Prezes Narodowego Funduszu Zdrowia Adam Niedzielski podkreśla, że chce premiować placówki, które wykonują większą ilość zabiegów, bo taki zespół ma większe doświadczenie i gwarantuje lepszej jakości zabiegi. Prezes przypomina, że już teraz w chirurgii onkologicznej oraz endoprotezoplastyce NFZ płaci więcej tym szpitalom, które wykonują minimalną liczbę zabiegów. Także w przychodniach lekarzy rodzinnych Fundusz wprowadził premie np.: jeśli 20 procent pacjentów zapisanych do lekarza rodzinnego wykona badania profilaktyczne, otrzyma bonus. Gdy lekarz poz będzie dobrze prowadził pacjenta z cukrzycą i ten nie będzie miał zaostrzeń choroby, dostanie za niego trzy razy większe pieniądze. Bonusy są już także w poz za wypisywanie dużej liczby e-recept, a od nowego roku mają być premie za większą liczbę zleceń na badania.

Prezes NFZ: Premie finansowe najlepiej dopingują do zmian w systemie - czytaj tutaj>>

Bonusy, bo potrzebna reforma

Teraz bonusy finansowe mają pojawić się także w położnictwie. Prezes NFZ nie ukrywa, że wprowadzając premie za minimum 400 porodów rocznie liczą na to, że dojdzie do reformy struktury szpitalnictwa. Prezes NFZ podkreśla, że jeśli oddział przyjmuje kilkadziesiąt porodów rocznie, to koszty jego działania są takie same, jak tej placówki, w której rodzi się kilka tysięcy dzieci rocznie. Musi zapewnić zespół, sprzęt, dyżur sali operacyjnej.

- Nie stać nas jako kraju, aby tak ograniczone zasoby w tak nieefektywny sposób wykorzystywać  - podkreśla Adam Niedzielski, prezes Narodowego Funduszu Zdrowia. - Mamy nadzieję, że to będzie też taka zachęta do przeprowadzania pewnego procesu konsolidacji albo specjalizacji między szpitalami - mówi. I dodaje, że chodzi o sytuacje, gdy w niewielkiej odległości funkcjonują np. dwa oddziały położnicze i żaden z nich nie osiągnie progu zabiegów. - Warto wówczas się zastanowić czy jeden nie powinien się specjalizować w jednej dziedzinie, a drugi w innej, tak aby każdy z nich dostał tę premię za koncentrację - wskazywał.

Małe porodówki nierentowne i niebezpieczne, ale nie ma odważnych do ich zamykania - czytaj tutaj>>


 


Limit 40 kilometrów

NFZ razem ze środowiskiem lekarskim wyznaczył limit 400 porodów rocznie. Z danych Funduszu wynika, że teraz jest 77 oddziałów w Polsce, które nie spełniają tego kryterium i na premie nie mogłyby liczyć. Żeby jednak nie zmniejszyć dostępności, NFZ chce wprowadzić jeszcze jedno kryterium: szpital powinien być w odległości nie mniejszej niż 40 km dla pacjentów. Wtedy liczba oddziałów, które nie spełniają obu warunków spada do 55. W opinii prezesa NFZ te porodówki nie mają już racjonalnego uzasadnienia.

- Wprowadzenie takich kryteriów koncentracji jest pewnym przygotowaniem do redefinicji sieci szpitali, która ma nastąpić do 2021 r. Mamy nadzieję, że te rozwiązania do tego czasu zachęcą do konsolidacji, zachęcą właścicieli do rozmów na temat tego, czy warto utrzymywać tego typu miejsca, a czy nie warto dogadywać się w regionie – mówił prezes Funduszu.

Jeden poród na tydzień i długi

Jerzy Gryglewicz, ekspert ochrony zdrowia z Uczelni Łazarskiego podkreśla, że wprowadzenie minimalnego limitu na poziomie 400 porodów nie jest nowym rozwiązaniem. Proponowano je już podczas publikacji potrzeb map zdrowotnych dla 30 chorób.

- Szpitale, które mają małą liczbę porodów, są nierentowane – podkreśla Gryglewicz. - Trudno mówić o rentowności, gdy na oddziale odbiera się jeden poród na tydzień, a takie sytuacje się zdarzają. Taki oddział generuje długi, a często jedynym powodem dla utrzymywania takich porodówek są ambicje samorządowców - dodaje.

Ekspert przypomina, że jest wiele prac naukowych, które podkreślają, że im mniej w danym oddziale wykonuje się procedur, tym większe jest ryzyko wystąpienia działań niepożądanych. – W jednym z raportów Najwyższej Izby Kontroli była rekomendacja, by wprowadzić minimalną liczbę operacji ortopedycznych i chirurgicznych i tylko z placówkami, które będą realizować taki limit NFZ mógłby podpisać umowy. Myślę, że w tym kierunku musimy iść dla bezpieczeństwa pacjenta i racjonalizacji wydatków – mówi Gryglewicz.

Konieczne zmiany, bo kwitnie turystyka porodowa

Joanna Pietrusiewicz, prezes Fundacji Rodzić po Ludzku podkreśla, że reorganizacja oddziałów położniczych jest konieczna, bo jest ich za dużo, ale trzeba ją zrobić ostrożnie. Prezes Fundacji podkreśla, że cieszy się, że limit minimalnej liczby porodów zmniejszono do 400, bo we wcześniejszych planach mówiono o 600 porodach rocznie.

- Chciałabym, by te placówki, które są pozytywie oceniane przez kobiety, otrzymały wsparcie finansowe – podkreśla Pietrusiewicz. – Na naszej stronie gdzierodzicinfo.pl jest bardzo dużo małych szpitali, które są polecane przez kobiety. Te kryteria medyczne są ważne, ale równie ważna jest to, jak placówkę oceniają rodzące.

Pietrusiewicz podkreśla, że mimo wprowadzenia dwóch kryteriów przy reorganizacji porodówek, trzeba uważnie sprawdzić, ile ich zostanie w danym województwie, by nie powstały białe plamy. Prezes przypomina, że od 1 stycznia 2019 roku obowiązuje standard opieki okołoporodowej, który określa do czego kobieta ma prawo w czasie porodu, ale także jak postępować w sytuacjach szczególnie trudnych takich jak poronienie, poród chorego lub martwego dziecka.

- Dyrektorzy szpitali wskazują, że standard jest dobrym dokumentem, ale nakłada na nich dodatkowe obowiązki, by je spełnić muszą zatrudnić więcej personelu – mówi Pietrusiewicz. - Jest on niezbędny, by położna miała wystarczająco dużo czasu dla każdej kobiety. Warto, by oddziały, które przestrzegają standardu, były lepiej opłacane.  

Joanna Pietrusiewicz podkreśla, że przy okazji reorganizacji porodówek, powinno się także pochylić się nad wycenami usług okołoporodowych. - Ta wycena nie zmieniła się od lat. Nadal ogromnym problemem jest dostępność do znieczulenia zewnątrzoponowego, dlatego kwitnie turystyka porodowa – mówi prezes. - Kobiety szukają oddziałów położniczych, w których mają gwarancję, że w razie potrzeby, będą mogły dostać znieczulenie. Nawet jeśli później z niego nie korzystają, chcą wiedzieć, że istnieje taka możliwość - dodaje.