Józef Kielar: Był pan prezesem NFZ, a obecnie zastępcą dyrektora jednego z największych szpitali w Polsce. Proszę powiedzieć, którym podmiotem łatwiej się zarządza?

Marcin Pakulski: To zupełnie inny charakter zarządzania i inne czasy. To były i są inne zadania i kompetencje. Jestem jednak w stanie wykorzystać swoje doświadczenie wynikające z wiedzy na temat funkcjonowania systemu ochrony zdrowia i zarządzania ludźmi. Choć i w zarządzaniu szpitalami też mam doświadczenie. Nie muszę się tego uczyć od początku. Mam jednak poczucie że, pewne zmiany trzeba wprowadzać w obecnych czasach jak najszybciej, aby uzyskać maksymalny efekt. Dlatego wraz z całym zarządem szpitala  narzuciliśmy sobie olbrzymie tempo. Co ciekawe, chyba po raz pierwszy, a przynajmniej nie jest to reguła, że do szpitala przyszedł zespół, który ma określony cel. Każdy ma swoje zadania, ale wspieramy się wzajemnie w ich realizacji.

Czytaj w LEX: Zastosowanie narzędzi jakościowych w zarządzaniu szpitalem >>

Czy dyrektorzy szpitali oczekują zmian legislacyjnych, a jeżeli tak, to czego powinny one dotyczyć?

Osobiście oczekuję zmian legislacyjnych i nawet bardzo konkretnych. Moje dotychczasowe doświadczenia z funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej skłoniły mnie do takiej tezy, że uważałbym za wartościową zmianę w zakresie ustawy o działalności leczniczej taką, która umożliwiłaby tworzenie konsorcjów przez SP ZOZ-y bez konieczności likwidacji podmiotów, z utrzymaniem ich odrębności. Konsorcjum mogłoby prowadzić np. wspólną politykę inwestycyjną, wydatkową, kadrową, koordynację poziomą i pionową leczenia pacjentów. Ze społecznego punktu widzenia takie rozwiązanie byłoby akceptowane. Muszę powiedzieć, że ludzie są przyzwyczajeni do swojego szpitala, do jego nazwy. Natomiast tworzenie konsorcjów, do których podmiot przystępowały dobrowolnie za zgodą swojego organu założycielskiego (z zachowaniem pewnych kompetencji), oznaczałoby to, że koordynacja działań byłaby lepsza i skuteczniejsza. Mamy trudną sytuację, stoimy przed turbulencjami wynikającymi z tego, że do ogólnych braków kadrowych dochodzą nowe bardziej doraźne związane z tym, że wchodzimy w okres urlopowy. Lekarze dużo pracują i potrzebują wytchnienia, spotkania z rodziną itp. W związku z tym kłopoty z obsadą oddziałów, dyżurów będą się nasilać. Jest ryzyko, że będzie dochodzić do przeciążenia oddziałów, które jeszcze dają sobie radę i funkcjonują. Co jakiś czas słyszymy informacje, że w różnych podmiotach (szpitalach) oddziały przestają funkcjonować. Powoduje to, że presja pacjentów na oddziały istniejące będzie się gwałtownie zwiększać. Grozi to przeciążeniem szpitali. Dlatego, gdyby istniały konsorcja, to można by w sposób efektywniejszy kierować ruchem pacjentów. Zastanawiam się na przykład, czy nie warto byłoby na terenie jednego województwa stworzyć centrum opisów radiologicznych, badań histologicznych, sterylizację jedną lub kilka? Tak jest np. w Berlinie, który ma kilka szpitali i centralną sterylizację dla wszystkich. Uważam, że przystępując do konsorcjum każdy szpital powinien mieć prawo wystąpienia z niego. Podobną decyzję mógłby podjąć jego organ założycielski.

Czytaj w LEX: Witryna internetowa szpitala >>

 

W jakiej kondycji finansowej jest szpital, w którym pan pracuje?

