Jeśli rząd ogłasza z tygodniowym wyprzedzeniem obowiązek noszenia maseczek w przestrzeni publicznej, powinien też zadbać o to, by dostępne były te dobre i tanie. Amerykańskie Centers for Disease Control and Prevention (CDC, Centrum zapobiegania i kontroli), gdy w czwartek 2 kwietnia ogłosiło, że zaleci wszystkim Amerykanom noszenie masek z tkaniny w miejscach publicznych, chwilę później opublikowało informacje, jakie maseczki zaleca - link do strony CDC o maseczkach. Polacy od zaś czwartku 9 kwietnia pytają, jakie maseczki mają kupić, czy może wystarczy szalik. Właściciele sklepów, pracodawcy osób pracujących w przestrzeni publicznej, pytają, czy maseczki dla pracowników muszą spełniać wymagania jak dla odzieży ochronnej. Te są wygórowane, o czym informuje rząd tutaj >> Tych norm nie spełnią zwykłe maseczki, które szyje cała Polska, także małe zakłady krawieckie i odzieżowe, bo wymagają inwestycji w maszyny, certyfikację. Nie spełnią ich nawet, gdy wykorzystują bawełnę i z wkładem z propylenu z certyfikatem Oeko-Tex Standard 100, co oznacza że spełniają standard dla wyrobów do bezpośredniego kontaktu ze skórą. Za to na rynku pojawiają się maseczki z Azji, o których niewiele wiadomo, bo nie ma przy nich informacji po polsku i nie ma pewności, jaką ochronę zapewniają i jak długo można je nosić. By Polacy wiedzieli, jakie maseczki kupować, jak je nosić, rząd musi wprowadzić jasne wytyczne. Ministerstwo Zdrowia nie planuje jednak publikowania ani wytycznych, ani regulacji cen, choć od czwartku, 16 kwietnia 2020 roku będzie obowiązek zasłaniania ust i nosa. - Każda osoba w miejscu publicznym będzie musiała nosić maseczkę, szalik czy chustkę, która zakryje zarówno usta, jak i nos. Obowiązek dotyczy wszystkich, którzy znajdują się na ulicach, w urzędach, sklepach czy miejscach świadczenia usług oraz zakładach pracy - mówi Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia. I zaznacza, że ceny nie będą regulowane.
Rząd mówi już tak dla maseczek
- W tej chwili skala zachorowań nie jest tak duża, żebyśmy rekomendowali noszenie masek przez zwykłych obywateli - tłumaczył na początku kwietnia minister zdrowia Łukasz Szumowski. - W momencie, gdy transmisja pozioma zacznie być coraz częstsza, wtedy zasadne będzie chronienie innych przed sobą, gdybyśmy my byli przypadkiem zarażeni – dodawał. Jednocześnie rząd z dnia na dzień rozporządzeniem wprowadza obowiązek robienia zakupów w jednorazowych rękawiczkach. Tyle, że dłonią w rękawiczce można dotknąć okolic nosa i ust, i tak przenieść wirusa. Dlatego lekarze rodzinni z Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia już na początku kwietnia apelowali o wprowadzenie obowiązku noszenia maseczek ochraniających nos i usta w miejscach publicznych i w zakładach pracy. Łukasz Szumowski w końcu ich posłuchał, i ogłosił, że będzie obowiązek ich noszenia. Paragraf 18 rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii dokładnie brzmi tak: od dnia 16 kwietnia 2020 r. do odwołania nakłada się obowiązek zakrywania, przy pomocy części odzieży, maski albo maseczki, ust i nosa podczas przebywania poza adresem miejsca zamieszkania lub stałego pobytu. Dlaczego to dobry pomysł?
