Rząd we wtorek zaakceptował skargę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej o stwierdzenie częściowej nieważności dyrektywy tytoniowej. Nowelizacja dyrektywy tytoniowej jest szczególnie niekorzystna dla naszych producentów, ponieważ Polska jest drugim co do wielkości producentem tytoniu w UE. Zgodnie z dyrektywą od 2016 r. mają być zakazane papierosy z dodatkami smakowymi; listę tych dodatków opracować ma Komisja Europejska. Wyjątkiem objęto papierosy mentolowe, dla których wprowadzony zostanie 4-letni okres przejściowy. To oznacza, że zakaz wejdzie w życie dopiero latem 2020 r.
Ekonomiści w większości negatywnie oceniają konsekwencje jakie dla Polski neisie wdrożenie przepisów unijnych w tej kwestii.
- Nie jestem pewna czy Komisja Europejska powinna tak szybko ingerować w sprawę produkcji tytoniu. Z kolei za mało zajmuje się sprawami ważnymi, jak np. przemyt w kontekście przemysłu tytoniowego. Unia Europejska zbyt szczegółowo reguluje gospodarki poszczególnych krajów - mówiła w radiu TOK FM prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. -  Rafał Antczak, wiceprezes Deloitte, stwierdził natomiast, że za wieloma przedsięwzięciami stoi ideologia - zaznaczył. - Te narzędzia są mało skuteczne gdyż przemyt będzie kwitł nadal - dodał ekspert.
Ekonomiści widzą problem w dwóch obszarach. Korzyści płynących z palenia tytoniu i strat. Producenci i palacze przecież odprowadzają bardzo poważne sumy do budżetu z tytułu akcyzy i VAT. Z punktu widzenia strat - to życie palacza jest krótsze a zachorowalność większa niż innych osób. W Unii Europejskiej te czynniki są analizowane jednostronnie - dostrzega się jedynie szkodliwość palenia tytoniu. W istocie jednak w Polsce formy tytoniowe odprowadzają 15 mld zł akcyzy rocznie - dodał Rafał Antczak. A nielegalny rynek tytoniu szacowany jest na ok. 5 mld zł. Po wprowadzeniu zakazów wynikających z dyrektywy zwiększy się szara strefa - mówią eksperci.
Jeśli jednak państwo oszczędzi na leczeniu palaczy, to musi pokazać, ile wynosi ta korzyść. - W UE mówi się, ze leczenie palaczy jest droższe niż zyski ze sprzedaży papierosów. Zakładanie, że tak jest uwłacza logice - podkreśla Antczak.