Do wybuch rakiety w Przeworsku doszło 15 listopada około 15.40, kiedy na Ukrainie trwał wielogodzinny, zmasowany ostrzał całego prowadzony przez siły zbrojne Federacji Rosyjskiej. W wyniku eksplozji suszarni zbóż zginął 59-letni kierowca ciągnika rolniczego i 62-letni magazynier. To skutek wybuchu pocisku.

Od wtorku, do piątku na miejscu zdarzenia pracowali prokuratorzy Mazowieckiego i Lubelskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej, Prokuratury Regionalnej w Lublinie, Prokuratury Okręgowej w Zamościu, funkcjonariusze Policji, Straży Granicznej, ABW, CBŚP, Żandarmeria Wojskowa, żołnierze, a także biegli, w tym z Wojskowego Instytutu Techniki Uzbrojenia w Zielonce i Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji, pirotechnicy oraz amerykańscy eksperci. Więc na ten temat w tekście:  Wybuch rakiety to zdarzenie wojenne, bada je prokuratura cywilna, na wyniki poczekamy.

 

W niedzielę, podczas konferencji prasowej w Helsinkach szef polskiego rząd został zapytany o dotychczasowe ustalenia w śledztwie dotyczącym eksplozji rakiety w Przewodowie, w wyniku której zginęło dwóch mężczyzn. Dziennikarz pytał m.in., czy strona ukraińska przyznała, że był to ich pocisk.

- Jeszcze tego nie wiemy. Pozwólmy pracować nad tym specjalistom i prokuratorom. Do śledztwa zaprosiliśmy ekspertów ze strony ukraińskiej, ekspertów międzynarodowych, NAT-owskich i amerykańskich – odpowiedział premier.

Poinformował, że prowadzący dochodzenie dysponują "materiałami dowodowymi w postaci filmów z kamer Straży Granicznej, ale nie pokazują one ze stuprocentową pewnością, skąd został wystrzelony pocisk".

- Musimy nadal zbierać dowody, śledztwo jeszcze trochę potrwa – zaznaczył Mateusz Morawiecki. Zapewnił, że Polska pragnie zachować pełną transparentność w dochodzeniu.

- W szczególności chcemy, aby nasi ukraińscy przyjaciele i partnerzy zostali przekonani, że wynik śledztwa będzie pewny. Dlatego zaprosiliśmy ich do śledztwa – stwierdził premier.