Od jesieni ubiegłego roku, gdy mamy ogólnoświatową recesję, a kurs franka przekroczył psychologiczną barierę 3 zł. osoby, które zaciągnęły kredyty mieszkaniowe we frankach wpadły w pułapkę. Nie opłaca im się bowiem przewalutować kredytu, gdyż stracą na tzw. spreadzie (czyli stosowanym przez bank wyższym kursie waluty przy spłacie kredytu), ani też spłacić znacznej części kredytu, gdyż kurs franka jest nadal zbyt wysoki. Co mają zatem zrobić obecnie osoby posiadające kredyty we frankach?

Marcin Krasoń: Nie jest wcale tak, że osoby, którzy mają kredyt we franku szwajcarskim są w pułapce. Dzięki znacznym obniżkom stóp procentowych w Szwajcarii prowadzących do spadku stawek LIBOR decydujących o oprocentowaniu naszych kredytów, miesięczne raty wcale aż tak bardzo nie wzrosły. W zależności od kursu franka wobec złotego danego dnia, zdarza się nawet tak, że raty są w tej chwili niższe niż wtedy, gdy kredyt był zaciągany. Od połowy października ubiegłego roku do połowy maja tego roku LIBOR spadł z poziomu 3 proc. do 0,4 procent. Jeśli ktoś brał kredyt we franku półtora-dwa lata temu, dziś ma go oprocentowanego na 1,5 proc., dzięki temu co miesiąc spłaca dużą część kapitału i w przyszłości, gdy oprocentowanie wzrośnie, będzie mu łatwiej.

Nawet jeśli w danej chwili rata wzrośnie o kilkaset złotych to na pewno nie należy kredytu przewalutowywać, bo tak naprawdę jest to najgorsze z możliwych rozwiązań. Kredyt walutowy z zasady wiąże się z ryzykiem kursowym, klient powinien być świadom tego, że w jednych miesiącach będzie płacić mniej, a w innych – więcej. W szczytowym momencie frank kosztował 3,30 zł, teraz znów jest poniżej 3 zł. Jeśli ktoś zaciągnął kredyt w połowie lutego, teraz płaci ratę o prawie 10 proc. niższą. Nie należy przejmować się okresowymi wahaniami raty, bo jest to całkiem normalne. Przewalutowanie w takim momencie oznacza, że musimy zaciągnąć nowy kredyt, aby spłacić ten stary, a w związku z drogim frankiem, stan zadłużenia jest znacznie wyższy od początkowego. Jeśli ktoś latem ubiegłego roku pożyczył 500 tys. zł, dziś jest bankowi winien np. 700 tys., póki nie przewalutowuje kredytu, jest to jednak zadłużenie wirtualne (zmieniające się każdego dnia, wraz ze zmianami kursu waluty).

Czy opłaca się klientom zakładać w banku odrębne konto walutowe dla celów spłaty kredytu, tzn. samemu kupować franki po niskim kursie, wpłacać na to konto walutowe, z którego spłacany jest następnie kredyt? Unika się wtedy niekorzystnego przeliczania kursu franka przez bank i w efekcie – płaci niższą ratę.

Trzeba pamiętać, że ostatnia rekomendacja Komisji Nadzoru Finansowego dotycząca właśnie spłacania kredytów bezpośrednio w walucie mówi jasno – klient będzie mógł tylko raz zmienić sposób spłaty kredytu. Jeśli podejmie decyzję o tym, że chce spłacać bezpośrednio we frankach, nie będzie już od niej odwołania. A może się okazać, że zbyt wiele osób będzie chciało to zrobić, co doprowadzi do wzrostu spreadów w kantorach i w efekcie cała operacja stanie się nieopłacalna. Inna sprawa, że zysk z tego wcale nie jest taki pokaźny, a wymaga sporo zachodu. Trzeba bowiem znaleźć najtańszy kantor, pojechać do niego, odstać swoje w kolejce (bo w najlepszych kantorach zwykle jest sporo ludzi) kupić walutę, pojechać do banku i zapłacić ratę. To pochłania dużo czasu i kilkadziesiąt złotych, które zarobimy na operacji raczej nie jest tego warte.

Czy w Polsce sprawdza się czarny scenariusz zakładany na koniec ubiegłego roku, że z powodu wysokiego kursu franka banki wraz z komornikami zaczną odbierać mieszkania osobom, które zaciągnąwszy kredyt we frankach nie są teraz w stanie go spłacić?

Nie spotkałem się ze scenariuszami przewidującymi falę komorniczych zajęć i patrząc na rynek nie za bardzo widać takie objawy. Warto jednak zwrócić uwagę, że z punktu widzenia klientów (kredytobiorców) dużo większym niebezpieczeństwem niż zmiana kursu franka jest utrata pracy. Wahania kursowe mogą zmienić wysokość raty o kilkaset złotych, a w chwili utraty źródła dochodu kredytobiorca po prostu nie ma z czego spłacać comiesięcznych zobowiązań. Jak na razie jednak bezrobocie w Polsce utrzymuje się na rozsądnym poziomie i nie pojawił się skokowy wzrost niespłacanych kredytów. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w końcu marca 2009 r. bezrobotni zarejestrowani w urzędach pracy stanowili 11,2 proc. ludności aktywnej zawodowo.

A co zrobić, gdy ktoś jednak straci pracę?

Podstawową zasadą w takiej chwili jest, aby nie ukrywać tego przed bankiem. Bankowi, tak samo jak klientowi, zależy na spłacie kredytu, posiada on więc narzędzia mające w tym pomóc. Przede wszystkim są to ubezpieczenia od utraty pracy. Być może zaciągając kredyt wykupiliśmy takowe i jeśli spełniamy warunki do uruchomienia polisy to problem mamy z głowy. Jeśli jednak ubezpieczenia od utraty pracy klient nie wykupił, może zwrócić się do banku o tak zwane wakacje kredytowe. Polegają one na tymczasowym zwolnieniu z obowiązku spłaty części lub całości raty. Taka kilkumiesięczna przerwa może uratować domowy budżet. W tym czasie należy jednak solidnie wziąć się za szukanie pracy, bo wakacje kredytowe nie trwają wiecznie. Spora część banków ma to rozwiązanie w standardowej ofercie, ale nawet jeśli tak nie jest, można o nie wystąpić, a bank – widząc trudną sytuację klienta – może pójść na rękę klientowi, bo przecież spłata kredytu jest także i w jego interesie.

Wiadomo, że jest to raczej wróżenie z fusów, ale kiedy kurs franka osiągnie taki pułap, jak było to choćby na początku 2008 r., aby można było spłacić znaczną część kredytu w tej walucie, nie narażając się na stratę?

W obecnych warunkach rynkowy nie da się prognozować kursów walut z najmniejszym choćby prawdopodobieństwem sprawdzenia się tych przewidywań. Kredyt hipoteczny jest długoterminowym produktem finansowym, jeśli ktoś zamierza spłacić go wcześniej, nie powinien zaciągać go w walucie innej, niż ta, w której zarabia, bo można sporo stracić na zmianach kursów. A jeśli ktoś chce spłacać kredyt normalnie, przez cały okres od początku do końca to nie ma obaw, dzięki spadkom oprocentowania kredytów raty nie są dużo wyższe niż były. Latem 2008 roku – gdy kurs franka był na niskim poziomie – płaciliśmy mniej, a teraz płacimy więcej – na tym właśnie polega ryzyko kursowe, którego każdy zaciągający kredyt hipoteczny powinien być świadomy.