Józef Kielar: Dlaczego i jak pomaga pani osobom bezdomnym?

 Mirosława Widurek: Bezdomnością zainteresowałam się ponad rok temu, kiedy zaczęłam przyjeżdżać z Draganowej w Beskidzie Niskim (woj. podkarpackie) do Warszawy na posiedzenia Rady Działalności Pożytku Publicznego jako prezes stowarzyszenia Dla Równości. Jeżdżąc tramwajami i autobusami oraz chodząc po centrum stolicy moją uwagę zwrócili bezdomni seniorzy. Siedzieli na ławeczkach ściskając w ręku cały swój dobytek upchany w siatkach i małych wózeczkach. Ludzie odwracali od nich głowy, udawali, że ich nie dostrzegają, a niektórzy nawet rzucali w ich stronę nieprzyjemne komentarze. Postanowiłam zainteresować tym tematem RDPP.

 


Czy udało się wam osiągnąć coś konkretnego?

 Zwróciliśmy uwagę na mapę zagrożeń bezpieczeństwa opracowaną przez Komendę Główną Policji. Traktowała ona bezdomność jako jedno z wielu zagrożeń obok szybkiej jazdy samochodem, chuligańskich ekscesów czy kłusownictwa. A przecież osoba bezdomna nie jest dla nikogo zagrożeniem. To ona wymaga z naszej strony pomocy i uwagi. Zaproponowaliśmy KGP zmianę nazewnictwa podając kilka propozycji do wyboru. Po dwóch miesiącach przychylono się do naszego wniosku i wybrano sformułowanie, na którym nam najbardziej zależało: „osoba bezdomna wymagająca pomocy”. Dla mnie to pierwszy mały krok zmierzający do zmiany sposobu myślenia o ludziach bezdomnych. Zasugerowałam także Komendantowi Głównemu Policji żeby rozpoczął cykl szkoleń policjantów na temat sposobu traktowania przez nich osób bezdomnych. No i udało się. W całej Polsce przeprowadzono takie szkolenia we współpracy z organizacjami pozarządowymi, które pomagają osobom bezdomnym. Od samego początku, kiedy zajmuję się problematyką bezdomności współpracuję z organizacjami pozarządowymi.

 Jakie to organizacje?

Moimi partnerami i doradcami w tym zakresie są m. in: siostra Małgorzata Chmielewska ze Wspólnoty Chleb Życia, Adriana Porowska z Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej, Paweł Chachulski z Mokotowskiego Hospicjum, Elżbieta Żukowska-Bubienko ze Stowarzyszenia Ku Dobrej Nadziei w Białymstoku, Marzena Harasiuk ze Stowarzyszenia Zupełne Dobro z Rzeszowa czy Natalia Rutkowska z grupy, która organizuje Zupę na Plantach w Krakowie. Żeby poznać zagadnienia bezdomności, trzeba zbliżyć się do tych ludzi oraz uczestniczyć w pomocy. Dlatego z mężem Markiem zostaliśmy wolontariuszami. Raz w miesiącu przygotowujemy z własnych środków obiad dla 40 osób w Rzeszowie, a także raz w miesiącu zupę oraz kanapki dla 250 osób w Krakowie na Plantach. Ponadto raz w miesiącu odwiedzam krakowskie pustostany w godzinach od 19 do 24. Raz w miesiącu przyjeżdżam również do kobiet bezdomnych w warszawskim schronisku Emaus. Przywożę wtedy dla nich specjalnie upieczone przez gospodynie z Beskidu Niskiego blachy ciasta oraz ubrania zebrane wśród osób życzliwych. Przyjeżdżając do nich siadamy razem przy stole i przy kawie i cieście rozmawiamy o życiu.

A jakie są największe przeszkody uniemożliwiające bezdomnym powrót do tego normalnego życia?

Największą przeszkodą jest złe prawo. Przepisy ustawy o pomocy społecznej są nieżyciowe i blokują możliwości pomocy. Na przykład,  art. 48a ust. 2d tej ustawy stanowi, że bezdomny może przebywać cztery miesiące w placówce z usługami opiekuńczymi oczekując na miejsce w domu pomocy społecznej. Ten okres, to fikcja, bo w rzeczywistości czeka dwa lub więcej lat. Zaproponowaliśmy ustawodawcy zlikwidowanie tego sztywnego terminu.

