Już po raz czwarty organizacja Greenpeace oceniła duże sieci handlowe w Polsce pod kątem strategii pozyskiwania produktów rybnych. W tym roku najwyższe oceny uzyskały Lidl, Kaufland i Auchan, które zdobyły ponad 60 punktów na 100 możliwych.


– Są to przodujący detaliści w ostatnich latach. Widać, że zrównoważone zasady pozyskiwania produktów rybnych są im naprawdę bliskie – mówi Agencji Informacyjnej Newseria Magdalena Figura, koordynatorka kampanii morskiej w polskim Greenpeace. – Ostatnie lata pracy pokazały, że u większości detalistów zrównoważone zasady pozyskiwania produktów rybnych się zmieniają. Z roku na rok jest łatwiej uzyskać informacje o danym produkcie i łatwiej jest kupić rybę, która jest łowiona w sposób zrównoważony i z poszanowaniem środowiska.


Chodzi przede wszystkim o zrównoważone techniki połowowe, które nie niszczą środowiska i nie charakteryzują się wysokim przyłowem.


– Na przykład trałowanie denne jest przez nas traktowane jako jedno z najbardziej destrukcyjnych metod połowowych, ponieważ niszczy silnie dno, a jednocześnie w sieci łapią się inne organizmy niż te poławiane, które są później wyrzucane za burtę jako odpad – wyjaśnia Magdalena Figura.


Jak wynika z ubiegłorocznych badań TNS OBOP, dla 2/3 kupujących ryby, świeżość produktu jest najważniejsza. Ponad połowa z nas sugeruje się ceną. Na źródło pochodzenia ryb i owoców morza zwraca uwagę zaledwie co dziesiąty kupujący, a na metodę połowu – tylko 1 proc.


Z badania Greenpeace wynika, że największym problemem w sklepach wciąż jest też brak wystarczającej ilości informacji o produktach rybnych.


– Na półkach wciąż można znaleźć gatunki zagrożone wyginięciem lub takie, których połowy lub hodowla jest prowadzona w sposób destrukcyjny dla środowiska. Mimo powolnych i dobrych zmian, cały czas jest duża przestrzeń, by te zasady zmienić na dużo lepsze – przekonuje koordynatorka kampanii „Morza i Oceany”.@page_break@


Jak zapewnia Greenpeace, systematycznie prowadzone są rozmowy z sieciami handlowymi nad poprawą tej sytuacji.


– Zachęcamy do zaprzestania sprzedaży danego gatunku, do bliższej współpracy z dostawcami, do wzięcia udziału w debacie politycznej, która trwa o Wspólnej Polityce Rybołówstwa, czyli przepisach, które w ramach UE regulują wszystkie przepisy dotyczące rybołówstwa, jak i gdzie łowić, kto może łowić. Tylko dobre przepisy będą w stanie zapewnić nam dostęp do ryb najwyższej jakości, poławianych w sposób zrównoważony – mówi Magdalena Figura.


Nad reformą wspólnej polityki pracują teraz ministrowie odpowiedzialni za rybołówstwo z 27 państw członkowskich. Prace mają zakończyć się w przyszłym roku. Greenpeace postuluje, żeby w nowych przepisach znalazły się zasady dotyczące np. stworzenia morskich obszarów chronionych, dopasowania wielkość floty w UE do istniejących żywych zasobów morskich (dziś jest 2-3 razy większa) oraz odbudowania w ciągu trzech lat stada ryb do poziomu, który umożliwi zrównoważony połów.


Kampania Greenpeace’u prowadzona jest we wszystkich krajach, ale – jak dodaje Figura – w Polsce ma ona szczególne znaczenie.


– Polska na scenie europejskiej ma silny głos. I od decyzji, które podejmie nasza administracja, może zależeć to, jak będzie wyglądała Wspólna Polityka Rybołówstwa – zapewnia przedstawicielka Greenpeace.


I to mimo tego, że Polacy nie są ani smakoszami ryb, ani też nie mają rozwiniętej floty. W przeliczeniu na jednego mieszkańca jemy rocznie ok. 6 kg produktów rybnych. Nasi zachodni sąsiedzi spożywają 24 kg, a Japończycy – dwa razy więcej.


– Polska flota bałtycka jest jedną z najmniejszych w UE. Przyszłością mogą być mali, przybrzeżni rybacy, którzy powinni być faworyzowani, wspierani przez administrację i nowe przepisy. Na Bałtyku mamy też duże trawlery, które łowią drobne ryby, jak szprot i śledź, na paszę – mówi Magdalena Figura. – Ogromne floty mają Hiszpanie, Francuzi i Włosi. Są to kraje, które poławiają bardzo dużo, jeśli chodzi o tonaż. Floty te łowią nie tylko na wodach europejskich, ale również na Atlantyku, Pacyfiku i innych łowiskach.


Celem działań Greenpeace jest przede wszystkim wyeliminowanie najbardziej destrukcyjnych metod połowowych.


– Jesteśmy też za tym, żeby wyeliminować te największe jednostki, które niekoniecznie łowią na Bałtyku, ale np. u wybrzeży Afryki, na Pacyfiku, ogromne trawlery-przetwórnie, które po przetrzebieniu wód europejskich szukają innych łowisk, oraz stymulować rozwój bardziej przyjaznych środowisku narzędzi połowowych i wspierać naszych rybaków przybrzeżnych, którzy łowią z poszanowaniem środowiska – wymienia ekolożka.

Źródło: newseria.pl