Przedstawiciele sektora wskazywali w poniedziałek w Warszawie, że w skali świata z węgla powstaje dziś 30 proc. energii pierwotnej i 41 proc. energii elektrycznej, dlatego rezygnacja z tego źródła w przewidywalnej przyszłości to mrzonki. Przypominali m.in., że moc zbudowanych w tym wieku źródeł węglowych równa się sumie mocy źródeł opartych o praktycznie wszystkie inne surowce: atom, ropę, gaz oraz źródła odnawialne.

Podkreślali, że węgiel pochłania tylko 1,5 proc. światowych dotacji do paliw kopalnych. Według MEA w 2012 r. te dotacje przekroczyły 544 mld dol. Odnosili się też do zarzutów, że nie ma czegoś takiego jak „czyste” technologie węglowe. Wyjaśniali, że można mówić o „oczyszczaniu” węgla, czy podnoszeniu czystości jego stosowania i jest to proces składający się właśnie z podnoszenia sprawności wytwarzania energii oraz wychwytywania i ewentualnie wykorzystania powstającego CO2.

Bez energii elektrycznej nie ma wzrostu i rozwoju, a węgiel często jest jedynym dostępnym źródłem tej energii w wielu krajach rozwijających się – mówił Godfrey Gomwe z WCA (World Coal Association), które zorganizowało spotkanie. Wskazywał na wagę podnoszenia sprawności bloków węglowych. Dziś średnia światowa sprawność to 34 proc.; podniesienie jej o 1 pkt daje 2-3 proc. obniżkę emisji. Podniesienie sprawności bloków do 40 proc. to już znacząca poprawa, zmniejszająca roczną globalną emisję CO2 o ok. 2 mld ton rocznie (przy całkowitej ponad 30 mld ton rocznie) – mówił szef WCA Milton Catelin.

Wicepremier Janusz Piechociński zapewniał, że najnowsze polskie bloki będą miały sprawność rzędu 45 proc., a Ashok Bhargava z Azjatyckiego Banku Rozwoju zauważył, że dzięki ostatnim inwestycjom średnia sprawność bloku w Chinach wzrosła już o 10 pkt.

Przedstawiciele sektora węglowego podkreślali też, że mimo iż bez węgla nie można sobie wyobrazić światowej energetyki, to jego przyszłości towarzyszy olbrzymia niepewność, która nie służy inwestorom.

„W zależności od scenariusza, produkcja z węgla może spaść o 40 proc. lub o tyle samo wzrosnąć. Zdarzenia przyspieszają, niepewności są olbrzymie. Węgiel to inwestycja długoterminowa, więc jeżeli przemysł węglowy chce dalej istnieć, to powinien dostarczać takich rozwiązań jak CCS” – mówił sekretarz generalny Światowej Rady Energii Christoph Frei.

Brad Page z Global CCS Institute oceniał, że gdyby nie dotacje dla morskich farm wiatrowych czy fotowoltaiki, to CCS byłoby już dziś konkurencyjne cenowo.

Bhargava ocenił jednak, że technologia ta dalej jest za droga dla państw rozwijających się. Uczestnicy dyskusji zgodzili się, że w tych państwach trzeba budować elektrownie węglowe nawet bez CCS, bo inaczej skazuje się ludzi na wegetację bez dostępu do energii elektrycznej.

Prezes europejskiego stowarzyszenia sektora EURACOAL Paweł Smoleń przypomniał jednak, że pierwsze podejście UE do CCS nie było poważne, a drugie zostało zablokowane przez sprzeciwy społeczne i antywęglowy lobbing. „Ludzie odrzucili transport i składowanie CO2, a nie to, że technologia pociąga za sobą nowe inwestycje w węgiel. Musimy oswajać ludzi z CO2, przecież wybuchowy gaz w naszych kuchenkach nie powoduje protestów” – mówił Smoleń.

Samo spotkanie wzbudziło wiele kontrowersji w środowiskach zwolenników radykalnego ograniczania emisji i odchodzenia od węgla w ogóle. Pytany przez niemieckich dziennikarzy, dlaczego „szczyt” zorganizowano właśnie w czasie COP19, minister gospodarki Piechociński przypomniał, że Polska w ostatnich latach mocno obniżyła emisje, a Niemcy – mimo że ciągle mówią o „zielonej” energetyce – wprost przeciwnie. Zarówno zużycie węgla, jak i emisje ostatnio w Niemczech wzrosły – przypomniał.

Rano działacze Greenpeace weszli na dach budynku resortu gospodarki z transparentem „Kto rządzi Polską? Przemysł węglowy czy obywatele?”. Służby przed godz. 9 usunęły aktywistów i ich hasła z budynku. Ekologom nie podobał się fakt, że Szczyt Węgla i Klimatu odbywa się w tym samym czasie, co szczyt klimatyczny COP19.