Każdy dłużnik musi liczyć się z tym, że jego prawo do prywatności może zostać ograniczone, ze względu na dochodzenie przez wierzyciela należnych kwot. Dane dłużników mogą więc trafić na internetowe giełdy długów, czyli portale, na których wierzyciele mogą umieszczać ogłoszenia z należnościami na sprzedaż. Podają w nich m.in. dane identyfikujące dłużników, kwotę i podstawę roszczenia (np. niezapłacona faktura czy wyrok sądowy) oraz cenę, za jaką chcą sprzedać wierzytelność. - Uzasadnione jest jednak takie wskazanie danych osobowych dłużnika, które są tylko niezbędne do określenia tej wierzytelności – wskazuje Urząd Ochrony Danych Osobowych. 

Zobacz procedurę: Postępowanie w sprawie naruszenia przepisów o ochronie danych osobowych prowadzone przez Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych >

Zgodnie bowiem z zasadą „minimalizacji danych”, wyrażoną w art. 5 ust. 1 lit. c RODO, udostępniane powinny być tylko te dane, które są adekwatne, stosowne oraz ograniczone do tego, co niezbędne do celów, w których są przetwarzane. Według UODO, wystarczy podać,  komu wierzytelność przysługuje, imię, nazwisko, miejscowość zamieszkania oraz kod pocztowy dłużnika, będącego osobą fizyczną. Natomiast w przypadku osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą, nie narusza zasady minimalizacji udostępnienie danych zamieszczonych w CEiDG (nazwy przedsiębiorcy, danych adresowych - również ulicy i numeru, numeru NIP).

 


 

Przedawnienie nie ma znaczenia

Co więcej, z punktu widzenia RODO, nie ma znaczenia, czy dług jest przedawniony. Takie stanowisko prezes UODO wyraził w niedawno opublikowanej decyzji (ZSPR.440.631.2018). Do UODO poskarżyła się kobieta prowadząca jednoosobową działalność gospodarczą. Argumentowała, że jej dane powinny zniknąć z giełdy długów, bo dług się przedawnił. Zgodnie zaś z art. 117 Kodeksu cywilnego, jeżeli dług jest przedawniony, nie można go dochodzić przed sądem, a tym bardziej handlować nim na stronie www. UODO nie może jednak badać kwestii przedawnienia, bo kwestia ta pozostaje poza zakresem kognicji prezesa Urzędu. – Jest to sprawa cywilna i może być rozpatrywana wyłącznie w postępowaniu prowadzonym przez sąd powszechny. Prezes UODO nie jest natomiast właściwym organem do badania istnienia podstawy prawnej wierzytelności. Nie jest on bowiem organem kontrolującym ani nadzorującym prawidłowość stosowania prawa materialnego i procesowego w sprawach należących do właściwości innych organów, służb czy sądów, których orzeczenia podlegają ocenom w toku instancji, czy w inny sposób określony odpowiednimi procedurami (por. wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 2 marca 2001 r. sygn. akt II SA 401/00) – czytamy w uzasadnieniu decyzji.

 


Zgoda nie jest potrzebna

UODO przyznał ponadto, że operator giełdy wierzytelności jest tylko podmiotem przetwarzającym dane, administratorem jest wierzyciel. Co więcej wskazał, że podstawą prawną przetwarzania danych, tu publicznego oferowania wierzytelności, jest uzasadniony interes administratora. - Decyzja UODO słusznie wskazuje na adekwatną podstawę prawną do przetwarzania takich danych osobowych przez podmioty dochodzące wierzytelności - uważa Piotr Liwszic, specjalista ds. ochrony danych w ODO24. - Odmienne stanowisko byłoby nagrodą za niespłacanie swoich długów, gdyż bardzo mocno utrudniłoby możliwości obrotu wierzytelnościami.
Stanowisko jak w omawianej decyzji potwierdzają też wyniki kontroli w firmie Vindicat. -  UODO potwierdził nam, że operator giełdy wierzytelności jest tylko podmiotem przetwarzającym dane – mówi Mateusz Jakóbiak, członek zarządu Vindicat. – Przyznał również, że podstawą prawną jest uzasadniony interes administratora – dodaje Jakóbiak. I wskazuje, że dłużnicy myśląc, że RODO im pomoże, chcą skorzystać z prawa do zapomnienia, czy sprostowania danych. W tym wypadku to jednak nie zadziała. Publikując dane dłużnika, firma musi jednak spełnić obowiązek informacyjny.

Sprawdź w LEX SIP jak wygląda kontrola UODO:

Nie masz dostępu do tych materiałów? Sprawdź, jak go uzyskać >>