Z końcem grudnia wygasają decyzje refundacyjne ok. 2,7 tys. leków. Trwają właśnie negocjacje dla dużej części leków finansowanych ze środków publicznych. Tworzona jest lista leków refundowanych, która będzie obowiązywać od 1 stycznia 2019 r. 

Tak naprawdę wydanie decyzji o tzw. kontynuacji refundacji oznacza wydanie kolejnej decyzji. Taki proces powtarza się co 2-3 lata. Firma musi złożyć wniosek, a następnie zaczynają się negocjacje z Komisją Ekonomiczną. Wszystko kończy wydanie uchwały przez Komisję Ekonomiczną oraz decyzja Ministra Zdrowia.

Refundacja leków. Komentarz czytaj tutaj>>

700 leków w zawieszeniu

PZPPF podaje, że zgodnie z informacjami członków Komisji negocjującej ceny zamieszczonymi na Twitterze, około 400 leków zniknie z listy refundacyjnej w wyniku ich decyzji. Dodatkowo dla 300 produktów producenci nie złożyli wniosków o dalszą refundację. To oznacza, że może zabraknąć w sumie 700 leków na najczęściej dotykające Polaków choroby, których przepisuje się najwięcej, co oznacza co trzecie wykupowane dziś opakowanie będzie niedostępne.

– Po 1 stycznia 2019 r. okaże się, że pacjent nie może wykupić leku, na który lekarz wypisał mu receptę w grudniu 2018 r. i którym leczy się od lat albo zapłaci sto procent jego ceny. Nie będzie mógł też zamienić takiego leku na tańszy odpowiednik, ponieważ, zgodnie z prawem, taka możliwość dotyczy tylko produktów refundowanych. Grozi to przerwaniem ciągłości terapii i stanowi zagrożenie dla wielu chorych – ostrzega Krzysztof Kopeć prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego.

Kopeć podkreśla, że z powodu braku dostępu do leków część pacjentów przestanie po prostu przyjmować ważny dla ich zdrowia i życia lek, a takie nagłe odstawienie farmaceutyku stwarza zagrożenie dla zdrowia chorych. 

 


70 procentowe obniżki

Z danych PZPPF wynika, że Komisja Negocjacyjna rekomenduje Ministrowi Zdrowia negatywne decyzje dla ok. 400 leków. – Ministerstwo Zdrowia wymaga od nas nawet 70 proc. obniżki cen. Tymczasem to są już czwarte negocjacje cen tych samych produktów. Nie możemy już taniej sprzedawać.  Zwłaszcza, że leki w Polsce należą do najtańszych w Europie. Tańsze są tylko w Rumunii – tłumaczy Kopeć. Podkreśla, że leki krajowych producentów nie są wcale drogie, bo do 75 proc. z nich pacjent dopłaca nie więcej niż 10 zł. 

Ustawa o refundacji leków reguluje relacje między podmiotami czytaj tutaj>>

 

Resort pracuje pełną parą

Wiceminister zdrowia Marcin Czech kilka dni temu w wywiadzie dla portalu medexpress.pl podał, że w ministerstwie prowadzą bardzo ożywione prace nad tym, aby wszystkie decyzje, które mają kontynuację doczekały się przeprocedowania przez urząd.

Czech podkreślał, że Komisja Ekonomiczna oraz pracownicy w Departamencie Polityki Lekowej i Farmacji pracują włącznie z sobotami i w kilku składach negocjacyjnych, przez 12 godzin na dobę, aby ze wszystkim zdążyć. - W tej chwili tworzymy bazę danych tych leków, których mogłoby zabraknąć na kolejnej liście od 1 stycznia. Nie ma ich bardzo dużo. I będziemy analizować lek po leku, odpowiadając na pytanie, czy pacjenci będą mieli zamienniki, czy będzie to jeden czy kilka zamienników, jaki był powód najczęściej niezłożenia dokumentów o przedłużenie decyzji przez producentów – podał Czech.

Wiceminister zapowiedział, że pacjenci mogą się spodziewać obniżek cen, ponieważ w wielu grupach terapeutycznych Komisja Ekonomiczna w sposób bardzo skuteczny doprowadza do obniżek cen leków. Czech podał, że z by rozpatrzyć wszystkie wnioski mają pozawieszane urlopy między Świętami a Nowym Rokiem.

MZ: 304 negatywne decyzje 

Krzysztof Jakubiak, Dyrektor Biura Prasy i Promocji Ministerstwa Zdrowia podaje, że Komisja Ekonomiczna rozpatrzyła 2240 wniosków. Członkowie KE podjęli 1776 pozytywnych decyzji i 304 negatywne.  

Rzecznik MZ wyjaśnia, że minister zdrowia, według danych na 4 grudnia 2018 r., rozstrzygnął 1786 wniosków pozytywnie i 190 negatywnie.

- Wszystkie wnioski traktowane są na jednakowych zasadach i procesowane z należytą starannością, w trosce o zaspokojenie potrzeb pacjentów i interes finansów publicznych - podkreśla Jakubiak. - Leki, które otrzymały negatywną rekomendacje Komisji Ekonomicznej, w znaczącej większości mają swoje odpowiedniki na rynku, dlatego nie ma zagrożenia, że pacjenci będą mieli ograniczony dostęp do terapii od przyszłego roku. Warto nadmienić, że rozstrzygnięcia podjęte przez KE nie są ostateczne, gdyż ostateczne decyzje podejmuje Minister Zdrowia.

Lekarz może przepisywać leki refundowane, gdy on lub placówka ma umowę z NFZ czytaj tutaj>>

Dusi ich presja ceny

Krajowi producenci leków podkreślają, że przedłużające się negocjacje i dyskusje, czy pacjent ma płacić za opakowanie tabletek 5 zł czy 7 zł doprowadzą do sytuacji, w której leku nie będzie mógł kupić wcale albo zapłaci za niego znacznie drożej. - Tymczasem, zgodnie z prawem, przy przedłużaniu decyzji refundacyjnej cena leku „nie może być wyższa”, ale wcale nie musi być niższa – przypomina Kopeć.

Krajowi producenci podkreślają, że z listy refundacyjnej może zniknąć wiele ich leków, a to jest sprzeczne z zapowiedziami rządu, który obiecywał wsparcie rozwoju tej branży. - Jeśli chcemy mieć przemysł farmaceutyczny w Polsce gwarantujący ciągłość dostaw, co zapobiega brakom w aptekach, nie możemy dusić go nadmierną presją na obniżki cen - apeluje Kopeć i dodaje, że taka polityka komisji negocjacyjnej jest sprzeczna z deklaracjami rządu, bo stanowi jasny sygnał zarówno dla firm zagranicznych, które chcą inwestować w Polsce jak i krajowych wytwórców, że Polsce nie zależy na rozwoju tego przemysłu.

 

Brexit też ograniczy dostęp do leków

Dodatkowo w przyszłym roku dostępność leków może zostać zaburzona w efekcie Brexitu, ponieważ wiele azjatyckich firm ma swoje centrale w Wielkiej Brytanii.

20 procent leków, które są teraz sprzedawane na polskim rynku pochodzi ze Zjednoczonego Królestwa. Wiele z nich to leki innowacyjne, które nie mają zamienników, stosowane np.: w onkologii i kardiologii. Tych leków może po Brexicie zabraknąć w polskich aptekach. Do marca nie ma szans, by udało się przerejestrować tysiące leków do krajów Unii, dlatego państwa robią zapasy, ale to może nie wystarczyć.