Lekarze i sklepy za maseczkami
- Maseczka - naszym zdaniem - jest ważniejsza niż rękawice jednorazowe. Ręce zawsze można umyć - podkreśla Bożena Janicka, prezes PPOZ. I dodaje, że zagrożenie sięgnęło zenitu, że jesteśmy już w fazie transmisji poziomej koronawirusa, który zaraża drogą kropelkową wszystkich wokół: gdy zarażony, chory, a także nosiciel kicha, kaszle, a nawet tylko mówi. - Wirus w otoczeniu może utrzymywać się do kilku godzin. - Dlatego apelowaliśmy o maseczki, bo mają jedną ważną zaletę: ograniczają ruchy mimowolne rąk: drapanie, pocieranie, dotykanie do ust oraz nosa. To jest kolejne zagrożenie zarażenia – podkreśla Janicka.
Czytaj również: Maseczki obowiązkowe - dla pracodawców to kosztowny kłopot >>
Nawet przeciwnicy masek widzą, że osoby, które je noszą ograniczają transmisję zarazków z rąk na twarz. Badania wykazują, że wszyscy bezwiednie dotykają swojej twarzy ok. 23 razy w ciągu godziny, a z każdym dotknięciem przenosimy zarazki na palce lub śluzówki oczu, nosa i ust. Człowiek z maską dotyka dużo rzadziej policzków (a nosa i ust wcale), więc ryzyko kontaktu z wirusami drastycznie dzięki temu maleje.
Czytaj w LEX: Zagrożenie koronawirusem a prawo do prywatności >
Renata Juszkiewicz, dyrektor Polskiej Izby Handlu i Dystrybucji przyznaje, że obowiązek noszenia maseczek podczas zakupów rozwiązałby też problem sklepów. Może wówczas bowiem nie byłoby konieczne wydzielanie godzin dla seniorów, które paraliżują sklepy. - Osoby starsze mogłyby je nosić i tak chronić się przed zarazkami. Co więcej zniknie ryzyko, że ktoś kichnie i zostawi wirusa na warzywach, owocach czy innych produktach – dodaje dyrektor Juszkiewicz. A dr Dominika Dörre-Kolasa, radca prawny, partner w kancelarii Raczkowski, dodaje, że takie rozwiązanie wydaje się bardziej racjonalne niż używanie rękawiczek jednorazowych, także w zakładach pracy. - Nie ma różnicy czy dotykamy okolic ust i nosa rękę czy ręką w rękawiczce, maseczka daje większe bezpieczeństwo - dodaje Dörre-Kolasa. Tyle, że dla pracodawców nowy obowiązek może być problemem. - To na pracodawcy ciąży obowiązek zapewnienia pracownikom nieodpłatnie środków ochrony indywidualnej zabezpieczających przed działaniem niebezpiecznych i szkodliwych dla zdrowia czynników występujących w środowisku pracy oraz informować ich o sposobach posługiwania się tymi środkami - mówi dr Jakub Murszewski, radca prawny.
Czytaj w LEX: Środki ochrony pracowników w walce z koronawirusem >
Rząd boi się braku maseczek, ale to nie musi być problem
Tymczasem przyczyną późnego wprowadzenia nakazu noszenia maseczek podczas, np. zakupów może być brak wystarczającej ilości maseczek, zwłaszcza tych spełniających normy. Robert Rusak, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Wyrobów Medycznych powiedział, że akcesoriów medycznych może brakować jeszcze długo, gdyż większość producentów sprzętu znajduje się w Chinach. Ponadto zdaniem lekarzy epidemiologów na dworze ludziom wystarczy społeczny dystans, a wirus też nie lubi wietrznej i słonecznej pogody. Przyznają jednak, że noszenie maseczek ma największy sens w zatłoczonych miejscach, w autobusach itd.
