Personel medyczny na oddziale ginekologii i położnictwa w szpitalu specjalistycznym przyjmuje rocznie około 2 tysiące porodów. W małym, powiatowym ta liczba spada do 400, a czasem nawet 100. Kontrast jest ogromny. Dlatego dyrektorzy wielu podmiotów leczniczych chętnie pozbyliby się  takich mało popularnych porodówek, bo utrzymywanie ich przy tak niskiej liczbie porodów jest nierentowne. Na przeszkodzie stają jednak samorządowcy, dla których utrzymanie porodówki to kwestia ambicjonalna.

Będą nowe prawa dla ciężarnych, ale dostęp do znieczulenia się nie poprawi - czytaj tutaj>>
 

 


Porodów coraz mniej, dług rośnie

Do likwidacji kwalifikuje się m.in. porodówka w szpitalu w Ustrzykach Dolnych na Podkarpaciu. Liczba porodów tutaj spada od lat. W 2018 r. było ich tylko 150, a dług rośnie. Na koniec ubiegłego roku sięgnął on 970 tys. zł. Dyrekcja utrzymuje oddział w pełnej gotowości, 7 dni w tygodniu, 24 godziny na dobę, a ma ledwo pół porodu na dzień.

- Nawet gdy na oddziale jest 400 porodów rocznie to i tak on się nie bilansuje. Dotkliwe są zwłaszcza podwyżki, jakie w ostatnim czasie dostali lekarze i pielęgniarki. Ale nie chodzi już tylko o rentowność szpitala, ale i o bezpieczeństwo pacjentek. Przy małej ilości porodów trudno o szybkie zdobywanie przez personel doświadczenia, bo na takich oddziałach nie odbywają się trudne, skomplikowane porody - zaznacza Stanisław Kruczek, członek zarządu województwa podkarpackiego.

Mamy rekordowo dużo cięć cesarskich w Polsce - czytaj tutaj>>
 

W powiatowym trudniej o cięcie

Mała liczba porodów w powiatowych szpitalach wynika też z faktu, że dziś wiele kobiet woli rodzić w dobrze zorganizowanych i specjalistycznych szpitalach. Do szpitali klinicznych, czyli tych o najwyższym stopniu referencyjności, trafiają także skomplikowane przypadki, czyli rodzące z ciążą zagrożoną czy bliźniaczą. Jednak Jolanta Budzowska, radca prawny specjalizujący się w procesach o błędy okołoporodowe podkreśla, że statystyka niepowodzeń w specjalistycznych placówkach może być z założenia zła, bo trafiają tam ciąże powikłane.

- Ze szpitalami powiatowymi jest inny problem. Tamtejszy personel zakłada, że trafiają do niego kobiety z ciążami fizjologicznymi, z którymi nie powinno być komplikacji. Dlatego ich czujność jest czasem uśpiona i wtedy można przeoczyć moment, w którym trzeba jednak pacjentce wykonać cesarskie cięcie. Gorsza bywa też dostępność do badań KTG i USG Doppler. W szpitalach powiatowych mniejsza jest także zdolność do szybkiego zebrania się zespołu operacyjnego - zaznacza Jolanta Budzowska.

Zaś prof. Krzysztof Czajkowski, konsultant krajowy w dziedzinie ginekologii i położnictwa wskazuje na inny aspekt działania szpitali powiatowych. - Wszystko zależy od tego gdzie są usytuowane. Jeśli obok jest duża, wysokospecjalistyczna jednostka, to kobieta może czuć się pewniej, bo w razie komplikacji karetka ją tam szybciej dowiezie. Jeśli jednak szpital powiatowy jest położony w rejonie górskim, z którego dojazd w inne rejony jest utrudniony, bezpieczeństwo rodzącej jest zagrożone - zaznacza prof. Czajkowski.
 

Szpitale mają po roku o miliard złotych więcej długu - czytaj tutaj>>

 

Działanie wbrew logice

Problem ze szpitalami powiatowymi polega także na tym, że do władz powiatu nie trafiają argumenty ekonomiczne i starostowie wolą dopłacać do porodówek niż je zlikwidować. - Wielu dyrektorów utrzymuje nierentowne porodówki, wbrew realiom, ale upierają się przy tym samorządowcy - zaznacza Marek Wójcik, odpowiedzialny za ochronę zdrowia w Związku Miast Polskich. Czego dowodzi fakt, że pod koniec marca starostwo miejskie w Ustrzykach Dolnych wydało oświadczenie, w którym zaprzecza pogłoskom o likwidacji porodówki. -  Nie możemy sobie wyobrazić sytuacji, kiedy szpital znika z mapy Ustrzyk Dolnych, a nasi mieszkańcy zostają pozbawieni dostępu do specjalistycznej opieki zdrowotnej. Dlatego będziemy podejmować decyzje, które mają za zadanie poprawę sytuacji SP ZOZ w Ustrzykach w sposób trwały i zapewniający rozwój jednostki - czytamy.

Gdyby ciężarne nie mogły rodzić w Ustrzykach Dolnych, część trafiłaby zapewne do sąsiedniego Przemyśla. W regionie podkarpackim funkcjonuje 25 publicznych szpitali. Obok siebie działają trzy: w Sanoku, Ustrzykach Dolnych i w Lesku. - Tyle, że porody powinny odbywać się tylko w tej pierwszej placówce, bo jest zlokalizowana w największym mieście. Tymczasem tam porodówka nie istnieje od dwóch lat, bo była nierentowna. W pozostałych zakresach świadczeń, trzy szpitale dublują się, choć powinny uzupełniać. Czyli jeśli jeden ma porodówkę to drugi lepiej aby dysponował zakładem opiekuńczo-leczniczym - zaznacza Stanisław Krucze i ubolewa, że brak jest odgórnej koordynacji świadczeń zdrowotnych.

 

Resort zdrowia: Zlikwidowano blisko 3 tysiące łóżek, ale nie ma zagrożenia dostępności - czytaj tutaj>>
 

Porodówki muszą zmienić profil

Nie bilansowała się też porodówka w szpitalu powiatowym w Międzyrzecu Podlaskim. W 2018 r. wygenerowała szpitalowi 1,4 mln długu, odebrała zaś 270 porodów. Międzyrzecka porodówka dostawała od NFZ 3 tys. zł za poród podczas, gdy sąsiedni szpital w Białej Podlaskiej 8 tys. zł. Z tym, że ten ostatni funkcjonuje w programie Koordynowanej Opieki nad Kobietą w Ciąży. - Przypuszczam, że trzeba będzie zamknąć ten oddział choć żal go, bo dobrze funkcjonuje - zaznacza starosta bielski, Mariusz Filipiuk.

Zdaniem Marka Wójcika nie ma innego ratunku dla szpitali powiatowych jak przekształcenie nierentownych oddziałów w te najpilniej potrzebne w powiecie.  - Ludzie w coraz większym stopniu będą korzystać z pomocy na oddziałach wewnętrznych, rehabilitacyjnych czy psychiatrycznych. Tylko aby te oddziały powstawały lub rozrastały się obecnie potrzebna jest zachęta ze strony NFZ w postaci dofinansowania tych świadczeń - zaznacza Marek Wójcik.

Tymczasem z danych Związku Miast Polskich wynika, że odkąd zaczęły obowiązywać nowe normy co do zatrudnienia pielęgniarek, w całych kraju dyrektorzy szpitali zlikwidowali 15 oddziałów wewnętrznych, czyli tych najbardziej potrzebnych. Z których trzeba często wypisywać pacjentów potrzebujących dłuższej hospitalizacji tylko dlatego, że kolejni czekają w kolejce.