Stanisław Machnio był głównym udziałowcem spółki Rolmach. Pod koniec lat 90. kupił od niemieckiej firmy dwa specjalistyczne kombajny. W lipcu 2002 roku kombajny zostały zarekwirowane przez nyską prokuraturę, bo ta uznała, że to sprzęt uzyskany w wyniku przestępstwa. - Dowiedziałem się wtedy, że niemiecki sprzedawca chce dopłaty do kombajnów. Zdziwiło mnie to, bo wcześniej nie miałem żadnego wezwania do zapłaty - opowiada Machnio. Tymczasem prokurator zarzucił mu przywłaszczenie sprzętu i wyłudzenie kredytu bankowego. - Cała sprawa mnie zaskoczyła. Nie mogłem pozwolić na zatrzymanie kombajnów, bo potrzebowałem maszyn, by zarabiać. To był czas, gdy mieliśmy najwięcej pracy, a pozostałem bez sprzętu - tłumaczy.
Złożył zażalenie na decyzję nyskiej prokuratury, a prokuratura okręgowa przyznała mu rację. - Jednak kombajny odzyskałem dopiero pięć miesięcy później. Już po żniwach - mówi. Gdy sprawa trafiła do sądu, prokuratura znów odebrała mu maszyny jako dowody rzeczowe. Sama jednak nie mogła ich przechowywać. W takiej sytuacji prawo pozwala na przekazanie dowodów do przechowania tzw. osobie godnej zaufania. Prokuratorzy uznali, że będzie to Jan. S., rolnik z Opolszczyzny. Sęk w tym, że on kombajny oddał niemieckiemu sprzedawcy. Machnio dowiedział się o tym, gdy został uniewinniony przez sąd.
Postanowił więc domagać się od prokuratury odszkodowania. Według pełnomocnika Machnio zabranie kombajnów w lipcu 2002 roku spowodowało załamanie stabilności finansowej spółki. Niezbędne dla przedsiębiorstwa kombajny nie pracowały. W konsekwencji Machnio nie miał zysków i nie mógł spłacać zaciągniętych kredytów. W efekcie spółka upadła. Straty wyliczono na 9,187 mln zł.
Źródło: Gazeta Wyborcza Opole