Jolanta Ojczyk: Reprezentuje pan konsumentów w sporach sądowych przeciwko lub z powództwa banków. Czy ma pan na koncie jakieś ugody?

Tomasz Konieczny: Tak, ale jak na razie to wyjątek od reguły. Mimo że pierwszy pozew przeciwko bankowi składałem już przeszło 10 lat temu (jeszcze jako aplikant radcowski), a później uzbierało się ich ponad pół tysiąca, to ugodą skończyło się raptem kilka procesów. Na pewno jest to poniżej 1 proc. spraw, ale wygląda na to, że statystyki w tej kwestii pójdą niebawem w górę.

Zobacz w LEX: Dochodzenie roszczeń na gruncie kredytów frankowych w praktyce - nagranie ze szkolenia >

Dlaczego tak pan sądzi? Czy sprawią to zalecenia Komisji Nadzoru Finansowego lub Narodowego Banku Polskiego?

Z kilku powodów, ale zalecenia KNF czy ZBP będą najmniej istotnym. To, co dzisiaj składnia niektóre banki do podejmowania rozmów ugodowych, choć najczęściej kończących się fiaskiem, to przede wszystkim rosnąca lawinowo liczba spraw (tych inicjowanych), jak i wyroków niekorzystnych dla banków (tu już można mówić o 90-procentowej skuteczności), a w ślad za tym coraz większe koszty nie tylko realizacji tych orzeczeń czy usług prawnych, ale też konieczność podnoszenia rezerw.

Czytaj w LEX: Typy roszczeń na gruncie kredytów frankowych >

 

Mimo to obecnie tylko niektóre banki podejmują rozmowy ugodowe. Wydaje się jednak, że wciąż według ich obliczeń za mało frankowiczów idzie do sądów.

Ja dostrzegam jedną prawidłowość. Otóż rozmowy ugodowe inicjowane lub prowadzone są tylko przez te banki, które z rynkiem polskim i polską klientelą (konsumentami) wiążą jako taką przyszłość. Powszechnie wiadomo, że oferty ugodowe formułują takie banki jak np. PKO BP, Bank Millennium czy Santander Bank Polska. Nie liczyłbym natomiast na elastyczność ze strony tych instytucji, które nie oferują już w naszym kraju żadnych usług bankowych, choć wolałbym się mylić w tym względzie, bo jednak nie wszyscy konsumenci są gotowi na proces, koszty czy ryzyko (dziś już stosunkowo niewielkie, ale jednak), choć premią za ryzyko i koszty jest zwykle wysoka wygrana, daleko korzystniejsza od najlepszych warunków ugodowych.

Czytaj także: Ugoda dla frankowicza nie zawsze musi być korzystna>>
 

Jak obecnie wygląda typowa oferta polubownego zakończenia sprawy ze strony banku?

Zwykle rozważana jest propozycja „przewalutowania” kredytu na złotowy po kursie mniejszym od obecnego, zwykle od kilkudziesięciu groszy do ok. 1 zł. Oczywiście termin przewalutowanie tutaj nie pasuje, ponieważ zarówno kredyty indeksowane, jak i denominowane kursem CHF to jednak kredyty złotowe, co zresztą swego czasu (zanim sprawy stanęły na wokandach) potwierdził w swoim stanowisku sam Związek Banków Polskich. Chodzi więc o „zdjęcie” mechanizmu indeksacji/denominacji, ustalenie określonego salda (mniejszego) w złotych polskich i dalszą spłatę w formule oprocentowania WIBOR (zamiast LIBOR) + marża. 

Czytaj w LEX: Wysokość roszczenia dochodzonego na gruncie umowy kredytu frankowego >

 

Bestseller
Bestseller

Jacek Czabański, Mariusz Korpalski, Tomasz Konieczny

Sprawdź  

Czy takie oferty rekomenduje pan jako korzystne dla „frankowiczów”?

Nie, ponieważ przekładając to na liczby, to nawet nie są one w połowie drogi względem roszczeń kredytobiorców. Według moich kalkulacji banki oferują maksymalnie 1/4 lub 1/3 tego, co może przynieść korzystny dla konsumenta wyrok sądu. Jest tak nie tylko ze względu na wyższy od początkowego kurs CHF przyjęty do pseudo-przewalutowania, ale też ze względu na zachowanie umowy w mocy w zasadniczej części (bez „waloryzacji”), propozycję wyższego jednak oprocentowania oraz pominięcie nadpłaty, którą bank zainkasował w ostatnich kilkunastu latach spłaty kredytu.

