Jak poinformowała prezes Fundacji Danuta Przywara, konferencja została zorganizowana w rocznicę wydania przez Europejski Trybunał Praw Człowieka dwóch niekorzystnych dla Polski wyroków związanych z tą problematyką. Ponieważ Trybunał zobowiązał też Polskę do lepszego uregulowania tej dziedziny, to uczestnicy debaty szukali także odpowiedzi na pytanie, czy od tamtej pory coś się zmieniło na lepsze.

Jak twierdzi Ewelina Brzostymowska z Biura rzecznika Praw Obywatelskich, nawet jeśli nastąpiła pewna poprawa, to nie jest ona jeszcze zadowalająca. Do Biura RPO napływa coraz więcej skarg od tej kategorii więźniów, a piszą oni w nich przede wszystkim o zbyt długim, ich zdaniem, przebywaniu w specjalnych oddziałach lub celach, ale także o tym, że nie mają w związku z tym możliwości korzystania z większości przywilejów dostępnych dla innych skazanych, jak zajęcia sportowe, kulturalne czy edukacyjne.

Problemem, na który szczególnie zwracała uwagę przedstawicielka RPO, jest długi okres przebywania w rygorze przeznaczonym dla więźniów niebezpiecznych. Średnio są to cztery lata, ale bywają okresy znacznie dłuższe, a rekordzista przebywa w takim oddziale aż 16 lat. Pojawiło się więc pytanie, na jak długo powinno się kwalifikować więźnia do kategorii niebezpiecznych i jak często powinna następować weryfikacja tych decyzji. Jak twierdzi Ewelina Brzostymowska, która uczestniczyła w wizytacjach takich specjalnych oddziałów, często podstawą do umieszczenia w nim więźnia bywa ocena przeprowadzona na początku jego pobytu w zakładzie karnym, która potem długo nie jest weryfikowana, czy dana osoba nadal jest niebezpieczna, i czy w związku z tym musi wciąż odbywać karę w zaostrzonym, i bardzo uciążliwym systemie.

Przedmiotem krytyki rzecznika praw obywatelskich jest też brak oddziaływań penitencjarnych wobec więźniów zakwalifikowanych do kategorii niebezpiecznych. A jak twierdzi prof. Zbigniew Lasocik w Uniwersytetu Warszawskiego, wobec tej grupy oddziaływania penitencjarne są szczególnie potrzebne. – Przebywający w takich oddziałach więźniowie nie są przygotowywani nie tylko do życia na wolności, ale nawet do funkcjonowania w zwykłych oddziałach więziennych. Idą tam jako niebezpieczni a wychodzą często jako jeszcze bardziej niebezpieczni – mówił. Prof. Lasocik krytycznie ocenia też cały stworzony system izolacji więźniów niebezpiecznych, który obejmuje 16 specjalnych oddziałów mających  w sumie 400 miejsc oraz odpowiednio przygotowane cele w innych oddziałach, w których także jest ok. 400 miejsc. – Wydano na to dużo pieniędzy, teraz to jest wykorzystywane w około jednej trzeciej, ale to nie jest dobre rozwiązanie i nie działa ono prawidłowo - mówił.

Krytycznie o sposobach traktowania przez polskie więziennictwo tzw. więźniów niebezpiecznych mówiła też prof. Monika Płatek z UW. Jej zdaniem jest rozbieżność między realiami a przepisami. – Gdy jakiś organ międzynarodowy zarzuca Polsce, że nie spełnia jakichś standardów w więziennictwie, to polski rząd odpowiada, że są przepisy pozwalające skazanym na korzystanie z tego czy tamtego. Ale co z tego, skoro oni właśnie się skarżą, że w praktyce nie mogą z tych uprawnień korzystać? I właśnie jest nienajgorsza instrukcja o traktowaniu więźniów niebezpiecznych, która w większości zakładów karnych nie jest w pełni realizowana – mówi prof. Płatek.

Także uczestniczący w debacie prof. Teodor Szymanowski twierdził, że zarówno przepisy polskie jak i praktyka naruszają międzynarodowe standardy dotyczące traktowania więźniów niebezpiecznych. – One naruszają przede wszystkim wymóg humanitarnego traktowania skazanych. Jest w tym systemie sporo takiego dokuczania więźniom – mówi.

Na potrzebę zmiany tych przepisów zwraca też uwagę w swoim niedawnym wystąpieniu do ministra sprawiedliwości rzecznik praw obywatelskich. Jednak, jak poinformowała Ewelina Brzostymowska, minister odpisał, że prawa nie trzeba zmieniać, że wystarczy tylko poprawić trochę praktykę w tej dziedzinie.

Z opiniami o złej praktyce w dziedzinie traktowania więźniów niebezpiecznych polemizowała płk Lucyna Sałapa, dyrektor Biura Penitencjarnego w Centralnym Zarządzie Służby Więziennej. Poinformowała m.in., że od 2010 roku obowiązuje instrukcja szefa tej służby, która reguluje zasady postępowania z więźniami niebezpiecznymi. Dodała też, że już po ubiegłorocznych wyrokach jej szef wystosował do zakładów karnych kolejny dokument doprecyzowujący te zasady, w tym uwzględniające oczekiwania strasburskiego Trybunału. – I są już pewne pozytywne zmiany. Na przykład na skutek sugestii zawartych w tej instrukcji komisje penitencjarne częściej teraz weryfikują decyzje o nadaniu więźniowi statusu „niebezpieczny”, co doprowadziło do znacznego zmniejszenia ich liczby – mówiła płk Sałapa. Z przedstawionych przez nią danych wynika, że jeśli w 2003 roku takich więźniów było 400, to obecnie tylko 183.
Przedstawicielka Służby Więziennej twierdziła też, że nie jest prawdą, że nie prowadzi się z tymi skazanymi żadnej pracy penitencjarnej, chociaż przyznawała, że także jej zdaniem nie jest to realizowane w dostatecznym stopniu. I podkreślała, że w Służbie Więziennej narasta świadomość, że tacy więźniowie to nie są tylko potwory, ale też ludzie, z którymi trzeba pracować.

O tym, że jest w tej dziedzinie pewna poprawa mówił także prof. Teodor Szymanowski, którego zdaniem jest jednak jeszcze wiele do zrobienia. Nie zgadza się on ze stanowiskiem ministra sprawiedliwości, że nie ma konieczności zmian w prawie. – Trzeba na przykład doprecyzować kryteria uznawania więźnia za niebezpiecznego, bo teraz są one zbyt ogólne, co pozwala na zbyt wiele swobody przy podejmowaniu decyzji przez służbę więzienną – mówił.