Przeciwko dymisji ministra jest tylko co czwarty badany przez GfK Polonia na zlecenie „Rzeczpospolitej” (24 proc.). Najwięcej zwolenników odejścia Krzysztofa Kwiatkowskiego jest wśród respondentów z wykształceniem podstawowym i zawodowym. Bardziej wyrozumiałe dla ministra są osoby o wyższym poziomie wykształcenia oraz politycy. Ci ostatni,  w tym Zbigniew Ziobro, były minister  sprawiedliwości w rządzie PiS, twierdzą, że minister zrobił po śmierci Artura Zirajewskiego wszystko co należy.

Zirajewski 28 grudnia zażył dużą ilość leków, na skutek czego trafił na oddział gdańskiego szpitala MSWiA, a potem przewieziony został do szpitala więziennego, gdzie zmarł.  Według biegłych, zgon Zirajewskiego nastąpił z przyczyn chorobowych, a bezpośrednią przyczyną śmierci był zator tętnicy płucnej. - Mam bardzo wiele wątpliwości co do okoliczności śmierci Zirajewskiego, dlatego chcę, by praca funkcjonariuszy służby więziennej z Gdańska była solidnie skontrolowana - powiedział minister Kwiatkowski. I rzeczywiście wysłał do Gdańska specjalną komisję ze swym zastępcą na czele, a sam przez cały czas obserwuje przebieg wypadków. No i czeka, co stanie się nim. Z premierem jeszcze rozmawiał (wtorek rano), ale dziennikarze cały czas pytają go, czy poda się do dymisji. Sondaż zamówiony natychmiast przez redakcję „Rzeczpospolitej” jest bez wątpienia także przejawem takiego oczekiwania.

Czy minister powinien podać się do dymisji, albo być zdymisjonowanym przez premiera? Obiektywnie, opierając się na trzeźwej ocenie faktów, raczej nie. Rzeczywiście coś za dużo ostatnio tych samobójstw więźniów zamieszanych w głośne sprawy. Być może coś w systemie zabezpieczeń obowiązujących w polskich zakładach karnych nie działa jak należy. Ale czy Krzysztof Kwiatkowski, który ministrem jest od paru miesięcy, miał szansę ten problem zbadać i podjąć jakieś działania dla jego rozwiązania? Nie, podobnie jak nie miał na to  szans Zbigniew Ćwiąkalski, który ponad rok temu został odwołany po samobójstwie jednego z uczestników i sprawców porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika.  Na kilometr było widać, ze Ćwiąkalski nie był dymisjonowany za to, że coś zaniedbał w tej sprawie, albo za to, że był złym ministrem. Przeciwnie miał dobre oceny. Ale został przez premiera odwołany, bo taka była potrzeba polityczna. Także dlatego, że w polityce i w komunikacji z opinią publiczną wymagane są wyraziste przekazy. Dlatego gazeta od razu pyta, czy powinny polecieć głowy, a opinia odpowiada, że oczywiście  tak.
W najbliższych dniach zapewne okaże się, czy Donald Tusk odwoła Krzysztofa Kwiatkowskiego. Jeśli to zrobi, to nie dlatego, ze Kwiatkowski jest złym ministrem, ale dlatego, że doradcy premiera obliczą, że to może zrobić dobre wrażenie, albo że dobrze sprzeda się to w mediach.