Bezpośrednią przyczyną zorganizowania protestu przez Obóz dla Puszczy, którego uczestnicy od miesięcy próbują blokwać wycinki, były wydane w ostatnich dniach zarządzenia przez nadleśniczego z Hajnówki, w których wprowadził on zakazy wstępu do kolejnych części puszczy.

Podobnie jak zakazy obowiązujace już od maja tego roku, motywowane są one względami bezpieczeństwa, ale także nakazami wstrzymania wycinki wydanymi jako zabezpieczenie dla trwającego postępowania przez Trybunał Sprawiedliowści Unii Europejskiej. - Decyzja ta podyktowana jest zarówno decyzjami Komisji Europejskiej, ale także dbałością o bezpieczeństwo osób przebywających na terenach, w których nastąpiły znaczne uszkodzenia drzewostanów - argumentuje nadleśnictwo.

Czytaj: Wyrok TSUE ws. Puszczy Białowieskiej spodziewany w połowie kwietnia>>

Wprowadzona w życie tuż przed świętami decyzja zbulwersowała zarówno ekologów walczących o wstrzymanie wycinek w Puszczy Białowieskiej jak i przedstawicieli lokalnego biznesu turystycznego. - W naszej ocenie chodzi tu nie tyle o bezpieczeństwo osób chodzących po lesie, co o ukrycie przed opinią publiczną skali zniszczeń poczynionych przez administrację Lasów Państwowych w tym najbardziej wartościowym lesie w Polsce - mówił podczas spotkania rozpoczynającego "obywatelski spacer" Jakub Rok z Obozu dla Puszczy. A reprezentujący białowieskich przedsiębiorców z branży turystycznej Sławomir Droń dodał, że wprowadzenie takiego zakazu uderza w turystykę. - Po okresie wzrostu liczby turystów przybywających do Puszczy Białowieskiej zaczynamy obserwować regres w tej dziedzinie. A będzie jeszcze gorzej, jeśli nasi goście nie będą mogli swobodnie chodzić po puszczy - argumentował.

"Obywatelski spacer" miał spokojny przebieg, a straż leśna nie interweniowała. Nadleśnictwo Hajnówka wyraźnie chciało tego uniknąć, bo gdy organizatorzy ogłosili trasę "spaceru", w jego przeddzień Nadleśnictwo wyłączyło tę drogę z listy terenów zakazanych.

Doszło jednak do "obywatelskiego nieposłuszeństwa", ponieważ uczestnicy "spaceru" przeszli kilkaset metrów jedną z dróg "zakazanych", by obejrzeć stosy wyciętych niedawno drzew. Na szczęście nie było tam strażników leśnych, więc obyło się bez konfliktów. Natomiast uczestnicy marszu zostawili na przekrojach ściętych drzew wiele napisów świadczących o ich braku akceptacji dla polityki Lasów Państwowych. Najczęściej powtarzającym się hasłem było: "Cała puszcza parkiem narodowym".