- Nie mogę się z dzieckiem dostać do przychodni. Nie odbierają telefonów. Zrobienie szczepienia jest utrudnione - mówi jedna z mam 1,5 rocznego chłopca.

Pod koniec kwietnia rząd zarekomendował, po półtoramiesięcznej przerwie powrót do wykonywania szczepień. Większość przychodni już je przeprowadza w reżimie sanitarno-epidemiologicznym, ale są i takie, które są nadal zamknięte dla  rodziców i dzieci i w ogóle nie można się do nich dodzwonić. Problem mogą mieść zwłaszcza mieszkańcy dużych miast.

Szczepienie w czasie pandemii trudniejsze w dużych miastach

-Część przychodni nie otworzyło punktów szczepień i poradni dla dzieci zdrowych z nieznanych mi przyczyn. Faktycznie rodzice alarmują, że mają problem z zapisaniem dziecka na szczepienie i zgłaszają się do nas - mówi dr. Paweł Grzesiowski pediatra, ekspert w dziedzinie profilaktyki i terapii zakażeń. Sam przyznaje, że nadrabia teraz opóźnienia w szczepieniach, ale to potrwa kilka miesięcy, dlatego że mogą być nie tylko problemy z dodzwonieniem się do przychodni, ale sama organizacja szczepień powoduje spowolnienie w ich wykonywaniu. Lekarze i pielęgniarki przeprowadzają je bowiem w  nowych warunkach, w reżimie sanitarno-epidemicznym, a ponadto wszystkie wizyty są umawiane wcześniej telefonicznie, aby nie było przepełnienia w poczekalni. 

Wszystko trwa dłużej dlatego i w ciągu dnia  nie jesteśmy w stanie przyjąć tylu małych pacjentów jak przed epidemią. Dłużej trwa kwalifikacja do szczepienia i przeprowadzanie go, a to z racji tego, że pielęgniarz czy pielęgniarka robiący zastrzyk dziecku, wykonują czynność w kombinezonach, a to nie jest łatwe - mówi Maria Kłosińska, lekarz rodzinny z okręgowej izby lekarskiej w Warszawie.

Przychodnie umawiają teraz pacjentów tak aby nie spotykali się z innymi w poczekalni. Na jedno dziecko trzeba rezerwować 45 minut. - Dla niektórych rodziców jest to pierwszy kontakt z placówką medyczną od początku epidemii stąd i rodzice odwiedzają nas  nie bez obaw - mówi Maria Kłosińska.

 

Środowisko lekarzy rodzinnych podzieliło się co do obecnego i dalszego trybu funkcjonowania przychodni rodzinnych. Porozumienie Zielonogórskie chwali telemedycynę i fakt, że można swobodnie udzielać porad przez telefon i konsultować pacjenta, a do gabinetu przyjmować go tylko w ostateczności, zaś inni lekarze rodzinni alarmują, ze trzeba wracać do normalnego trybu funkcjonowania przychodni.

Lekarze nie powinni odmawiać szczepień

Nie mamy jednoznacznych wytycznych dla przychodni. Nie powinno jednak dochodzić do takich sytuacji, że placówka całkowicie się zamknęła dla pacjenta. O tym trzeba zawiadamiać NFZ, który podpisał z nią kontrakt. Uważam, że placówka powinna funkcjonować, szczepić dzieci i w razie potrzeby przyjmować innych pacjentów na wizytę - zauważa Agnieszka Mastelarz, konsultant krajowy w dziedzinie medycyny rodzinnej. Podkreśla jednak, że jeszcze przez długi czas kontakt pacjenta z przychodnią nie będzie taki jak przed epidemią. - Czyli, że pacjent wejdzie kiedy chce. Teraz, gdy trwają szczepienia nie możemy nikogo wpuszczać, a drzwi przychodni są zamknięte. Trzeba wcześniej zadzwonić i ewentualnie umówić się na wizytę - zaznacza prof. Mastelarz.

Trochę mniejszy problem jest w mniejszych miastach. Tam nie ma problemu ze szczepieniem i dostaniem się do lekarza.

Argumentem części lekarzy za koniecznością do powrotu do normalnych wizyt jest też fakt, że teraz okazuje się, że u wielu pacjentów przez czas epidemii pogorszył się stan zdrowia i zgłaszają się do lekarzy np. z krwawieniem z przewodu pokarmowego. Czyli z czymś co trzeba kontrolować na bieżąco.

W ostatnim czasie także do Rzecznika Praw Pacjenta trafiało dużo skarg na zamknięte gabinety. Ten odbierał w kwietniu cztery razy więcej telefonów, w których obywatele alarmowali że lekarze rodzinni lub specjaliści są niedostępni, a szpitale nie chcą wykonywać zabiegów nawet pacjentom onkologicznym. Rzecznik interweniował, czasem skutecznie.

I o ile na początku epidemii, gdy dostęp do środków ochrony osobistej był ograniczony, np. do maseczek  czy fartuchów, o tyle teraz one są już tańsze i dostępne. stąd nie powinien być to dla lekarzy argument do zamykania przychodni.