Jeśli rząd chciałby nas wesprzeć, to projekt ustaw zawierający pomocowe rozwiązania już byłby w Sejmie - mówią przedstawiciele branży turystycznej. 7 sierpnia miało się bowiem odbyć ostatnie posiedzenie przed przerwą wakacyjną. Przez zachorowania na koronawirusa wśród parlamentarzystów - zostało przesunięte na 14 sierpnia. O tym jednak wiadomo od kilku dni, a o projekcie mówi się od końca lipca. Gdyby miał zielone światło rządu, i tak jak planowano został wniesiony jako poselski, powinien być już znany. Branża go jednak nie widziała, nie ma też żadnej informacji w jego sprawie od Ministerstwa Rozwoju, z którym ostatni raz rozmawiała 21 lipca. Wówczas poznała jedynie podstawowe założenia - czytaj, co proponuje rząd branży turystycznej >> Jeśli nie pomoże pośrednictwo rzecznika małych i średnich przedsiębiorców, pierwsza fala upadłości biur podróży ruszy już we wrześniu. W tym miesiącu bowiem czekają na nie duże wydatki, a kasa pusta.

Czytaj również: Jest projekt tarczy antykryzysowej dla turystyki >>

 

Czas zwrotów się zbliża

Zgodnie z  art. 15k ustawa z  31 marca 2020 r. o zmianie ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem COVID-19, czyli tzw. tarcza antykryzysowa odstąpienie od umowy lub rozwiązanie jej przez biuro z powodu wystąpienia nieuniknionych i nadzwyczajnych okoliczności (art. 47 ust. 4 i 5 ustawy o imprezach turystycznych i powiązanych usługach turystycznych), mających związek z epidemią, jest skuteczne po upływie 180 dni od dnia powiadomienia o odstąpieniu. 13 marca premier Mateusz Morawiecki ogłosił decyzję o zamknięciu granic od 15 marca. Od tego czasu biura odwoływały podróże, najpierw te marcowe, potem kwietniowe i majowe. W zamian proponowały vouchery do wykorzystania w przyszłości ale znaczna część osób woli dostać pieniądze, bo nie wiadomo, kiedy epidemia się skończy. Branża szacuje, że do zwrotu w okresie wrzesień – listopad jest od 600 milionów do 2 miliardów złotych. – Bez pomocy państwa nie udźwigniemy tego obowiązku – podkreśla Bartosz Bieszyński, koordynator inicjatywy branżowej TUgether, skupiającej blisko 30 organizacji z szeroko rozumianej branży MICE (wydarzenia, konferencje, targi itp.), która zainicjowała powołanie Rady Przemysłu Spotkań i Wydarzeń. Do epidemii nie potrzebowali takiej organizacji, bo świetnie sobie radzili bez pomocy państwa. Teraz sama Jadwiga Emilewicz, wicepremier i minister rozwoju, przyznaje, że branża ma niewielkie "poduszki finansowe" i kredytuje się z wpłat na kolejne sezony. Dlatego w ramach Turystycznego Funduszu Gwarancyjnego ma powstać specjalny fundusz, który zapewni środki na zwroty dla klientów. – Apelujemy o pilne uruchomienie programu dla dużych przedsiębiorstw i potraktowanie naszego sektora w sposób priorytetowy ze względu na ogromne ryzyko załamania płynności finansowej, związane z kończącym się okresem 180 dni na zwrot środków naszych klientów – czytamy w stanowisku Sztabu Kryzysowego TUgether. Zwroty to nie jedyny problem.

Kogo będzie stać na nowe gwarancje ubezpieczeniowe

Firmy, by zgodnie z prawem, działać jako organizatorzy turystyki oraz przedsiębiorcy ułatwiający nabywanie powiązanych usług turystycznych muszą zapewnić podróżnym, na wypadek swojej niewypłacalności, pokrycie kosztów kontynuacji imprezy turystycznej, kosztów powrotu do kraju lub zwrot wpłat wniesionych tytułem zapłaty za imprezę turystyczną. Obowiązek ten realizowany jest przez uzyskanie gwarancji ubezpieczeniowej lub bankowej, zawarcie umowy ubezpieczenia na rzecz podróżnych lub zawarcie umowy o turystyczny rachunek powierniczy. Najbardziej popularne są właśnie gwarancje ubezpieczeniowe, które zwykle zawierane są we wrześniu na rok. Przykładowo, gwarancja dla Itaki obowiązuje do 15 września 2020 roku, a dla Rainbow dzień dłużej. Teraz, w czasie kryzysu, firmy muszą wykupić nowe. Damian Orłowski, radca prawny Polskiej Izby Ubezpieczeń, zapewnia, że wybuch pandemii nie wpłynął na zaostrzenie zasad wystawiania gwarancji ubezpieczeniowych na zlecenie organizatorów turystyki. Paweł Niewiadomski, prezes Polskiej Izby Turystyki, mówi, że nie ma problemu, bo wysokość gwarancji została obniżona do 30 proc. ubiegłorocznego obrotu.
Inaczej na sprawę patrzy Bartosz Bieszczyński. Poza dużymi firmami, jest dużo małych i średnich, przy których w systemach ubezpieczycieli zapala się czerwony sygnał ostrzegawczy. Tu też potrzebne jest wsparcie od państwa. Jeśli go nie będzie, to w tym obszarze również pojawią się ogromne problemy. Ubezpieczyciele albo nie dadzą gwarancji, albo zaoferują zaporowe ceny. Rozumiem ich, bo przecież odnotowujemy blisko 85 proc. spadki – mówi Bieszczyński.

