Jadwiga B. od lat uskarżała się na rwę kulszową. W styczniu 2003 r. dolegliwości bólowe kręgosłupa lędźwiowego nasiliły się. Zdiagnozowano przepuklinę dysku L4 – L5 i pacjentkę zakwalifikowano do leczenia szpitalnego. Operację wykonano 3 lipca 2003 roku w Samodzielnym Publicznym Specjalistycznym Szpitalu Klinicznym nr 4 w Lublinie. Po operacji stan zdrowia pogorszył się, wystąpił niedowład nóg i rąk oraz uszkodzenie zwieraczy. Lekarz, który przeprowadzał operację uspokajał, że „niedowład będzie schodził sukcesywnie milimetr dziennie”

Paraliż jednak nie ustępował. Dwa tygodnie później kierownik kliniki neurochirurgii podjął decyzję o wykonaniu reoperacji. Wykonał ją ten sam lekarz, który przeprowadzał pierwszą operację. Taka była praktyka w klinice. I ta operacja skończyła się niepowodzeniem. Niedowład kończyn i pozostałe dolegliwości nie ustąpiły. Orzeczeniem lekarza ZUS kobieta została uznana za całkowicie niezdolną do pracy i samodzielnej egzystencji.

 

Niedbała diagnoza, nieprawidłowa operacja

Proces cywilny przed Sądem Okręgowym w Lublinie wykazał, że powikłania, które wystąpiły u Jadwigi B. po operacji, mają bezpośredni związek z nieprawidłowo wykonanym zabiegiem i wykraczają poza najczęstsze powikłania w tego typu operacjach.

Biegli jednoznacznie wskazali, że w trakcie pierwszej operacji doszło do pomylenia wysokości i strony operowanej. Kobieta została w istocie zoperowana na poziomie kręgosłupa L3/4, zamiast, jak to wynika z dokumentacji sporządzonej przez operatora, na wysokości L4/L5. Wskazany błąd wynikał najprawdopodobniej z niezwrócenia uwagi na wadę rozwojową kręgosłupa pod postacią częściowej sakralizacji. Wada ta oznacza zrośniecie kręgu V lędźwiowego z kością krzyżową. Przy jej występowaniu operator może pomylić poziom operacji (kręgosłup jest pozornie „krótszy”). Jednocześnie wada ta została stwierdzona w badaniu przedoperacyjnym tomografii komputerowej kręgosłupa L/S. Doszło, zatem do wykonania zabiegu na niewłaściwym poziomie.

Więcej spraw dotyczących błędów medycznych w prokuraturach czytaj tutaj>>

Biegli wskazali, że przeprowadzający zabieg powinien zapoznać się z badaniem TK kręgosłupa i uzyskać wiedzę, co do występującej sakralizacji (rodzaj wady kręgosłupa). Ewentualne zaś wątpliwości, (które powinny pojawić się wobec wskazanego badania TK) powinny skłonić lekarza do szczególnej ostrożności w wykonaniu zabiegu i ewentualnego wykonania dodatkowych badań.

Czy dystorsja odcinka szyjnego kręgosłupa jest urazem w rozumieniu o ustawy ubezpieczeniu społecznym z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych? czytaj tutaj>>

Rozbieżna dokumentacja

Wina lekarza przejawiała się w niedbalstwie i wiązała się z niedołożeniem staranności w procesie szeroko pojętego leczenia i wykonania zabiegu na niewłaściwym odcinku kręgosłupa. Szpital ponosi przy tym odpowiedzialność za następstwa operacji - która na wskazanym poziomie nie powinna zostać wykonana - nawet jeśli wynikały one z anatomicznych cech pacjentki.

Sąd wytknął inne nieprawidłowości: wadliwe prowadzenie dokumentacji medycznej (co nie pozwoliło jednoznacznie ustalić rzeczywistego przebiegu operacji), nieprawidłową zgodę na zabieg operacyjny (brak określenia poziomu planowanego zabiegu i rodzaju zabiegu), brak zgody na reperację, dwukrotne pomylenie nazwiska powódki przy opisach zabiegów, rozbieżność w ocenie klinicznej pacjentki odnotowanej w historii choroby a kartą obserwacji pielęgniarskiej.