Szpital, niestety nie jest w najlepszej kondycji. Jeśli chodzi o sytuację finansową, to jak większość szpitali w Polsce staramy się aktywnie zarządzać naszymi wierzytelnościami. Uważam, że dwie kwestie są bardzo ważne. Po pierwsze, w Polsce doszło do sytuacji w której komornicy faktycznie zarządzają niejednym szpitalem. Po drugie, niepokojącym zjawiskiem jest fakt, że podmioty te zadłużają się  w parabankach. W tej sprawie oczekuję propozycji i rozwiązań, które sprawią, że ktoś nam pomoże uporać się z długami. Nie chodzi o to, aby ktoś je spłacił, ale żeby dał szansę odpowiedniego zarządzania tym długiem. Powszechność zadłużania się polskich szpitali pokazuje, że mamy duży problem z finansowaniem świadczeń szpitalnych. Co ważne, nawiązując do tego co powiedziałem wcześniej, to może również nie pomóc. Jeżeli bowiem przeciążymy te szpitale, które są, to mogą one nawet nie mieć długów, ale nie będą mieć personelu, który ma też swoją wytrzymałość. Nie da się przyjąć na dyżurze nieograniczonej liczby pacjentów.

Czytaj w LEX: Balanced Scorecard jako metoda zarządzania w szpitalach non-profit >>

Czytaj: Prof. Gzik: Bez nowoczesnego zarządzania nie da się zreformować ochrony zdrowia>>

Jaka zasada w kwestii wynagrodzeń obowiązuje w waszym szpitalu w przypadku pielęgniarek i położnych? Czy otrzymały lipcowe podwyżki zgodnie z posiadanym wykształceniem, czy wymaganym na konkretnym stanowisku?

Przestrzegamy przepisów ustawowych, ale i śledzimy wyroki sądowe. W zależności od tego, jaka będzie linia orzecznicza, nie będziemy w tej kwestii, robić nierozsądnych oszczędności, bo to się z reguły źle kończy. Robienie oszczędności obraca się w końcu przeciwko szpitalowi i przeciwko interesowi pacjentów. Łatwo jest zlikwidować oddział, ale potem ciężko jest przywrócić go do funkcjonowania. Takie mamy, niestety przykłady w naszym szpitalu. Poprzedni dyrektor zlikwidował laryngologię jedyną w naszym subregionie. Powoduje to olbrzymie problemy w dostępie do świadczeń. Uważamy, że należy płacić godnie, ale za dobrą pracę. Interesujemy się tym, jak funkcjonują komórki szpitala, czym zajmują się pracownicy, sprawdzamy ich obciążenie. Powiedziałbym nawet, że  chcielibyśmy w wybranych obszarach zatrudnienie zwiększyć. Uważamy bowiem, że jest to jedna z dróg do tego, żeby poprawić dostęp do świadczeń. Dlatego myślimy o poszerzeniu funkcjonowania poradni specjalistycznych. Żeby jednak lekarze mogli przyjąć więcej  chorych, to musi być ktoś, kto będzie ich odciążał od bieżących kwestii administracyjnych i koordynował pacjentów. W naszym szpitalu chcemy być pracodawcą wiarygodnym, godnym zaufania, pokazującym stabilną perspektywę oraz stwarzającym warunki do rozwoju zawodowego. Taką mamy ogólną zasadę.

Czytaj w LEX: Metodyka zarządzania ryzykiem w szpitalu >>

Czy w waszym szpitalu monitorujecie i raportujecie zdarzenia niepożądane? Jaki jest stosunek personelu medycznego do tej sprawy?

