Jak donosi GIOŚ, w zardzewiałych pojemnikach zamknięte są substancje niebezpieczne dla ludzi i środowiska. I nie mowa tu o broni konwencjonalnej, amunicji, ale o broni chemicznej. Według inwentaryzacji mamy jej w Bałtyku ponad 50 tysięcy ton.

Jest to broń, która zawiera gaz musztardowy, porażający układ nerwowy, gazy łzawiące i parzące układ oddechowy – mówił podczas konferencji prasowej Andrzej Jagusiewicz.

Naukowcy z Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego szacują, że w wodach spoczywa od 36 do 60 tys. ton amunicji, bomb i pojemników zawierających bojowe gazy trujące (iperyt, luizyt, chloroacetofenon, tabun). Oprócz broni, na dnie Bałtyku spoczęła spora ilość rozpuszczalników i środków konserwacyjnych.

Największe skupiska zatopionej broni znajdują się po wschodniej stronie Bornholmu oraz mniej więcej w połowie drogi między Kaliningradem a Gotlandią, a mniejsze – na wysokości Kołobrzegu, Dziwnowa, Darłowa i Helu. Nieoficjalnie mówi się jednak, że takich miejsc na Bałtyku może być nawet 60.

GIOŚ alarmuje, że jeżeli nie zostaną podjęte kroki zmierzające do oczyszczenia dna, może dojść do skażenia akwenu. – Będziemy apelować do NATO, by zajęło się oczyszczeniem dna Bałtyku i aby powstał pilotażowy program w tej sprawie – podsumował Andrzej Jagusiewicz.

Źródło: www.ekologia.pl