Sprawdź w LEX: Jak potraktować nieobecność pracownika, który przebywa na kwarantannie i z którym miała być zawarta umowa od 1 kwietnia? >
Z kolei prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych dodaje, że noszenie maseczek miałoby sens, gdybyśmy mieli do nich powszechny dostęp i przebywali w zatłoczonych pomieszczeniach. Tymczasem brakuje ich w miejscach gdzie najbardziej są potrzebne, czyli w szpitalach, a ulice i sklepy nie są przepełnione. Trzeba też pamiętać, że maseczka jest jednorazowa i z każdą minutą jej stosowania zwiększa się na jej powierzchni ilość zanieczyszczeń zawierających również drobnoustroje, a więc może również SARS-CoV-2.-mówi mówi prof. Robert Flisiak, Prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych Praktycznie. Zaznacza, że maseczka po kilkunastu minutach powinna być odpowiednio zdejmowana w sposób uniemożliwiający zanieczyszczenie dłoni i twarzy i wyrzucana do kosza na odpady medyczne.
Tyle, że obywatele, a także część personelu medycznego nie musi nosić certyfikowanych masek ochronnych. Może nosić zwykłe materiałowe, które można zdjąć po zrobieniu zakupów i uprać. - Skuteczne są zwykłe, kilkuwarstwowe, harmonijkowe, a nawet zrobione w warunkach domowych – podkreśla Bożena Janicka. I takie mogłyby produkować polskie firmy, potrzebują tylko zielonego światła.
Cena promocyjna: 139 zł
|Cena regularna: 139 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 97.3 zł
Średnie firmy czekają na znak od rządu
W polskim sektorze odzieżowym i tekstylnym działało ponad 22 tys. firm, zatrudniających ponad 187,6 tys. osób. Branża zdominowana jest przez prywatne przedsiębiorstwa oraz małe firmy, zatrudniające do 50 pracowników, które stanowią około 85 proc. firm w sektorze. W 2016 r. Polska eksportowała produkty o wartości 3,2 mld zł natomiast import produktów odzieżowych osiągnął wartość 1,4 mld zł. Tak czytamy w raporcie KPMG z 2018 roku. Ich sytuacja w 2020 roku z powodu koronawirusa może dramatycznie się zmienić, chyba, że rząd zmieni zdanie i uzna, że Polacy powinni robić zakupy w maseczkach.
– Chciałabym szyć i sprzedawać maseczki. Aby zacząć produkować atestowane maseczki, trzeba spełnić szereg wymagań dotyczących materiałów i sposobu produkcji. Co prawda Polski Komitet Normalizacyjny udostępnia już za darmo normy, ale to za mało. Na ich szybkie spełnienie mogą sobie pozwolić duże firmy. Chodzi o to, aby stworzyć produkt, który mogą szyć te mniejsze, będzie bezpieczny, ale nie wymagał dodatkowych, kosztownych zmian w produkcji. Takie wytyczne powinny być publicznie dostępne na rządowych stronach, aby każdy, kto chce dalej dziać mógł je zrealizować w tych trudnych czasach. Ze spełnieniem udostępnionych norm poradzą sobie duże firmy, pomocy potrzebują średnie. Dlaczego nie można szybko uprościć wymogów i centralnie zlecić ich produkcję małym i średnim tak, aby mogły przetrwać przynajmniej przez jakiś czas – mówi właścicielka szwalni, która chce pozostać anonimowa.
Rząd co prawda w drodze rozporządzenia dopuścił możliwość zakupu maseczek bez certyfikatu CE, a także wprowadził możliwość dopuszczenia do obrotu środków ochrony indywidualnej oraz wyrobów medycznych, które nie są dopuszczone do obrotu na terenie Unii Europejskiej, a są dopuszczone w innych państwach. To jednak za mało. - Chodzi o to, aby na rynek trafiły produkty bezpieczne, dostosowane do potrzeb różnych grup. Nie każdy musi mieć maseczkę spełniająca najwyższe normy bezpieczeństwa, ale warto żeby miał podstawową ochronę – dodaje właścicielka szwalni Agnieszka Wasiak, właścicielka pracowni krawieckiej dodaje, że małe firmy nie mają pewności, czy mogą sprzedawać maseczki. - W świat poszła informacja, że dwóm największym platformom internetowym zakazano sprzedaży maseczek. Niewielu rozumie, że chodzi o maseczki ochronne z atestami, wiele osób myśli, że sprzedaż prostszych maseczek też jest zabroniona. Dlatego potrzebny jest jasny komunikat rządu, jakie maseczki możemy szyć i czy możemy je sprzedawać przez internet - podkreśla Agnieszka Wasiak.