Na pewno kontrola epidemiologiczna i kontrola jakościowa jest w naszym szpitalu na poziomie zaawansowanym. Trudno jest mi powiedzieć, czy wszędzie systemowo te działania niepożądane są zgłaszane. Jesteśmy bardzo dużym szpitalem – mamy 850 łóżek, 32 oddziały. Nie jestem w stanie kontrolować ich pracy na bieżąco. Prowadzimy nadzór epidemiologiczny – zakażenia są bowiem jednym z głównych powodów zdarzeń niepożądanych. Każdy problem analizujemy i rozpatrujemy skargi. Musimy mieć system sprawiedliwy i bezpieczny dla wszystkich, bo nie jest to kwestia tylko naszego szpitala, ale generalnie wszystkich placówek w kraju. Dotychczasowe propozycje Ministerstwa Zdrowia były jednak zniechęcające do tego. Często zdarzenie niepożądane wynika z niezamierzonego błędu, z dodatkowych okoliczności, czy z niekorzystnego zbiegu sytuacji. Najważniejsze jest to, żeby zawsze umieć je naprawić i zachować się w przypadku stwierdzenia jakiejś szkody u pacjenta. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że pracujemy pod wielką presją na zwiększanie dostępu do świadczeń, co oznacza, że na jednego lekarza przypada większa liczba pacjentów, a wtedy ryzyko popełnienia błędu staje się większe. Gdybyśmy pracowali w takich komfortowych warunkach, jak np. lekarze w Norwegii, to byłoby nam znacznie łatwiej. Natomiast polscy lekarze są grupą zawodową najbardziej obciążoną w Europie jeśli chodzi o liczbę konsultacji. Zdarza się często, że po przyjęciu np. 60. pacjentów w szpitalnym oddziale ratunkowym (SOR) lekarz jest tak wyczerpany, że nie potrafi odszukać samochodu na parkingu. Faktyczny postęp w zakresie ograniczania niepożądanych zdarzeń medycznych musi odbywać się po zrealizowaniu szeregu działań. Chodzi o poprawę finansowania, zwiększenie liczby kadr medycznych, poprawę infrastruktury, lepszy dostęp do diagnostyki. Na to wszystko potrzebujemy czasu. Również po to, żeby wytworzyć nową kulturę postępowania polegającą na tym, że błąd medyczny w sposób odruchowy nie będzie ignorowany, czy ukrywany a pacjent w cywilizowany sposób otrzyma zadośćuczynienie. Nie możemy pozwolić sobie na permanentne i nieraz trwające kilka lat przesłuchiwania przez policję i prokuraturę np. wszystkich zatrudnionych na danym oddziale medyków, łudząc się proponowanym do niedawna przepisem o nadzwyczajnym złagodzeniu kary. Lekarza, czy pielęgniarkę nie można bowiem traktować, jak pospolitego przestępcę.

Czytaj: Poselski projekt zawęża zasięg przepisów o jakości w opiece zdrowotnej>>

Czytaj w LEX: Zarządzanie wiedzą w jednostkach ochrony zdrowia >>

 


Co jest największa bolączką waszego szpitala? Niewystarczający poziom finansowania świadczeń zdrowotnych, braki kadrowe, a może jakiś inny powód?

Bolączką naszych szpitali, naszego także, jest kwestia nie tyle wielkości finansowania, ale wielkości marż. Problem polega na tym, zwłaszcza obecnie, że koszty leczenia pacjenta przewyższają przychody. Krótko mówiąc, nie jesteśmy w stanie zarobić na wykonanym świadczeniu. Mam wrażenie że w wycenach pomijana jest np. kwestia amortyzacji. A przecież służy ona odbudowie majątku. Czas życia urządzeń, to nie jest 20 lat. Po 5-6 latach powinno się sprzęt wymieniać. Dla mnie sytuacja byłaby zdrowa wtedy, gdyby rzeczywiste koszty amortyzacji wliczane były w wycenę procedur medycznych. Ponadto w okresie galopującej inflacji aktualizacja wycen powinna się odbywać co kwartał. Chodzi o zrekompensowanie wzrostu cen energii, gazu itp. Brak odpowiedniej marży bywa przyczyną rezygnacji z udzielania niektórych świadczeń. Uderza to w pacjentów i w te podmioty, które jeszcze jakoś próbują sobie radzić. Grozi to załamaniem się całego systemu. W szczególnie trudnej sytuacji są małe, powiatowe szpitale, które ograniczają swoją działalność. Natomiast szpitale, które jeszcze jakoś funkcjonują przestaną być wydolne, bo zwiększy się im drastycznie liczba pacjentów szukających pomocy medycznej.

Czytaj w LEX: Reklamy polskich szpitali - praktyka i inspiracje z innych krajów >>

Czytaj: Minister zapowiada pilne zwiększenie finansowania dla szpitali powiatowych>>