Dyskusje nad ochroną prawną polskich żołnierzy mają swój początek w wydarzeniach w Nangar Khel z sierpnia 2007 roku. W wyniku ostrzału wioski przez Polaków
zginęli wtedy afgańscy cywile. Sześciu żołnierzy prokuratura oskarżyła o zabójstwo ludności cywilnej, siódmemu postawiła zarzut ataku na niebroniony obiekt cywilny. Szef resortu obrony wydał wówczas decyzję w sprawie pomocy prawnej dla podejrzanych o popełnienie przestępstwa. Wcześniej swoje usługi oskarżonej siódemce zaoferowali adwokaci spoza środowiska wojskowego.
Po tych wydarzeniach zaczęto głębiej zastanawiać się nad nowymi rozwiązaniami, podobnymi do obowiązujących w armiach amerykańskiej czy brytyjskiej. Tam oskarżony ma szansę otrzymać wojskowego adwokata, ale też może się ubiegać o zwrot kosztów wynajęcia cywilnego. W polskiej znowelizowanej ustawie pragmatycznej pojawiły się już konkretne zmiany, zapewniające pomoc w podobnych sytuacjach. Gdy postępowanie karne zostaje umorzone lub żołnierz wygra proces, to jeśli miał obrońcę z urzędu, jego wynagrodzenie pokrywane jest z budżetu MON. Może on również sam wskazać adwokata, a stawki za jego usługi ustalane są na takich zasadach, jakie obowiązują w przypadku świadczenia pomocy prawnej cywilom przez obrońców z urzędu.
Choć zmiany w prawodawstwie wojskowym były w tym względzie rewolucyjne, wiele osób uznało je za niewystarczające. - Wprowadzenie reguły, że niewinny żołnierz lub ten, któremu nie zdołano udowodnić winy, nie powinien ponosić konsekwencji finansowych, jest oczywiste - uważa Adam Bodnar, sekretarz Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - Taka jest praktyka w sprawach karnych. Tu jednak nie chodzi o koszty procesu, lecz o stworzenie sytuacji, w której żołnierz zawsze będzie miał zapewnione prawo do obrony – szczególnie na etapie postępowania przygotowawczego – ze strony niezależnego i profesjonalnego pełnomocnika. To ważne w kontekście misji wojskowych - dodaje.
Wiecej: "Polska Zbrojna" >>>