Katarzyna Nocuń: Wobec ustawy o jakości formułowano oczekiwania, że przyniesie ona skok cywilizacyjny w opiece nad pacjentem. Nowe prawo daje na to szansę?

Dr hab. Monika Raulinajtys-Grzybek, prof. SGH: Dzięki ustawie temat jakości w opiece zdrowotnej zyskuje rangę. Przepisy prawne obligują do konkretnych działań, a ich niewykonanie jest zagrożone sankcjami. Jakość zyskuje priorytet dla wszystkich zarządzających, nawet jeśli do tej pory temat był odstawiany nieco na boczny tor w obliczu codziennego „gaszenia pożarów”, których w działalności podmiotów leczniczych tak wiele.

Każdy pracujący w sektorze ochrony zdrowia wie, że jakość jest ważna, a mimo to zdarzenia niepożądane występowały i występują. Na pewno ustawa o jakości nie wyeliminuje wszystkich problemów, ale zintensyfikuje działania.

Czytaj także na Prawo.pl: Już w środę konferencja o poprawie efektywności opieki zdrowotnej

Od czego trzeba zacząć?

Ogromne zadanie stoi przed zarządzającymi. Bez ich determinacji, codziennej pracy, planowania i kontroli, naiwnością byłoby uważanie, że w dużym podmiocie medycznym można utrzymać systematycznie wysoki poziom jakości. W dużych placówkach, w złożonym i dynamicznym otoczeniu, nie da się uniknąć okoliczności i sytuacji, które prowadzą do niskiej jakości. W ustawie wskazany jest obowiązek posiadania wewnętrznego systemu zarządzania jakością i bezpieczeństwem. Na początek warto dokonać audytu, jak taki system wygląda obecnie w placówce. Czy mamy odpowiednie procedury? Jeśli je mamy to, czy je stosujemy? W jaki sposób? Czy bywa, że w pewnych okolicznościach te procedury są pomijane?

 

Z punktu widzenia dyrektora warto również przyjrzeć się, jaka jest kultura mówienia o błędach i zdarzeniach niepożądanych. Czy jest przyzwolenie na ich ujawnianie, aby w przyszłości się nie powtórzyły, czy raczej dominuje podejście ścigania za błędy. Czy pracownicy czują się na tyle bezpiecznie, że zgłaszają popełniane przez siebie błędy? Czy jedni pracownicy pilnują drugich? Czy może jest kultura zewnętrznego nadzorcy? Czy występujące zdarzenia niepożądane są analizowane przez zewnętrzne jednostki? W praktyce funkcjonuje wiele modeli, ale ważne, by model zakładał uczenie się na popełnianych błędach – by prowadziły one do trwałej poprawy sytuacji.

Jak w systemie zarządzania jakością rozumieć human factors?

Błąd popełnia najczęściej człowiek. Badania pokazują, że często popełnia go dlatego, że warunki systemowe nie odpowiadają warunkom, których człowiek potrzebuje do tego, aby optymalnie wykonywać swoje zadania.

Jeśli pielęgniarka wykonuje czynność wymagającą skupienia i koncentracji, a jej uwagę rozprasza pacjent, równolegle oddziałowa kieruje do niej polecenia lub koleżanka prosi o pomoc przy innej czynności medycznej, albo też jest wezwana do pilnego przyjęcia na oddział – to ryzyko, że popełni błąd rośnie. Wydaje się to oczywiste. Natomiast braki kadrowe, być może nieoptymalne rozłożenie czynności w ciągu dnia powodują, że takie sytuacje zdarzają się. Podobnie w przypadku lekarza, który ma wypisywać zlecenia, ale jednocześnie wykonuje szereg innych czynności i o zleceniu dla pacjenta zapomina. Takie sytuacje są możliwe do wyeliminowania na poziomie systemu. Można by powiedzieć, że pielęgniarka czy lekarz powinni być bardziej skupieni, ale czy przyniesie to skutek? Przecież błąd nie wynika ze złej woli, a z nieodpowiednich warunków pracy. Przygotowanie warunków w taki sposób, aby ryzyko wystąpienia błędu obniżyć leży po stronie zarządzających – zarówno tych na poziomie mikro, czyli placówki, jak i makro, czyli systemu ochrony zdrowia. Włączenie do dyskusji o zarządzaniu jakością aspektów human factors pozwoli nam przede wszystkim lepiej planować proces, bo obserwujemy go pod katem tego, czy jest sprzyjający dla człowieka.

Jak human factors realizowane są w praktyce?

Weźmy na przykład checklisty. Jeśli przed każdym zabiegiem personel medyczny będzie musiał wypełnić checklistę, a na niej będzie zawsze zaznaczał pierwszy kwadrat po lewej stronie, to istnieje szansa, że personel będzie to robił bez czytania tej listy. Taka procedura jest przygotowana bez uwzględnienia human factors. Jeżeli chcemy wyeliminować błędy, to musimy uwzględnić to, jak działają ludzie. Droga na skróty, przyzwyczajenia, które pozwalają nam działać szybciej, w tej sytuacji mogą mieć poważne konsekwencje dla zdrowia pacjenta. Ważnym czynnikiem jest też komunikowanie znaczenia określonych procedur w procesie zapewnienia jakości.

Wiadomo też, że ludzie lepiej pracują w zespołach, które są dobrze zgrane. Lepsze efekty mają zespoły operacyjne, w których wszyscy się znają, bo szybciej reagują, a każda sekunda zwiększa szanse na przeżycie pacjenta. Co więcej badania dowodzą, że nawet gdyby lekarz był zmęczony, przepracowany, to jeżeli zespół jest dobrze zgrany, to operacja częściej skończy się sukcesem, niż w przypadku zespołu zbudowanego ad hoc.

Human factors funkcjonuje w polskim systemie ochrony zdrowia?

Nie. Mówi się, że lekarze dużo pracują, że jest ich mało, ale niewiele z tego wynika. Nie zastanawiamy się systemowo nad konsekwencjami tego, że pacjentów przyjmują przepracowani lekarze. Przecież patrząc bardzo prozaicznie – błędy generują gigantyczne koszty, zarówno finansowe dla systemu jak i koszty społeczne dla pacjentów i ich rodzin.

Są gotowe wzorce?

Human factors wywodzą się z projektowania przedmiotów, ale także procesów, w lotnictwie. Mamy jednak szereg przykładów zastosowania tej nauki w obszarze ochrony zdrowia. Patrząc na Europę, najbardziej znany jest przykład brytyjski. W NHS prowadzone są analizy czynności medycznych z perspektywy human factors, w tym także błędów, które już wystąpiły. W Polsce dyskusja sprowadza się często do tego, kto był winny. Natomiast przyjęcie podejścia human factor spowoduje, że jeśli popełniony został błąd, to analiza dotyczy przede wszystkim tego, czy można zaprojektować, przygotować lub zorganizować proces inaczej, aby ten sam personel, tak samo wykwalifikowany, przepracowany, czy zmęczony, drugi raz tego błędu nie popełnił.

Wpisuje się to w ideę no fault postulowaną przez Naczelną Radę Lekarską.

Należy mieć nadzieję, że no fault spowoduje, że personel medyczny będzie bardziej skłonny do zgłaszania zdarzeń niepożądanych.  Tym samym będziemy mieć więcej informacji na temat sytuacji, w których występują zdarzenia niepożądane, które będzie można poddawać analizie. Wszystkim nam zależy na tym, żeby jeśli już jakiś błąd zostanie popełniony, to żeby wyciągnąć z niego wnioski, na których skorzystają kolejni pacjenci, a których zasięg będzie jak najszerszy.