Kamil O. (imię zmienione) swoje urodziny obchodził w jednym z łódzkich parków rozrywki. W trakcie zabawy chłopak upadł na podłogę i złamał kość lewego przedramienia. Przeszedł operację i długą rehabilitację. Do zdarzenia doszło w momencie, kiedy animatorka mająca sprawować opiekę nad dziećmi opuściła na chwilę tzw. „zbrojownię” (czyli salę sterującą grą), aby udać się do toalety, a mająca zastąpić ją w tym czasie kasjerka nie przyszła jeszcze na salę.
Spółka nie uznała swojej odpowiedzialności za zdarzenie. Podnosiła, że dołożyła należytej staranności w organizacji imprezy i nie można jej postawić zarzutu winy. Przyczyną wypadku było zderzenie się chłopca z innym uczestnikiem gry. Wszyscy pouczeni zostali o zasadach bezpiecznej gry. Nadzór był odpowiedni, żaden przepis prawa nie nakłada na nią zapewniania większej liczby animatorów.  

Nadzór nad uczestnikami był za mały

Sąd Rejonowy dla Łodzi-Śródmieścia, a potem Sąd Okręgowy w Łodzi stwierdził, że spółka prowadząca park rozrywki i jej ubezpieczyciel odpowiadają za zdarzenie. Organizator imprezy nie sprawował bowiem w sposób należyty nadzoru nad uczestnikami gry, co doprowadziło do upadku Kamila O., a w konsekwencji do odniesienia przez niego obrażeń.
Sąd wskazał, że z uwagi na dwie sprzeczne wersje podawane przez strony tj. zderzenie się z innym uczestnikiem gry bądź poślizgnięcie się podłodze, nie jest możliwe określenie przyczyny wypadku. Sama jednak przyczyna upadku chłopca nie ma znaczenia dla odpowiedzialności pozwanych, tak jak nie ma znaczenie fakt, że na sali gier podczas zabawy znajdował się ojciec chłopca.
Sąd wskazał, że do wypadku doszło z winy organizacyjnej spółki prowadzącej park (art. 416 Kodeksu cywilnego), która jako podmiot zajmujący się w sposób profesjonalny m. in. organizacją przyjęć okolicznościowych dla małoletnich, nie zabezpieczyła miejsca gry w taki sposób, aby można było uniknąć wypadku.

 


Sąd podkreślił, że spółka powinna była tak zorganizować nie tylko warunki gry, ale i sprawowanie nadzoru nad dziećmi, aby wykluczyć możliwość upadku przez któregokolwiek z jej uczestników. Wskazał bowiem, że zorganizowała dla dzieci dynamiczną grę ruchową z laserami, w zaciemnionym pomieszczeniu, przy wykorzystaniu wielu labiryntów oraz ciężkiego i mało wygodnego uniformu oraz muzyką tak głośną, że uczestnicy mieli utrudniony ze sobą kontakt.

Organizator zlekceważył wcześniejsze incydenty

Sąd wziął też pod uwagę zeznania jednego z pracowników parku rozrywki, który przyznał, że wcześniej, średnio dwa razy w miesiącu podczas gry dochodziło do fizycznych urazów uczestników, takich jak rozcięcie łuku brwiowego i zadrapań. Organizatorzy zatem mieli świadomość tego, że warunki, w jakich gra jest organizowana nie są do końca bezpieczne. Nie wpłynęło to jednak na zmianę organizacji gry przez spółkę bądź sprawowanego nadzoru nad jej uczestnikami.
Sąd odnosząc się do twierdzeń spółki, że na sali obecny był ojciec poszkodowanego chłopca stwierdził, że jego obecność w żaden sposób nie zwalniała organizatorów od odpowiedzialności za zaistniałe zdarzenie. Ojciec był tam obecny, bo chciał robić zdjęcia. W żaden sposób nie przejął pieczy nad uczestnikami gry i do jej sprawowania nie był obowiązany.
Spółka i jej ubezpieczyciel mają więc zapłacić pokrzywdzonemu  20 tys. zł zadośćuczynienia i 4440 zł odszkodowania, łącznie 32 tys. zł razem ze odsetkami . Wyrok jest prawomocny.

Wyrok Sądu Okręgowego w Łodzi z 23 lipca 2018 , sygn. akt Ca 666/18.

 

 

 

Robert Horbaczewski