodawcy tną koszty i zwalniają SMS-em>>