Pierwszą rzecz, którą należy w tym miejscu zaznaczyć jest to, że ostanie wybory na pewno nie były wyjątkowe. Po drugie, należy zdecydowanie odrzucić przyjęte w mediach założenie, że odpowiedzialność za zaistniałą sytuację ponoszą wyłącznie członkowie obwodowych komisji wyborczych. Nie można zgodzić się również z tezą, że przeważająca większość nieprawidłowości w komisjach wyborczych nie ma wpływu na rozstrzygnięcia wyborcze. Obowiązujący w Polsce system wyborczy zawiera punkty/luki, które mogą ułatwiać tuszowanie uchybień w pracy organów wyborczych, w tym także fałszerstw kształtujących wynik głosowania niezgodnie z wolą wyborców.

Dziwić może, że po 25 latach funkcjonowania demokratycznych struktur państwa sytuacji tej nie jest w stanie właściwie monitorować Państwowa Komisja Wyborcza, która w niedostateczny sposób reaguje, nie tyle na subiektywne opinie polityków, w tym szczególnie kandydatów ale jest całkowicie odporna na sygnały i postulaty płynące ze strony samorządów gminnych, odpowiadających za organizację wyborów od strony techniczno administracyjnej jak i ze strony sędziów - członków rejonowych i okręgowych komisji wyborczych. Praktycznie od 1990 r. w Polsce utrzymuje się stan, w którym nie da się przeprowadzić wyborów zgodnie z obowiązującymi przepisami. Wprowadza się rozwiązania, które wzbudzają marginalne lub nie wzbudzają żadnego zainteresowania (głosowanie korespondencyjne, przy użyciu nakładek Braille’a czy przez pełnomocnika) a unika się dyskusji i wprowadzenia rozwiązań, które rzeczywiście usprawniłyby i uszczelniły procedurę głosowania tak dla wyborców, w tym wyborców niepełnosprawnych, jak i członków komisji wyborczych.

Podstawowym błędnym i naiwnym założeniem polskiego sytemu wyborczego jest to, że głosowanie w wyborach powszechnych są w stanie przeprowadzić komisje składające się z przypadkowo dobranych społeczników. Dotychczasowy system zakłada, że wyznaczeni do komisji - przez komitety wyborcze - politycy (członkowie partii, członkowie rodzin kandydatów, ich znajomi, podlegli pracownicy itd.) w krytycznym dla siebie momencie (np. być albo nie być na określonym stanowisku pracy) „przebiorą się w apolityczne szaty” i zagwarantują bezstronne (obiektywne, rzetelne, uczciwe) ustalenie wyników głosowania.

System ten zakłada także, że amatorzy - by nie powiedzieć dyletanci (bezrobotni, szewcy, krawcowe, lekarze, nauczyciele itd. itp.) - na szkoleniu trwającym maksymalnie 2-3 godziny opanują kilkaset przepisów Kodeksu wyborczego, kilkadziesiąt stron wytycznych Państwowej Komisji Wyborczej oraz kilkanaście innych uchwał tejże Komisji oraz rozporządzeń ministra właściwego ds. administracji - i przeprowadzą głosowanie zgodnie z przepisami. Przepisami, których nie są w stanie opanować i jednoznacznie zinterpretować nawet zawodowi prawnicy i administratywiści.

Organizacja wyborów powszechnych w Polsce (każdych, różniących się jedynie stopniem trudności wynikającym z objętości i liczby kart wyborczych) to typowa jazda bez trzymanki, w którą dają się zaprząc pracownicy gminnych samorządów, z reguły z sekretarzami gmin na czele. Tylko dzięki poświęceniu tych pracowników, pracujących wbrew przepisom Kodeksu pracy, wykonującym prace dla i (poza prawem) za członków komisji udaje się wyjść z twarzą z tego totalnego bałaganu proceduralnego.

Nie należy zapominać, że główne obowiązki członków komisji wyborczych, w tym ustalenie wyników wyborów, sporządzanie zestawień i protokołów, wykonywane są przez nich po 16 godzinnym dyżurze (nie zawsze i nie wszystkim członkom komisji udaje się odpocząć w ciągu dnia, podczas głosowania) i trwają kolejne kilka a nieraz kilkanaście godzin. Jak spada poziom percepcji nawet najbardziej wytrzymałego człowieka nie trzeba nikogo przekonywać.

Ponadto nadregulacja klasycznych czynności administracyjnych kształtujących prace komisji wyborczych została zdublowana nielogicznym, nadmiernie skomplikowanym system informatycznym. Pomijając koszty finansowe, sposób informatyzacji wyborów spowodował, że ustalenie wyników wyborów jest bardziej pracochłonne, skomplikowane - i co najbardziej niebezpieczne - ogranicza (w zależności od kwalifikacji) poziom kontroli członków komisji okw nad procesem ustalania wyników. To operator informatyczny komisji nadaje ostateczny kształt protokołowi z głosowania.

Tajemnica dlaczego funkcjonujący „na wariackich papierach” system wyborczy trwa w niezmienionym od tak wielu lat kształcie tkwi prawdopodobnie także w mechanizmie chroniącym członków komisji wyborczych przed odpowiedzialnością. Mimo, że w każdych wyborach mamy do czynienia z incydentami: zaginięcia (zgubienia) pieczęci, prowadzenia przez członków komisji kampanii wyborczej, zagubienia kart, wydania karty bez pieczęci co czyni kartę nieważną itp. itd. w ogóle są nieznane przypadki pociągnięcia członków komisji do odpowiedzialności. Nie funkcjonuje również mechanizm weryfikacji kandydatów do komisji pod względem kwalifikacji. Bez względu na sposób szkolenia przepisy nie przewidują zakończenia go jakąkolwiek formą egzaminu. Eliminacji członka OKW ze składu komisji z powodu niskich kwalifikacji jest niedopuszczalna. Przepisy nie przewidują również postulowanego od wielu lat wprowadzenia jakiejkolwiek formy ślubowania członków komisji. Czyżby politycy odpowiedzialni za stanowienie prawa byli świadomi zadań jakie przed nimi stawiają.

Ustawodawca, regulując prawo wyborcze, pozostawił bez konsekwencji kwestię tzw. nieważnych kart do głosowania. Ograniczył się wyłącznie do ich zdefiniowania. Karta nieważna (nie mylić z głosem nieważnym), to karta inna niż urzędowo ustalona, czyli inaczej karta sfałszowana oraz karta, na której komisja wbrew przepisom nie postawiła pieczęci – w każdym przypadku stanowi dowód (świadomego bądź nieświadomego) popełnienia przestępstwa. Co prawda kart nieważnych w ostatnich wyborach było „tylko” 574 ale w wyborach do Sejmu w 2011 r. kart nieważnych w skali kraju było aż 13918 (źródło: odpowiednie obwieszczenia PKW).

Tajemnicą Poliszynela jest także dlaczego 25 lat po przywróceniu w Polsce demokracji komisje wyborcze w dalszym ciągu liczą głosy praktycznie w konspiracji. Dziwna także wydaje się praktyka fizycznej likwidacji (oddawania na przemiał) dokumentacji powyborczej, łącznie z kartami, już w kilka miesięcy po wyborach, gdy inne tego typu akta zalegają w archiwach latami."