Czytaj w LEX: Wartość przedmiotu sporu przy roszczeniach wynikających z kredytów frankowych >

Przewodniczący KNF zaproponował model porozumienia opierający się na zmianie umowy na kredyt złotowy oparty na oprocentowaniu WIBOR + marża z rozliczeniem w ten właśnie sposób od samego początku, czyli wyższe oprocentowanie w zamian za brak waloryzacji kursem CHF. Czy ma to Pana zdaniem szanse na szerokie zastosowanie w praktyce?

Tu widzę zasadniczy problem. Myślę, że kredytobiorcy, którzy i tak nie zdecydowaliby się nigdy na proces – powiedzmy ok. 75 proc. kredytobiorców spłacających tego typu kredyty – z różnorakich powodów (koszty, ryzyko, brak wiedzy o opłacalności tego typu sprawy, zwyczaj odkładania wszystkiego na później, lenistwo itp.) zapewne będą tym zainteresowani, bo to i tak znacznie lepiej niż nic. Jednak akurat tą częścią portfela kredytowego, który przecież sam się spłaca i do sądu nie idzie, same banki nie będą zapewne zainteresowane, by cokolwiek robić. Przecież lepiej z ich perspektywy, by takie osoby regulowały wadliwe umowy po staremu. Z kolei dla obecnych ok. 5 proc. kredytobiorców, którzy już trafili do sądu i powiedzmy kolejnych 20 proc., którzy na taki krok się zdecydują w najbliższych latach, tego rodzaju porozumienie jest daleko mniej korzystne od coraz bardziej prawdopodobnego czy niemal pewnego sukcesu w sądzie. W ich przypadku banki być może zaczną w niedalekiej przyszłości oferować ugody, o których wspomina szef KNF, jednak spodziewam się, że większość aktywnych procesowo kredytobiorców po prostu nie przyjmie takich propozycji z entuzjazmem. Do tego dochodzi jeszcze coraz większe grono osób, które wcześniej spłaciły swoje kredyty (czy takim osobom banki też będą oferowały powrót do rozliczonego kredytu i zwrot sporej nadpłaty?) lub którym bank dawniej wypowiedział kredyt.

Czytaj w LEX: Wady prawne umów kredytów denominowanych/indeksowanych >

Wróćmy do pana doświadczenia. Kiedy banki oferują ugody? Na początku, gdy klient zgłasza reklamacją czy dopiero na etapie sprawy w sądzie?

Na etapie przedprocesowym kredytobiorcę-konsumenta czeka zwykle standardowo odmowna odpowiedź. Gdyby się w nią wczytać, to wygląda ona jak laurka banku dla własnej umowy kredytowej. Na rozmowy ugodowe, i to w przypadku niektórych tylko banków, można liczyć dopiero po złożeniu pozwu i to dobrego pozwu.

Czytaj w LEX: Konstruowanie roszczenia w pozwie frankowym – zagadnienia praktyczne >

Jak to dobrego? Jakikolwiek pozew nie wystarczy?

Nie, i odpowiem pytaniem na pytanie. Jaki jest dla banku sens w oferowaniu ugody kredytobiorcy, którego pozew już na pierwszy rzut oka jest niskiej jakości i grozi to oddaleniem powództwa?

Jaki błąd można popełnić?

Wystarczy, że pozew kredytobiorcy nie zawiera wniosku o dowód z opinii biegłego sądowego, a sprawa trafi do sędziego opowiadającego się za tzw. odfrankowieniem zamiast nieważności, grozi to oddaleniem powództwa z uwagi na niewykazanie wysokości roszczenia (mimo że sąd uzna taki pozew częściowo za uzasadniony, ale tylko co do zasady).

Czy zdarzają się ugody w sprawach wypowiedzianych kredytów, tzn. tam, gdzie to bank pozywa kredytobiorcę?

Tak. W tych sprawach można nawet liczyć na korzystniejsze warunki ugodowe w porównaniu do tych, jakie się pojawiają w procesach inicjowanych przez konsumentów nadal spłacających kredyty. Wynika to pewnie z tego, że bank ma jednak większą presję czasową, koszty oraz ryzyko przegranej, zaś upływający czas (choćby kilkuletni proces) bardziej doskwiera temu, kto jest powodem i domaga się wyroku zasądzającego aniżeli stronie pozwanej, której przewlekłość postępowania, możliwe zawieszenia czy częste ostatnio zniesienia terminów rozpraw są generalnie na rękę.