Łódź próbuje zastąpić rząd
Obecnie wszystko wskazuje, że jedynie władze Łodzi starają się zgłębić temat. Weszły we współpracę z Wydziałem Technologii Materiałowych i Wzornictwa Tekstyliów Politechniki Łódzkiej, by ta skontrolowała maseczki szyte przez darczyńców na potrzeby np. instytucji opiekujących się osobami starszymi. Naukowcy mieli sprawdzić, jakie są różnice pomiędzy maska szytą z np. agrowłókniny a maska chirurgiczną. Zespół pod kierunkiem prof. Izabelli Krucińskiej określił zdolność filtracyjną masek. Miały być wskazane najlepsze wzory i modele masek, które mogłyby być wykorzystywane do użytku prywatnego, ale... wyniki badań trudno znaleźć w domenie publicznej. Prof. Krucińska zwraca jedynie uwagę, że uzyskanie lepszych właściwości badanych masek można byłoby osiągnąć wprowadzając dodatkowy filtr z cienkich włókien. I zastrzega, że maski szyte przez firmy czy osoby, które do tej pory nie specjalizowały się w takiej produkcji, nie zapewniają nam 100 proc. ochrony i co oczywiste nie są przeznaczone dla pracowników z sektora służby zdrowia. Dla nich jednak trzeba zostawić właśnie maski ochronne. W przestrzeni publicznej można nosić maseczki, które proponują wolontariusze z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Gdyby uzupełnić je o filtry o których mówi prof. Krucińska, byłyby bardziej skuteczne.
Ceny – potrzebne szybkie działanie
Mimo braku nakazu chodzenia w maseczkach te cieszą się zainteresowaniem, tym bardziej od zapowiedzi jego ogłoszenia. Na platformach internetowych - te mają zakaz sprzedaży jedynie certyfikowanych maseczek ochronnych - dostępne są różne modele maseczek, w różnych cenach, od 5 do 80 zł. Zdarza się jednak, że w supermarketach i internecie pojawiają się zwykłe maseczki w cenie np. 100 zł za dwie, które starczą właścicielowi na max 30 min użycia. Dlatego ważne jest, aby rząd kontrolował ich ceny, a ma już taką możliwość. Nasze rozmówczynie mówią, że koszt prostej, ale bezpiecznej maseczki, którą można uprać, może wahać się między 15 a 20 zł.
Za sprawą tzw. tarczy antykryzysowej minister zdrowia w porozumieniu z ministrem rozwoju oraz rolnictwa i rozwoju wsi może, w drodze rozporządzenia, ustalić maksymalne ceny lub maksymalne marże hurtowe i detaliczne stosowane w sprzedaży towarów mających istotne znaczenie dla ochrony zdrowia lub bezpieczeństwa ludzi. Za naruszenie przepisów groził kara od od 5 tys. zł do 5 mln zł. - Aktualnie nie rozważamy ustalenia cen oficjalnych na środki ochrony osobistej - mówi Wojciech Andrusiewicza, rzecznik Ministerstwa Zdrowia. - Pamiętajmy, że większość tych środków jest importowana z Azji a popyt na te środki znacząco przewyższa podaż. Wprowadzenie cen sztywnych ze stycznia, czy nawet z marca spowodować może brak dostępności tych środków na polskim rynku. Trudno reglamentować dostęp do towarów, które na rynku dla ludności są trudno dostępne. Ustalenie marży stałej też będzie trudne - koszty transportu i całej logistyki dostaw są teraz olbrzymie i trudno jest dobrze alokować koszty na konkretnie ten zakup - dodaje rzecznik. Tymczasem na rynku pojawiają się maseczki z Azji, o których tak naprawdę nic nie wiadomo, bo nie ma przy nich informacji po polsku i nie ma pewności, jaką ochronę zapewniają i jak długo można je nosić.