Odwołanie marszałka może nastąpić dopiero po upływie 30 dni. Wraz z marszałkiem automatycznie odwoływany jest zarząd województwa. Za odwołaniem musi głosować 3/5 ustawowego składu sejmiku, w przypadku sejmiku woj. podkarpackiego jest to 20 osób. W 33-osobowym sejmiku woj. podkarpackiego rządzi koalicja PO, PSL i SLD, która ma 18 radnych. W opozycji są kluby PiS - 12 radnych i Pawica Rzeczypospolitej - 3 - oba zapowiadają głosowanie za odwołaniem Karapyty.

Wcześniej tego dnia Karapyta poinformował, że sam nie zrezygnuje z funkcji marszałka woj. podkarpackiego; zrezygnował natomiast z członkostwa w PSL.

W imieniu wnioskodawców wniosek o odwołanie marszałka złożył na piątkowej sesji przewodniczący klubu radnych PSL w sejmiku Mariusz Kawa, który jednak nie zabrał głosu. Uzasadnienie odczytała przewodnicząca sejmiku Teresa Kubas-Hul (PO).

„Nasz wniosek wynika z potrzeby ustabilizowania sytuacji i zapewnienia skutecznego zarządzania województwem podkarpackim” - głosi jego jednozdaniowe uzasadnienie.

Przewodniczący klubu radnych PiS Wojciech Buczak, powiedział podczas dyskusji nad wnioskiem, że radni jego ugrupowania będą głosować za odwołaniem marszałka.

Także Bogdan Romaniuk z Prawicy Rzeczypospolitej zapowiedział głosowanie swego klubu za odwołaniem marszałka.

Z kolei wiceprzewodniczący sejmiku Edward Brzostowski (SLD) zapowiedział, że nie poprze wniosku o odwołanie marszałka, mimo że go wcześniej podpisał. Jego zdaniem postawienie zarzutów nie oznacza jeszcze, że wina jest dowiedziona. "Oświadczam, że będę głosował przeciwko odwołaniu marszałka Karapyty. Zarzuty nie są winą. Trzeba je udowodnić prawomocnym wyrokiem" - zadeklarował Brzostowski. Był on jedynym radnym koalicyjnym, który zabrał głos w dyskusji.

Opozycja wytykała, że w sesji nie biorą udziału twórcy koalicji w sejmiku, regionalni liderzy ugrupowań koalicyjnych Jan Bury (PSL), Zbigniew Rynasiewicz (PO) i Tomasz Kamiński (SLD).

Marszałek Karapyta powiedział dziennikarzom po zakończeniu sesji, że wystąpienia miały charakter typowo polityczny. Sam przebieg sesji nazwał spektaklem. „Nie było dyskusji merytorycznej, dlatego nie odnosiłem się do tych wystąpień. W tym uzasadnieniu nie było żadnej oceny, (...) to było pustosłowie, że jest nagle tragedia na Podkarpaciu. Ja powróciłem i mam zamiar pracować i sprawować funkcję. Decyzję sejmiku przyjmę z pokorą" - zaznaczył.

Karapyta dodał, że oczekiwał pytań radnych m.in. dotyczących zarzutów, jakie na nim ciążą, wówczas - jak zaznaczył - odniósłby się do nich i pokazał, jakie to są proporcje i jak się kształtują do tego, co zrobił i dokonał dla województwa.

"Czuję pewien dyskomfort pewnych zarzutów (...) w stosunku do tego, co zrobiłem dla województwa. Jeżeli (...) zarzuca się mi, że był skonsumowany obiad za 1,5 tysiąca zł, to troszeczkę nie pamiętam tych obiadów, bo je się różnie. Dynamicznie działam i z wieloma osobami jadałem, i czy one płaciły, czy ja płaciłem, to (...) po 2,5 roku nie jestem w stanie powiedzieć" - mówił marszałek.

Karapyta podkreślił raz jeszcze, że "absolutnie" nie czuje się winny.

Zdaniem przewodniczącego klubu radnych PSL w sejmiku Mariusza Kawy, radni koalicji nie zabierali głosu w debacie, bo forum publiczne nie jest dobrą płaszczyzną do rozmów na temat tak skomplikowanych spraw, jak w przypadku zarzutów dla marszałka.

„Uznaliśmy, że złożenie wniosku o odwołanie marszałka będzie najlepszym rozwiązaniem. W ciągu 30 dni będzie dość czasu, by rozmawiać o tym i podjąć właściwą decyzję. Będziemy bogatsi w wiedzę, której dzisiaj nie mamy. Nasza wiedza jest ograniczona, bo niewielu z nas miało okazję porozmawiać z marszałkiem" - dodał w rozmowie z PAP.

Prokuratura Apelacyjna w Lublinie postawiła Karapycie siedem zarzutów dotyczących czynów popełnionych w latach 2011-2012. Miał on przyjąć łapówki w kwotach od 1,5 do 30 tys. zł, łącznie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Korzyści przyjmowane przez marszałka miały polegać też na opłacaniu mu pobytu na urlopie za granicą i w Polsce. Dwa zarzuty dotyczą korzyści osobistych w postaci zaspokajania potrzeb seksualnych. Grozi mu do 10 lat więzienia.