Powrót osób bezdomnych do tzw. normalnego życia jest bardzo trudny i wymaga ogromnego wsparcia z zewnątrz. Niestety seniorzy i chorzy seniorzy nie mają szans, żeby wyjść z bezdomności. Dla nich najważniejsze jest miejsce w schronisku z usługami opiekuńczymi lub pobyt w specjalistycznych placówkach dla osób starszych i schorowanych, ale tych, niestety, nie ma w Polsce.

Czytaj też: RPO: Władze publiczne powinny walczyć z bezdomnością>>

Z przepisów wynika, że osobie bezdomnej może pomóc właściwie tylko gmina, w której był ostatnio zameldowany na pobyt stały, a nie ta w której aktualnie przebywa.

Tak stanowi artykuł 101 ust. 2 ustawy o pomocy społecznej. To kompletny nonsens, ponieważ bezdomny przebywający od dziesięciu czy nawet dwudziestu lat w Warszawie (lub w innym wielkim mieście) został bezdomnym właśnie w stolicy. Nie wróci np. na Podkarpacie i nie zamieszka tam w schronisku. Poza tym, jest to sprzeczne z konstytucją, która daje prawo pobytu każdemu w dowolnym miejscu. Proponujemy więc zmianę tego przepisu, żeby dla bezdomnego właściwą miejscowo była gmina, w której przebywa. Da jej to np. prawo do korzystania z pomocy społecznej w Warszawie a pieniądze i tak „idą za człowiekiem”, więc żadna gmina na tym nie straci.

Należy także dokonać zmian w prawie farmaceutycznym tak aby apteka ogólnodostępna mogła sprzedawać organizacjom pozarządowym opiekującym się bezdomnymi a nie tylko osobom fizycznym i podmiotom leczniczym. Wystawianie faktur przez apteką na nazwisko pacjenta uniemożliwia rozliczenie tego wydatku w kosztach działania organizacji.

Innym problemem jest niewystarczająca sieć łaźni dla osób bezdomnych. Gminy bronią się przed organizowaniem tego typu usług. Największy opór jest widoczny ze strony radnych.

Wymaga również uregulowania problem pochówku osób bezdomnych ze względu na przeciągające się procedury. Gminy przerzucają się odpowiedzialnością poszukując rodzin i trwa to niekiedy nawet ponad rok.

Czy sytuację osób bezdomnych poprawiło by powołanie rzecznika osób bezdomnych?

Od pewnego czasu niektórzy apelują do premiera, żeby powołał instytucję rzecznika ds. osób bezdomnych. Moim zdaniem byłby to następny szczebel lub szczebelek urzędniczy. Tylko po co? Przecież w wielu ministerstwach są departamenty, które mają w swoim zakresie sprawy związane z bezdomnością. Byłyby nowe etaty, nowe pieniądze, nowi asystenci i nowi doradcy. Powstałaby nowa, wielka machina urzędnicza. Byłoby to celowe gdyby taki rzecznik, w ramach obowiązków, odwiedził wszystkie ogrzewalnie, noclegownie, schroniska, schroniska z usługami opiekuńczymi i wyrywkowo, w każdym województwie pustostany. Mając ogląd w skali kraju mógłby dokonać pełnej diagnozy stanu bezdomności.

Dlatego uważam, że to nie ma sensu, a ustawodawca i tak nie spieszy się do zmian systemowych, żeby polepszyć warunki życia osób bezdomnych. Urząd nowego rzecznika byłby kosztowny i moim zdaniem nie przyniósłby oczekiwanych rezultatów. Rzecz w tym, żeby ustawodawca miał wolę do przeprowadzenia zmian. Obecnie nie dostrzegam jednak takiej woli.

Kto w takim razie może efektywnie pomóc bezdomnym?

Prawdziwym rzecznikiem bezdomnych jest taka osoba w terenie, która ma bezpośrednim kontakt ze zjawiskiem bezdomności. Tylko w ten sposób można przeprowadzić zmiany. Na nic się zdadzą spotkania w miłych i ciepłych miejscach, żadne słupki, wykresy czy rozprawy naukowe. Potrzebne są rozmowy osób zajmujących się tą problematyką, spotkania w placówkach dla bezdomnych z przedstawicielami organizacji pozarządowych no i oczywiście z osobami bezdomnymi. Rzecznik rządowy byłby tylko figurantem.