 


Czekają na branżowe zwolnienie ze składek ZUS

Pomocne mają być też inne działania, jak zwolnienie ze składek ZUS dla wszystkich branż związanych z turystyką zgodnie z PKD, postojowe dla przewodników, pilotów, kierowców autokarów i agencji turystycznych. One też wymagają jednak ustawowych zmian. - Turystyka zorganizowana, transgraniczna, biznesowa nie działa. Działa turystyka self-made, to znaczy sam jadę nad morze, sam wynajmuję domek, sam kupuję jedzenie. Ona nie generuje przychodów dla łańcucha dostawców przedsiębiorstw turystycznych: hoteli, transportu, przewodników, centrum kongresowych, które dają 1,5 miliona miejsc pracy – podkreśla Łukasz Adamowicz, wiceprezes  Stowarzyszenie Organizatorów Incentive Travel SOIT, członek Sztabu Kryzysowego TUgether

O tym, że rynek czeka "czarna jesień" przekonana jest Alina Dybaś-Grabowska, prezes Turystycznej Organizacji Otwartej, zrzeszającej 740 członków. Zostaliśmy sami. Wiele z firm nie mogło skorzystać z subwencji z PFR, bo z powodu prowadzenia sezonowej działalności nie zatrudnia osób na podstawie umów o pracę. Od umów cywilnoprawnych ZUS musimy już odprowadzać składki jak wszyscy, choć wciąż działamy w ograniczonym zakresie. Ulgi w czynszach też się skończyły, a wynajmujący nie widzą powodów, by nam je przedłużyć. Z kosztami wróciliśmy więc do sytuacji sprzed epidemii, ale ze sprzedażą - nie. Nie jesteśmy jak fryzjerzy, do których były kolejki. Odmrażanie turystyki trwa powoli, a gdy coś się ruszyło - premier ogłosił, że wprowadzi kwarantannę dla wracających z pewnych krajów i sprzedaż znowu stanęła z dnia na dzień. Pytanie, jak to ma się do zapchanych polskich plaż i pociągów oraz ludzi bez maseczek. Dlatego jeśli nie dostaniemy pomocy od września, zaczniemy się zwijać z rynku – mówi prezes Dybaś-Grabowska.
Co wtedy? Andrzej Wnęk z Oddolnej Inicjatywy Ratowania Turystyki mówi wprost: polski rynek przejmą firmy zagraniczne, które dostają wsparcie od swoich rządów. - Nasze firmy przegrają z zagranicznym kapitałem, będą przejmowane albo będą upadać i dotyczy to również np. transportu autokarowego. TUI Poland, część niemieckiego koncernu, który otrzymał rządową pomoc, już zwraca klientom zaliczki i stosuje dumpingowe ceny. Polscy touroperatorzy bez wsparcia nie są w stanie konkurować cenowo – mówi Andrzej Wnęk. Niektórzy z branży już dostają telefony od zagranicznych funduszy inwestycyjnych i kancelarii prawnych z pytaniami o hotele w dobrej lokalizacji do przejęcia w dobrej cenie.

Początek tragedii już widać

W środę 5 sierpnia informację o niewypłacalności złożyło do Urzędu Marszałkowskiego rodzinne biuro podróży Ruta Tour z Poznania, które działało od 1991 roku i było jednym z zakładających Wielkopolskę Izbę Turystyczną. Oferowało wyjazdy dla szkół, firm oraz pielgrzymki.
- Niestety, nie udało nam się przetrwać w warunkach zapaści rynku turystycznego spowodowanego światową pandemią Covid-19. To biuro, było całym naszym życiem, dlatego tak trudno było nam poddać się, ale rzeczywistość w czasie pandemii przerosła nasze możliwości działania - napisali właściciele biura.
We wrześniu takich oświadczeń mogą być tysiące. Według danych GUS w Polsce 31 października 2019 roku było zarejestrowanych 13 682 firm prowadzących działalności organizatorów turystyki, pośredników i agentów turystycznych oraz pozostałą działalność usługowa w zakresie rezerwacji i działalności z nią związanych. W 2018 roku z usług biur podróży skorzystało 4,01 mln klientów, w tym 3,34 mln kupiło zagraniczne wyjazdy. Z kolei według raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego turyści z zagranicy generują większe przychody dla branży niż ci z Polski. W 2018 r. cudzoziemcy zostawili nam 34,5 mld złotych, a Polacy - tylko 27,7 mld złotych. W tym roku biura nie zarobią ani na Polakach wolących wypoczywać w ciepłych krajach, ani na turystach z zagranicy. - Jesteśmy pierwszą gałęzią gospodarki, która otrzymała potężny cios przez epidemię i ostatnią, która się po nim podniesie. W tym momencie, mamy do czynienia z sytuacją kiedy to utraciliśmy dochody, na które pracowaliśmy, począwszy od grudnia. Odmrożenie dopiero zaczęliśmy odczuwać, ale pierwsze realizacje będą mogły być wykonane za kilka miesięcy. W efekcie branżowa “dziura przychodowa” jest już głęboka na 6 miesięcy, a mamy obawy, czy nie pogłębi się ona do 12 miesięcy, a nawet dłużej – podsumowuje Bieszczyński. O pomoc branża zwróciła się do Adama Abramowicza, rzecznika małych i średnich przedsiębiorców. Liczą na jego wsparcie w kontaktach z resortem rozwoju.