Czy wypadnięcie dysku kręgosłupa uznać należy za wypadek przy pracy? czytaj tutaj>>

Uraz nieodwracalny

Wyrokiem wstępnym z 30 maja 2016 roku Sąd Okręgowy w Lublinie uznał roszczenie o zadośćuczynienie i odszkodowanie usprawiedliwione, co do zasady. Wyrok cząstkowy utrzymał sąd drugiej instancji.  

Oceniając wysokość zadośćuczynienia za cierpienie, sąd podniósł, uraz doznany w skutek źle przeprowadzonej operacji ma charakter nieodwracalny. Jadwiga B. stała się osobą niepełnosprawną, niesamodzielną, wymagającą stałej opieki. Doznała głębokich zaburzeń depresyjnych.

Sąd wziął pod uwagę, że kobieta doznała szkody w wieku 46 lat, zatem zdążyła już poznać radość życia, co czyni krzywdę jeszcze bardziej dominującą. Sąd podkreślił, że przed operacją była osobą aktywną: udzielała się jako siostra PCK, prowadziła gospodarstwo, angażowała się społecznie, zajmowała się trójką dzieci. Aby pokryć koszty leczenia, musiała sprzedać działkę letniskową, przebudować dom, zamieszkać w suterynie, bo ta część domu ma najmniej barier architektonicznych. Rozpadło się jej małżeństwo, bo mąż nie poradził sobie z kalectwem żony.

 


Szpital nawet nie przeprosił

Sąd podkreślił, że trwający jedenaście lat proces bardzo negatywnie wpłyną na kondycję psychiczną. Sąd wziął pod uwagę także postawę szpitala, który nigdy nie udzielił Jadwidze B. wsparcia, nie została ona nawet przeproszona. Pomimo ustalenia odpowiedzialności szpitala orzeczeniem cząstkowym, nie wypłacił jej nawet symbolicznego zadośćuczynienia. Co więcej, pełnomocnik szpitala wskazywał, że władze szpitala podjęły taką decyzję z obawy o odpowiedzialność za naruszenie dyscypliny finansów publicznych. Ubezpieczyciel podał zaś, że nie wypłacił nawet części żądanych kwot, bo taką decyzję podjął szpital.

Sąd uznał więc, że adekwatną kwotą zadośćuczynienia będzie 750 tys. zł, przyznał też 100 tys. zł odszkodowania.

Szpital nie mógł podpierać się dyscypliną finansową

Sąd Apelacyjny w Lublinie zmienił wyrok, podwyższając zasądzone zadośćuczynienie do 1,2 mln zł, zaś odszkodowanie do 550 tys. zł. Jako okoliczności mające wpływ na wysokość zadośćuczynienia sąd uwypuklił szczególnie postawę szpitala po zapadnięciu prawomocnego wyroku wstępnego, od którego szpital nie wnosił skargi kasacyjnej.

Choć wyrok uprawomocnił się 4 października 2016 r. szpital nie wypłacił jakiejkolwiek kwoty tytułem zadośćuczynienia. Co więcej, jego postawa w istocie uniemożliwiała ubezpieczycielowi wypłaty sumy ubezpieczenia przypadającej na jednostkowe zdarzenia (200 tys. zł).

Nie do zaakceptowania jest argumentacja pozwanego, że uzasadnieniem tego był wgląd na dyscyplinę finansową, gdy się zważy na dramatyczną sytuację powódki do jakiej sam doprowadził, jako placówka zdrowia której zasadą powinno być niesienie ulgi w cierpieniu, czy choćby zwykła empatia na elementarnym poziomie” – napisał w uzasadnieniu sąd.

Sąd podniósł też, że podkreślana w apelacji pozytywna postawa szpitala respektująca wyrok sądu pierwszej instancji co do należności głównej to nic innego niż wynikający z prawomocnego wyroku obowiązek wypłaty zasądzonego świadczenia, spełniony pod rygorem egzekucji i celem uchronienia się przed jej ewentualnymi skutkami finansowymi.  

„Postawa szpitala jawi się jako bezduszna i oportunistyczna. Bez wątpienia szpital swoją postawą nie dość, że w żadnej sposób nie starał się zmniejszyć zakresu krzywdy powódki, to doprowadził do zwiększenia jej rozmiarów” – podkreśli w uzasadnieniu wyroku sąd apelacyjny.

 

Wyrok Sądu Apelacyjnego w Lublinie z 24 lipca 2018 r. sygn. (I ACa 444/18)