Tomasz Dworzyński pochwalił się na Twitterze, że w Milanówku spotkał znak ostrzegający przed jeżami i wiewiórkami. Ktoś inny pokazał znak ostrzegający przed kotami. I pojawiły się komentarze, że to nielegalne. Okazuje się jednak, że zdania na ten temat są podzielone. Nawet jednak, gdyby ktoś go postawił nie respektując przepisów prawa, raczej uniknie kary.
Czy prawo do znaku ma tylko krowa i sarna?
- Wszystkie znaki stojące na drodze muszą być zgodne z rozporządzeniem w sprawie znaków i sygnałów drogowych – mówi podinspektor Radosław Kobryś z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji. - W przypadku rysunków kota, jeża albo wiewiórki na znaku drogowym – nie można się powołać na żaden przepis prawny je dopuszczający – podkreśla. Według niego zgodnie z § 9 rozporządzenia na znaku ostrzegawczym mogą widnieć jedynie krowa i sarna.
Inaczej na sprawę patrzy Wojciech Kotowski, autor popularnego od lat komentarza do Prawa o ruchu drogowym. Nie dostrzega on żadnej nielegalności w umieszczaniu we właściwych miejscach znaków ostrzegawczych z wizerunkami zwierząt, które często występują w danym regionie, by uchronić je przed rozjechaniem.
– Może się na nim znaleźć nie tylko jeż czy lis, ale równie dobrze może to być pies, kot, wiewiórka, żaba, a nawet wąż i inne gatunki składające się na naszą faunę – tłumaczy Wojciech Kotowski. - Nie trzeba przekonywać, zwłaszcza ludzi dobrej woli, jakie kolosalne znaczenie ma określenie na znaku gatunku zwierzęcia. Wiadomo bowiem, że w kontakcie pojazdu z sarną, jeleniem, czy dzikiem ucierpią zwierzę i jadący. Natomiast w kontakcie z wiewiórką, jeżem, czy kotem ucierpią tylko zwierzęta. Nie ma najmniejszych przeszkód w umieszczaniu na tej kategorii znaków właściwego wizerunku zwierzęcia, które możemy spotkać na drodze – dodaje Wojciech Kotowski. Jego zdaniem § 9 rozporządzenia choć wymienia dwa znaki 18a „zwierzęta gospodarskie” i 18b „zwierzęta dzikie”, to umieszczony na nich wizerunek jest tylko przykładowy.
Radosław Kobryś uważa jednak, że kwestię ostrzegania przed innymi zwierzętami można rozwiązać w inny sposób, i to legalny. – Wystarczy umieścić na drodze klasyczny znak ostrzegawczy o dzikich zwierzętach A18-b, a pod spodem dodać tabliczkę informacyjną o odpowiedniej treści – np. informujący o kotach, jeżach, wiewiórkach na drodze – mówi. Tylko kierowcy mogą odpowiedzieć na pytanie, czy tabliczka z napisem będzie tak dobrze widoczna jak znak z obrazkiem?
Mogą się o tym przekonać, bo w wielu miejscach w Polsce pojawiły się takie znaki ostrzegające przed dzikimi kaczkami, ale wyglądają dość komicznie. Ktoś na portalu Wykop.pl skomentował nawet, że jakieś dziwne te kaczki. W 2016 r. w Mińsku Mazowieckim Zarząd Dróg Miejskich z inicjatywy radnej Teresy Szymkiewicz postawił żółty trójkąt z wykrzyknikiem i tabliczka z napisem: Uwaga kaczki. W 2017 r. podobny znak pojawił się w Warszawie na Wisłostradzie, ale już z podpisem Dzikie Kaczki. Sprawa jak widać nie jest oczywista.
Droga to nie żarty - nie można rozpraszać kierowców
Magdalena Kiljan, rzecznik Gdańskiego Zarząd Dróg i Zieleni zwraca uwagę, że droga to nie jest miejsce do żartów. - Czytelność oznakowania, jego jednolitość i minimalizacja mają jasny cel. Kierujący musi w sposób szybki i jednoznaczny odbierać ustanowioną organizację ruchu. Jeśli kierujący widzi znak, który jest mu znany z obowiązujących przepisów nie analizuje go, odbiera go wręcz intuicyjnie. A znak z jeżem lub lisem zwróci uwagę kierowcy, a to już nie jest zasadne – przekonuje Magdalena Kiljan. Dlatego jej zdaniem, co do zasady, takie znaki nie powinny stać przy drodze.
