Grupa amerykańskich i kanadyjskich ekspertów pod kierunkiem dr. Benjamina Halperna z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara stworzyła unikatowy wskaźnik obrazujący jaki poszczególne państwa mają wpływ na stan obszarów morskich. Naukowcy skupili się na przybrzeżnych strefach ekonomicznych poszczególnych państw. Pod uwagę wzięto dziesięć różnych czynników, z których następnie wyciągnęto średnią: zasoby ryb (dzikich i żyjących w akwakulturach), możliwość połowów, naturalne odnawianie się zasobów, pochłanianie dwutlenku węgla przez oceany, turystykę i rekreację, jakość życia i przemysłu, występowanie tzw. charyzmatycznych gatunków morskich oraz wyjątkowych miejsc na wybrzeżu, czystość wody, bioróżnorodność. Stan idealnej równowagi pomiędzy człowiekiem a morzem uczeni opisali liczbą 100.


Opublikowane w magazynie Nauture badania potwierdziły, że kwestia ochrony terenów morskich w Polsce wciąż pozostaje zaniedbana i wymaga wzmożonej dyskusji. Naukowcy zwrócili uwagę przede wszystkim na naszą politykę połowową oraz na jakość ochrony wybrzeża. Na naszej niskiej nocie końcowej zaważyła również krytyka turystyki i rekreacji nadmorskiej.


Średni indeks zdrowia naszej części Bałtyku skalkulowany został na ledwie 42 punkty, przy czym 60 punktów to przeciętny indeks na świecie. Niestety bliżej nam do będącego na ostatnim miejscu w rankingu Sierra Leone (36 pkt) aniżeli do liderów zestawienia (najwyższą notę 86 pkt otrzymała leżąca na południowym Pacyfiku i należąca do USA dziewicza wyspa koralowa Jarvis). Ogółem, co ciekawe, lepsze oceny dostały państwa rozwinięte, z mocnym przemysłem. Badacze uważają, że kraje te (np. Niemcy- indeks wynoszący 73) jako mocniejsze gospodarczo mają też lepsze regulacje prawne i większe możliwości reagowania na zagrożenia, a także są bardziej świadome, że ich rozwój powinien być zrównoważony.

Źródło: wyborcza.biz