Stowarzyszenie Prawo na Drodze z Lublina także uważa, że znaki spoza rozporządzenia są bezprawne. Dla Wojciecha Kotowskiego jest oczywiste, że znaki drogowe muszą być czytelne i zrozumiałe. – I taką rolę oraz odpowiednie standardy przykładowe znaki z wiewiórką spełniają, co więcej - precyzyjnie dookreślają ogólną informację – uważa Kotowski. W przeciwieństwie do saren z podpisem dzika kaczka, które wywołują zainteresowanie i emocje.
Według Magdaleny Kiljan zdarzyć się może, że ich ustawienie bywa zasadne, ale z praktyki GZDiZ wynika, że są to przypadki dość rzadkie. O ustawieniu znaku decyduje bowiem organ zarządzający ruchem, po uprzednim opracowaniu projektu organizacji ruchu, uzyskaniu wymaganych opinii i końcowym zatwierdzeniu projektu. Zatem, aby znak stał legalnie, trzeba się zwrócić do zarządcy danej drogi – w przypadku dróg gminnych i powiatowych będzie to starostwo, a położonych w mieście – prezydent, w którego imieniu zwykle działa zarząd dróg.
Kara trudna do wymierzenia
Zgodnie z art. 85 Kodeksu wykroczeń, kto samowolnie ustawia, niszczy, uszkadza, usuwa, włącza lub wyłącza znak, sygnał, urządzenie ostrzegawcze lub zabezpieczające albo zmienia ich położenie, zasłania je lub czyni niewidocznymi, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.
- W praktyce jednak wykrycie sprawcy ustawienia znaku, o ile nie zostanie złapany „za rękę”, jest dość trudne, żeby nie powiedzieć niemożliwe. Zgłoszenie kończy się zdemontowaniem oznakowania. Choć czasem bywa i tak, że dane oznakowanie i z naszego punktu widzenia jest zasadne. Wówczas opracowujemy projekt, uzgadniamy go, a nielegalna dotychczas organizacja ruchu staje się legalną – mówi Magdalena Kiljan.
Czy warto podnosić rękę na obrońców zwierząt
Wojciech Kotowski zwraca jednak uwagę na inny wątek. Otóż zgodnie z par. 3 wspomnianego rozporządzenia, znaki ostrzegawcze uprzedzają o miejscach na drodze, w których występuje lub może występować niebezpieczeństwo, oraz zobowiązują uczestników ruchu do zachowania szczególnej ostrożności. – Skoro zgodnie z art. 1 ustawy o ochronie zwierząt, zwierzę jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą, to nakłada to na człowieka powinność poszanowania, ochrony i opieki. Na tych, którzy przywołanego przesłania nie potrafią pojąć, utrwalić i właściwie realizować czeka bogaty katalog kar określonych w art. 35-40 ustawy - podkreśla Wojciech Kotowski. I dodaje, że chciałby zmierzyć się w potyczce prawnej z podmiotem, dążącym do ukarania osoby, która umieściła w miejscu publicznym pożyteczną wiadomość, jak w przypadku omawianych znaków, a także z zarządcą drogi, który zaniechał obowiązkowej powinności umieszczenia go na drodze.
Bywają legalne znaki postawione nielegalnie
Stawianie znaków ma też drugą stronę medalu. Często bowiem zdarza się, że mieszkańcy, zarządcy nieruchomości czy spółdzielnie, właściciele sklepów stawiają lub wieszają znak zakazu zatrzymywania, wkopują słupek czy ustawiają pachołki, które mają pomóc w zarezerwowaniu miejsca do parkowania. Gdy ktoś tam zaparkuje, wzywana jest często straż miejska, by ukarać delikwenta. Wówczas ten broni się, że znak został postawiony nielegalnie, bo bez zgody zarządcy drogi i często wygrywa. Tak było np. w sprawie 28-latka z Poznania. Sąd uniewinnił go jednak dopiero po 3 latach. Z kolei w Kościanie kilka lat temu była sprawa przeciwko Komendantowi Powiatowemu Policji o ustawienie nielegalnego znaku zakaz wjazdu przy wjeździe na na teren komendy. Okazało się, że był on nielegalny i musiał być usunięty. Komendant jednak nie poniósł odpowiedzialności. Sprawa zakończyła się umorzeniem z powodu przedawniania.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu. Dostęp do treści dokumentów w programie LEX jest zależny od posiadanych licencji.